poniedziałek, 27 czerwca 2011

Menedżerskie muffiny z rabarbarem i kruszonką

Tak się zdarzyło, że ostatnio dostałam awans na stanowisko menedżerskie. Okazja ta została odpowiednio uczczona w gronie współpracowników :) Lubię świętowanie małych okazji i staram się piec słodkości dla osób, z którymi pracuję. Bo ich lubię i wiem, że oni lubią słodkości. Poza tym zauważyłam, że muffinek (bo najczęściej piekę właśnie muffiny) potrafi wprawić moje koleżanki i kolegów w dobry nastrój, nawet w takie dni, w które jakiekolwiek oznaki dobrego nastroju są nieuzasadnione. Tak więc były muffiny cytrynowe w mikołajkowych papilotkach na 6 grudnia, były pomarańczowe z kawałkami gorzkiej czekolady na walentynki, był mus czekoladowy na Dzień Dziecka, a z okazji awansu były muffiny z rabarbarem. Średnio eleganckie, ale za to puszyste, wilgotne w środku i z sezonowym owocem (o ile rabarbar to owoc ;). Feedback (jak mawiają w korporacjach) był pozytywny. A oto przepis (zmodyfikowany, oryginał pochodzi stąd):

Składniki:
2 szklanki mąki pszennej
2,5 łyżeczki proszku do pieczenia
5 łyżek cukru
1/4 łyżeczki soli
1 szklanka maślanki (to jest modyfikacja nr 1)
1 jajko
100 ml oleju
200 - 300 g rabarbaru

Przygotowanie:
Nagrzać piekarnik do temperatury 200 stopni Celsjusza. Rabarbar umyć, obrać i pokroić na niewielkie kawałki (ja pokroiłam w poprzek łodygi, na kawałki wielkości ok 5 mm).  W jednej misce wymieszać mąkę (wcześniej przesiać), proszek do pieczenia, cukier i sól. W drugiej maślankę, jajko i olej. Obie mieszaniny połączyć, dodając pokrojony rabarbar. Dobrze wymieszać (ale raczej łyżką niż w robocie kuchennym, żeby nie przedobrzyć). Papilotki napełniać do 2/3 wysokości, na wierzchu posypać kruszonką (modyfikacja nr 2) z tego przepisu (mi zostały ok 2 garści z kruchego ciasta z rabarbarem, które zamroziłam; na tę ilość muffinów proporcje z tego przepisu na kruszonkę można zmniejszyć ok. cztery razy i zrobić mniejszą ilość). Piec 20-30 min (wnioskując o stopniu upieczenia po wyglądzie) w 200 stopniach. Po upieczeniu wystudzić przed konsumpcją. Z tej ilości składników wyszło mi ok. 18 muffinów w papilotkach w grochy nabytych w DUKA o średnicy ok. 5cm.

Smacznego :)


niedziela, 26 czerwca 2011

Podróż sentymentalna na Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie

Ok. 20 lat temu moi dziadkowie ze strony mamy wybudowali domek letniskowy w miejscowości Krasne Krzywe nad jeziorem Łukcze na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim (ok. 10 km od Łęcznej i ok. 30 km od Lublina). Ja i moje rodzeństwo (rodzone oraz cioteczne, w sumie 9 sztuk ze mną) spędziliśmy tam wiele wakacyjnych tygodni. Jeździliśmy tam w niemal każdy czerwcowy weekend, a po zakończeniu roku szkolnego na dłużej. Odkąd wyfrunęliśmy z rodzinnych gniazd jeździmy tam dużo rzadziej, 1-2 razy w roku, z braku czasu, laku i ze względu na sporą odległość od Warszawy, w której większość z nas teraz mieszka. Dla mnie za każdym razem jest to podróż sentymentalna, podczas której wspominam beztroskie chwile, które spędzałam tam jako dziecko. Domek dziadków to pewna stała, podobnie jak ta miejscowość i to jezioro. Niewiele się tam zmienia, poza tym, że drzewa co roku są wyższe, dawniej zadbana plaża staje się coraz bardziej zapuszczona, a pan B., od zawsze prowadzący sklepik spożywczy, umarł, zostawiająć swój biznes żonie i córce.

Wizyty w Krasnem Krzywem przywołują wspomnienia, głównie smaków: babcina zupa owocowa (babcia ze strony mamy to jedyny członek mojej rodziny, który robił zupy owocowe) z makaronem, kasza manna, której każde z nas dostawało talerz i mogło samo dodać sobie soku w ulubionym smaku, bigos z młodej kapustki, zupa z botwinki... Zupa ze świeżych, młodych warzyw, hodowanych przez dziadka w przydomowym ogródku i ogórki małosolne jego roboty, gotowana fasolka szparagowa z bułką tartą podsmażoną z masełkiem, świeży bób. Jajka zawsze od tego samego gospodarza, który sprzedawał je dziadkowi dosłowie wyjmując je z gniazda. Wtedy nie było mowy o jakichś oznaczeniach, wiadomo było, że wszystkie są ekologiczne, z chowu ściółkowego i wolnego wybiegu zarazem. Chleb z gminnej piekarni w Ludwinie czy mięso i wędliny z wiejskiej masarni. Okonie złowione przez dziadka i usmażone przez niego na patelni (zawsze uważaliśmy, że dziadek powinien otworzyć smażalnię). Cebularze ze sklepu pana B. z serkami topionymi w trójkącikach i dojrzałymi pomidorami, które pachniały i wyglądały jak pomidory. Sałata o maślanym smaku z ogródku dziadka. Długo by wymieniać.

Na szczęście wiele tych smaków nadal mogę sobie przypomnieć, odwiedzając dziadka, który w Krasnem Krzywem spędza ponad połowę roku (mimo, że właśnie skończył 80 lat). Ta działka pozwoliła mu zachować sprawność mimo zaawansowanego wieku. A nam daje poczucie, że w tych czasach niepewności i ciągłych zmian, są jeszcze takie miejsca, w których czas biegnie wolniej, a życie upływa na codziennych obowiązkach, którym rytm nadają zmieniające się pory roku.

Miło jest wyrwać się z miasta, pooddychać innym powietrzem, zjeść kiełbaskę i ziemniaki pieczone w ognisku, pójść na spacer w pola...




niedziela, 19 czerwca 2011

Dżem na zakończenie sezonu truskawkowego

Tegoroczny sezon truskawkowy ma się już najwyraźniej ku końcowi, poznaję to po smaku truskawek, który stał się intensywniejszy i słodszy niż jeszcze 2 tygodnie temu. I kolor mają ciemniejszy, bardziej purporowy niż truskawkowy.

Na początku sezonu obiecałam sobie, że na jego koniec - pierwszy raz w życiu - zrobię dżem truskawkowy. Trochę mi zajęło znalezienie odpowiedniego przepisu, bo nie chciałam, żeby był to wyrób banalny, skoro debiutancki ;) Padło na dżem truskawkowy z wanilią i octem balsamicznym z tego bloga.

Składniki:
1 łubianka dojrzałych truskawek
0,3 kg cukru (w oryginale jest 0,5 kg, ale dla mnie dżem był wystarczająco słodki przy 0,5)
2 laski wanilii (w oryginale jest 1, ale po dodaniu 1 nie było czuć wanilii, dorzuciłam więc drugą)
skórka i sok z 1 cytryny
2 łyżki octu balsamicznego

Przygotowanie:
1. truskawki umyć, osuszyć, obrać z szypułek i wrzucić do dużego garnka z grubym dnem
2. truskawki zasypać cukrem, potrząsnąć garnkiem i zostawić na kilka godzin (ja zostawiłam na całą noc), żeby puściły sok
3. sparzyć cytrynę, zetrzeć skórkę i wycisnąć sok, a następnie dodać je do truskawek z cukrem
4. podgrzewać na małym ogniu
5. laski wanilii przekroić wzdłuż, wyskrobać ziarenka i dodać (i ziarenka i laski) do truskawek z cukrem i cytryną
6. gotować dżem na małym ogniu (powinno tylko pyrkać) przez 3-5h, co jakiś czas mieszając, do momemtu, aż płyn odparuje, a dżem "zredukuje" się do pożądanej kosystencji
7. gdy dżem będzie już gęsty, dodać ocet balsamiczny, wymieszać i jeszcze chwilę podgotować
8. przełożyć do słoiczków (wychodzi ok. 3 słoiczki) lub zjeść od razu ;)

A dżem wygląda tak:

Mój debiut dżemowy uznaję za udany :) Następny na liście "DO ZROBIENIA" jest dżem morelowy, ale sezon na te owoce dopiero się zaczyna, poczekam więc jeszcze jakiś czas, aż będą miały tak intensywny smak i słodycz jak truskawki, których użyłam do dzisiejszych przetworów..

czwartek, 16 czerwca 2011

Sałatka nicejska zmienną jest

Pierwszy raz jadłam sałatkę nicejską chyba w...Nicei, w 2009 roku. Być może jadłam ją już wcześniej, ale nie zdawałam sobie sprawy, że sałatka składająca się z warzyw i tuńczyka z puszki nazwya się akurat tak.

Sałatka nicejska w restauracji Voyageur Nissart przy rue d'Alsace-Lorraine 19 składała się z sałaty, zielonej papryki, czerwonej papryki, czerwonej cebuli, tuńczyka w sosie własnym z puszki, selera naciowego i czarnych oliwek z pestką. Do tego dobra oliwa, sól i pieprz. W kupionej właśnie w Nicei książce zawierającej tradycyjne przepisy kuchni prowansalskiej ("Les Recettes Du Mistral") wygląda już inaczej. A dokładnie tak:


W przepisie z tej książki figuruje sałata, pomidor, jajko, zielona fasolka szparagowa, czerwona cebula, tuńczyk w sosie własnym, anszua, seler naciowy. Są też kapary i czarne oliwki (noires de Nice).

W kilku przepisach na tą sałatkę, które jak dotąd czytałam, były również gotowane ziemniaki. Jak np. u Julii Child, popularyzatorki kuchni francuskiej w USA - tutaj jest cały filmik instruktażowy, z typowymi dla pani Szild (jak wymawiają francuzi ;) entuzjastycznymi okrzykami :)

Wersja z ziemniakami to to jest moja ulubiona wersja: mix sałat, ziemniaki, tuńczyk (jak akurat wolę w oleju, ale zdania są podzielone), świeża fasolka szparagowa, jajko na twardo, oliwki. I to jest basic. Do tego w zależności od humoru dodaję paprykę, cebulę i/lub pomidora. No i zioła - najbardziej lubię wersję ze świeżą natką, ale w warunkach braku natki zadowolę się również świeżą bazylią. Czasami dodaję też kukurydzę z puszki (niniejszym przepraszam wszystkich, który uważają to za profanację). Do tego dobra oliwa, sól i pieprz, a czasami ocet balsamiczny lub ocet winny  (z białego wina raczej). I kolacja gotowa :)

Dziś wieczorem moja sałatka nicejska wypadła tak:


Api kukin, jak mawia ekranowy kolega Julii Child z telewizyjnej serii "Julia i Jacques gotują w domu", Jacques Pepin.

niedziela, 5 czerwca 2011

Rabarbar

Stałam się ofiarą rabarbarowej propagandy fanów tego...składnika (owoca?). Z dzieciństwa pamiętam ogromne krzaki rabarbaru w babcinym ogródku. O ile nie miałam skrupółów, jeżeli chodzi o bieganie po grządkach jako takich, o tyle grządek z rabarbarem się bałam...były takie mroczne i gęste, niewiadomo co mogło tam siedzieć ;) Z dziecińska pamiętam również słodki smak i aromat kompotu z rabarbaru, który moja babcia latem często serwowała do obiadu :)

Jako dorosła osoba (żeby nie powiedzieć stara panna ;) odkryłam rabarbar na nowo. Już się go nie boję, bo z uwagi na drastyczną zmianę miejsca zamieszkania widuję go tylko w niegroźnej formie łodyg na stoiskach z warzywami i owocami. Zainspirowana przez przyjaciółkę, upiekłam dla niej i jej narzeczonego kruche ciasto z rabarbarem i truskawkami pod kruszonką. Wyszło super, za drugim razem również :)

A wyglądało to tak:


Korzystałam z przepisu z bloga Kwestia Smaku, który zmodyfikowałam, nie dodając daktylii, a dodając świeże truskawki (kilkanaście sztuk).