niedziela, 26 lutego 2012

Domowe cebularzyki na śniadanie

Mówię: cebularz. Myślę: Lublin. Miejsce, w którym się urodziłam, skąd pochodzi moja mama i gdzie mieszkają moi dziadkowie. Cebularze jedzone u dziadków w Lublinie, a później na ich działce rekreacyjnej na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim to jedno z moich najsilniejszych wspomnień gastronomicznych z dzieciństwa. Serwowane z masłem lub trójkątnym serkiem topionym w różnych smakach, w lecie obowiązkowo z pomidorem. Jedzone przy stole w mieszkaniu dziadków lub jako prowiant zabierany na długie spacery polami i lasami na wspomnianym pojezierzu, na które mnie i moje rodzeństwo zabierały ciotki.

Jeżeli tylko mam okazję, zawsze staram się upolować jakiegoś cebularza, gdy jestem w Lublinie. Bo cebularze są najlepsze z tych, które w życiu jadłam. Lublin to ojczyzna tych "bułek z makiem i z cebulą", a tradycję ich wypiekania zapoczątkowali lubelscy Żydzi mieszkający na Starym Mieście tego miasta w XIX wieku. W 2007 roku lubelski cebularz został wpisany na listę produktów regionalnych.

Autentyczny lubelski cebularz powinien więc mieć odpowiedni skład i wygląd. Cebularze, które upiekłam dziś na śniadanie, bardzo odbiegają od ideału - są mniejsze i nie mają tak intensywnego cebulowego smaku, jak te, które można kupić w lubelskich piekarniach. To są raczej cebularzyki niż cebularze ;) Mają rozmiar w sam raz na 4-5 kęsów. Doskonałe z zimnym masłem ;)

Domowe cebularzyki
[wzorowane na przepisie z bloga Kwestia Smaku]


Składniki (na 12 cebularzyków o średnicy ok 10cm):
  • 500g mąki
  • 3 saszetki suszonych drożdży (w oryginalnym przepisie jest ok. 3,5 saszetki = 25g lub 50g świeżych drożdży)
  • 1 łyżka cukru
  • 3 łyżeczki soli
  • 60g masła
  • 1 jajko
  • 1 szklanka (250ml) ciepłego mleka
  • 2 duże cebule
  • 3 łyżki maku
  • 2 łyżki oleju
  • do posmarowania: 1 żółtko + 1 łyżka mleka
Przygotowanie:
  1. najlepiej dzień wcześniej, wieczorem: cebule obrać i pokroić w dużą kostkę, wrzucić na gotującą się wodę i obgotować przez ok. 2 min, a następnie odcedzić
  2. odcedzoną cebulę przełożyć do słoika, dosypać mak, 1 łyżeczkę soli, wlać olej i wymieszać
  3. zakręcić słoik, wystudzić, a gdy będzie już chłodny - wstawić do lodówki na noc
  4. wyjąć słoik z lodówki rano, żeby nabrał temperatury pokojowej
  5. przygotować zaczyn na ciasto drożdżowe - drożdże wymieszać z 1/3 ciepłego mleka, cukrem i 2 łyżkami mąki, odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na 10-15min
  6. w międzyczasie rozpuścić masło i wymieszać je z pozostałą częścią mleka
  7. rozkłócić żółtko z białkiem
  8. wymieszać mąkę z 2 łyżeczkami soli
  9. zaczyn wymieszać z mąką, mieszaniną masła i mleka oraz rozkłóconym jajkiem
  10. wyrobić gładkie, elastyczne ciasto, odchodzące od ręki (= nie powinno się lepić)
  11. ciasto włożyć do miski, przykryć ściereczką i odstawić na 1-1.5h do wyrośnięcia, w ciepłe miejsce (powinno powdoić objętość)
  12. wyrośnięte ciasto przekładamy na stolnicę obsypaną mąką i wyrabiamy przez 10-15min
  13. dzielimy na 12 mniej więcej różnych części
  14. z każdego kawałka ciasta formujemy placuszek, który lekko rozwałkowywujemy
  15. na każdym placuszku układamy kupkę cebuli z makiem (po ok 2 czubate łyżeczki na placuszku)
  16. placuszki układamy na blaszce do pieczenia (u mnie blacha była wyłożona papierem do pieczenia)
  17. przykrywamy blachę ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na 15-20min do podrośnięcia
  18. w międzyczasie włączamy piekarnik (funkcja: grzanie od góry i od dołu, bez termoobiegu) i rozgrzewamy do 180-200 stopni Celsjusza (dużo zależy od piekarnika - jeśli mamy taki bardziej przypiekający, dajmy mniej stopni, ale jeżeli zwykle sprawdza się taka temperatura, jaką znajdujecie w przepisach = wypieki nie są zbytnio przypieczone, można dać 200 stopni)
  19. rozmącamy żółtko z mlekiem i smarujemy taką mieszaniną brzegi cebularzyków
  20. wstawiamy blachę z cebularzykami do piekarnika i pieczemy ok. 25min (do zrumienienia)
  21. wyjmujemy z piekarnika i można od razu jeść ;)
Smacznego :)

piątek, 24 lutego 2012

Aksamitna polsko-francuska zupa cebulowa Wybranka

Zupa cebulowa to jedna z moich ulubionych zup. Prosta, pyszna, aromatyczna, ze składników nie wymagających dalekich wypraw, bo dostępnych w osiedlowych sklepach (no, może poza wytrawnym Rieslingiem). A gdyby tak dodać do klasycznej zupy cebulowej ziemniaka i boczek? Moja siostra podawała czasami swoją zupę z boczkiem, ale z ziemniakami w ten sposób nie eksperymentowała. Gdy inni (ja) nie wykazują się w kuchni wystarczającą odwagą, do akcji wchodzi Wybranek ;) Oto pyszna "polsko-francuska zupa cebulowa", jak sam ją ochrzcił, którą zaserwował mi na walentynkową kolację. Ma delikatniejszy smak niż klasyczna zupa cebulowa i aksamitną konsystencję. Z czystym sumieniem polecam :)

Polsko-francuska zupa cebulowa Wybranka
[autorem zdjęcia jest Wybranek - zupa smakowała tak samo dobrze, jak wyglądała :)]

Składniki (na 2-3 porcje):
  • 500-600 ml bulionu wołowego*
  • 3 zwykłe cebule plus opcjonalnie jedna szalotka
  • około 70g masła
  • oliwa z oliwek
  • 1,5 łyżki mąki
  • pół szklanki białego wytrawnego wina (najlepiej alzackiego Rieslinga)
  • tymianek, szałwia – świeże lub suszone
  • ser gruyere (ok. 2 czubate łyżki startego)
  • dwa ugotowane ziemniaki
  • kilka plastrów boczku wędzonego (ok 100g)
*Z kostki bulionowej (najlepiej ekologicznej; 1-1,5 kostki) lub - jeśli macie czas i chęć ugotować samodzielnie - bulion własnej roboty:
- 250-300-gramowy kawałek mięsa wołowego [Wybranek użył szpondra]
- włoszczyzna (1/2 marchewki + malutki korzeń pietruszki + ok. 7cm białej części pora + 1/4 niedużego selera) [Wybranek: "ok. 1/3 klasycznego pęczka włoszczyzny"]
- opalona nad gazem lub palnikiem do creme brulee połówka cebuli
- tymianek, 2-3 kilka liście laurowe, sól i pieprz
Mięso wołowe, cebulę i włoszczyznę zalewamy wodą i doprowadzamy do wrzenia. Następnie zmniejszamy ogień, aby całość tylko lekko się gotowała. Dodajemy przyprawy i przykrywamy całość. Po mniej więcej trzech godzinach dodajmy sól i pieprz do smaku i zdejmujemy wywar z ognia.

Przygotowanie:
  1. Cebulę obieramy i kroimy w piórka
  2. Do garnka wlewamy łyżkę oliwy, na którą kładziemy już na patelni połowę masła. W ten sposób unikniemy spalenia się masła. Po rozpuszczeniu się całości zmniejszamy ogień do "mało-średniego"
  3. Wrzucamy cebulę na podgrzany tłuszcz i przykrywamy. Cebula nie ma się na razie zbrązowić, a jedynie zmięknąć i stracić wodę (dlatego trzeba przykryć). To tzw. l’etuvee
  4. Gdy cebula zmięknie (trwa to około 20 minut), zwiększamy ogień do maksimum i zdejmujemy pokrywkę
  5. Smażymy, aż cebula się zbrązowi
  6. Do zbrązowionej cebuli dodajemy mąkę i drugą połówkę masła, mieszamy, aż mąka oblepi cebulę i również się zbrązowi
  7. Zmniejszamy ogień i wlewamy bulion, mieszamy
  8. Wlewamy wino, dodajemy szałwię i tymianek i pozwalamy zupie lekkosię  gotować przez 25 minut
  9. W tym czasie możemy na osobnej patelni podsmażyć około 100 g boczku wędzonego, tak jak na skwarki, oraz ugotować ziemniaki
  10. Zupę zdejmujemy z ognia i miksujemy na gładką masę 
  11. Przelewamy do talerzy, kokilek lub miseczek, które nadają się do użytku w piekarniku [odkryliśmy, że moje naczynia z IKEA się nadają ;)] 
  12. Na środku talerza układamy całego ugotowanego ziemniaka i dodajemy smażony boczek
  13. Całość posypujemy startym serem
  14. Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni z ustawionym grzaniem od góry
  15. Czekamy, aż ser się stopi i zrumieni
  16. Podajemy :)

sobota, 18 lutego 2012

Cytrynowe muffiny dla tęskniących za latem

Ostatnio coraz częściej powtarzam sobie w myślach pewne niezbyt ładne powiedzonko: Zimo wyp...! A zaraz potem: Wiosno nap...! Bo choć jestem w zimie i zimnie urodzona, mam dość, nawet mimo tego,  że tegoroczna zima jest o wiele łagodniejsza niż jej poprzedniczki (mrozy trwały krócej, a śnieg rzadziej padał). Ja już chcę wiosnę, słońce i zieleń. Niestety, zima jakoś nie chce wyp..., wydaje się wręcz, że nigdzie się nie wybiera, a ostatnio stała się bardziej zimowa niż w poprzednich zimowych tygodniach. Nie łudzę się więc, że sytuacja pogodowa ulegnie szybkiej poprawie, nie mówiąc już o nadejściu lata, a wraz z nim truskawek.
Póki co będą musiały wystarczyć mi truskawki z importu, których fala zalała ostatnio nasze rodzime spożywczaki. Te z importu nadają się - moim zdaniem - tylko do jedzenia na surowo lub do dekoracji, wykorzystałam je więc do przygotowania muffinów, które pozwolą na chwilę przenieść się myślami do cieplejszych miesięcy. Mam nadzieję.


Cytrynowe muffiny z serkiem waniliowym i truskawkami

Składniki (na ok. 20 muffinów o średnicy 5cm):
  •  300g mąki pszennej
  • 150g cukru
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 cytryna
  • 1 jajko
  • 125ml oleju słonecznikowego
  • 180ml jogurtu naturalnego
  • 1 łyżeczka esencji waniliowej
  • ok. 1,5 opakowania 200-gramowego serka waniliowego z prawdziwą wanilią (np. marki President)
  • kilka truskawek (ilość zależy od tego, czy na każdym muffinie kładziemy ćwiartkę, pół czy całą truskawkę)
Przygotowanie:
  1. cytrynę porządnie wyszorować pod bieżącą wodą, następnie sparzyć wrzątkiem i wytrzeć do sucha
  2. zetrzeć skórkę z cytryny (tylko żółtą część), a następnie przekroić ją na pół i z każdej połówki wycisnąć sok - skórka i sok powinny trafić do osobnych naczyń
  3. nagrzewamy piekarnik do 180 stopni Celsjusza, bez termoobiegu
  4. mąkę, cukier, sodę, proszek do pieczenia i skórkę z cytryny mieszamy w jednym naczyniu
  5. jajko, olej, jogurt i sok z cytryny mieszamy w drugim naczyniu
  6. łączymy obie mieszaniny i dobrze mieszamy
  7. blachę do muffinów wykładamy papilotkami lub smarujemy tłuszczem - składniki wejdą w dość gwałtowną reakcję, a masa zacznie rosnąć
  8. do każdej papilotki/zagłębienia nakładamy ciasto - do 2/3 wysokości papilotki/głębokości zagłębienia (ze względu na gwałtowną reakcję zachodzącą między składnikami ciasta, w tym przypadku bardzo ważne jest to, żeby nie nakładać więcej masy, bo wypłynie z papilotki, tworząc rozlany wierzch, ze zbyt mocno przypieczonymi brzegami)
  9. blachę wstawiamy do piekarnika i pieczemy przez 23 min
  10. po upieczeniu studzimy muffiny
  11. po zupełnym wystudzeniu muffinów, smarujemy wierzch każdego z nich serkiem waniliowym (dobrze, żeby był schłodzony) i dekorujemy truskawkami
  12. po udekorowaniu muffinów chwilę je chłodzimy (5-10min w lodówce) i podajemy
Zamiast serka waniliowego można wykorzystać krem z serka mascarpone (250g mascarpone + 3 łyżki cukru pudru + 1 łyżka esencji waniliowej).

Smacznego :)

wtorek, 14 lutego 2012

Na Walentynki - muffinki :)

Gorzka czekolada, serek mascarpone i żelki malinowe w kształcie serduszek, a do tego kilka prostych składników i mamy walentynkowe muffiny. Na ich pieczenie jest już trochę późno (w momencie, gdy powstaje ten post wiele osób zapewne jest już na walentynkowej randce lub właśnie kończy przygotowania do spotkania ze swoją Walentynką), ale może w przyszłym roku ten pomysł kogoś zainspiruje do zgotowania bliskiej sercu osobie walentynkowych muffinów :)

Walentynkowe muffiny
[autorką zdjęcia jest Renata, moja druga "połówka" z marketingowo-prowskiego zespołu, znanego jako Renato-Magd ;) zdjęcie zostało wykonane aparatem z telefonu iPhone 4S, a przy okazji przekonałyśmy się, że  - wbrew temu, co można dowiedzieć się z reklamy tego telefonu - aparat z iPhone'a 4S wcale nie jest jedynym aparatem, jakiego potrzebujemy ;)]

Składniki (na 16-18 sztuk):
  • 300g mąki pszennej
  • 150g cukru
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1 jajko
  • 125ml oleju słonecznikowego
  • 180ml jogurtu naturalnego
  • 2 czubate łyżki kakao
  • 50g (pół tabliczki) gorzkiej czekolady (polecam Wedla lub Lindt, innych nie polecam)
  • 250g serka Mascarpone (marki Piątnica lub z importu)
  • 2 łyżeczki esencji waniliowej
  • 3 łyżki cukru pudru
  • żelki w kształcie serduszek (moje były malinowe, kupione na stoisku delikatesowym w Marks & Spencer - naprawdę polecam, były pyszne, miały intensywny malinowy smak) albo inny rodzaj dekoracji (np. czekoladowe serduszka lub cukrowa posypka w kształcie serduszek)
Przygotowanie:
  1. łamiemy czekoladę na niewielkie kawałki, wkładamy je do kubeczka od blendera i blenderujemy do uzyskania czekoladowych okruchów wielkości cząsteczek kawy rozpuszczalnej
  2. mąkę, cukier, proszek do pieczenia, sodę, zblenderowaną czekoladę i kakao mieszamy w jednej misce
  3. w drugiej misce mieszamy jajko, olej i jogurt
  4. łączymy obie mieszaniny w gładką masę z grudkami czekolady
  5. nagrzewamy piekarnik do 180 stopni Celsjusza, bez termoobiegu, grzanie z góry i z dołu
  6. blachę do muffinów wykładamy papilotkami (najlepiej w serduszka :) lub natłuszczamy
  7. do każdej papilotki/każdego natłuszczonego zagłębienia nakładamy porcję ciasta (ciasto powinno sięgać do 2/3 wysokości papilotki lub głębokości zagłębienia)
  8. wstawiamy do piekarnika i pieczemy przez 23min
  9. zaraz po wstawieniu muffinów do piekarnika, zabieramy się za robienie kremu - w tym celu mieszamy serek mascarpone z 3 łyżkami cukru pudru i 2 łyżkami esencji waniliowej (wypróbowałam też inną opcję - zamiast cukru pudru i esencji dodałam cukier waniliowy, 1 duże opakowanie, 32g, i też było ok)
  10. po dokładnym wymieszaniu mascarpone z cukrem i esencją, przykrywamy naczynie, w którym znajduje się krem (ja zwykle mieszam w opakowaniu, w którym kupiłam serek), i wstawiamy je do lodówki, żeby krem się schłodził, a smaki dobrze wymieszały
  11. po upieczeniu studzimy muffiny
  12. gdy muffiny będą już zupełnie zimne, dekorujemy wierzch każdego z nich kremem, a na kremie układamy żelkę w kształcie serduszka lub inną dekorację
I tyle. Smacznego :)

Słodkich Walentynek Wam życzę :) I miłości. A sama udaję się na walentynkową ucztę przygotowaną przez Wybranka :)

poniedziałek, 13 lutego 2012

Idealne bułeczki do domowych hamburgerów

O domowych hamburgerach już było, ale nie o pieczywie. Czas stawić czoła temu niedociągnięciu. Pomysł upieczenia bułeczek do domowych hamburgerów pojawił się spontanicznie, a zainspirował mnie kawał mięsa wołowego zalegający w mojej lodówce. W niedzielne popołudnie raczej trudno o dobre, świeże bułki, szczególnie na warszawskim Starym Mokotowie, gdzie w niedzielę sklepy z pieczywem są albo nieczynne albo czynne do pory obiadowej albo sprzedają mrożone pieczywo opiekane w przysklepowym piecu. Żadna z tych ofert mi nie odpowiadała, aczkolwiek z ręką na sercu przyznaję, że nie raz to mrożone pieczywo konsumowała i nikt mnie do tego nie zmuszał (sytuacja też nie ;).

No więc w niedzielne popołudnie, wraz z Wybrankiem mym, przeprowadziłam przegląd lodówki: mięso - obecne, keczup Krzepki Radek marki Rybak (najlepszy keczup na świecie; Słodka Ania też daje radę ;) - jest, ser żółty - na miejscu. Pomidor i ogórek kiszony również się znalazły. Tylko bułek brak... Były za to suszone drożdże, mąka, cukier, mleko i masło. A skoro tak to można zrobić bułki do hamburgerów własnoręcznie :)  Z pomocą przyszła niezawodna autorka bloga Whiteplate, która sprzedała swoim czytelników przepis na - jak się wkrótce miałam przekonać - idealne bułeczki do hamburgerów. Nie miałam "na stanie" sezamu, którym w oryginalnym przepisie należało posypać bułeczki przed pieczeniem, ale jakoś dałam radę bez ;) Bułeczki wyszły fantastyczne. Wystarczyło i do hamburgerów, i na poniedziałkowe śniadanie. Gorąco polecam!

Bułeczki hamburgerowe
Składniki (na 8 bułeczek):
  • 200ml ciepłego mleka (w oryginale jest 3/4 szklanki wody + 1/3 szklanki mleka w proszku) + 1 łyżka zimnego mleka
  • 425g mąki pszennej (2,5 szklanki)
  • 1 jajko + 1 żółtko
  • 2 łyżki masła
  • 1,5 łyżki cukru
  • 3/4 łyżeczki soli
  • 1 saszetka suszonych drożdży (7g) (w oryginale jest 1 łyżeczka = trochę więcej niż 1/2 saszetki, ale dodałam całą saszetkę, bo co bym zrobiła z mniej niż połową opakowania, która by mi została?)
  •  sezam (ja nie miałam, ale z sezamem wygląda fajnie)
Przygotowanie:
  1. roztopić masło
  2. roztopione masło wymieszać z ciepłym mlekiem, cukrem i drożdżami
  3. naczynie z drożdżowym zaczynem przykryć ściereczką kuchenną i odstawić na 10-15min do wyrośnięcia
  4. mąkę dzielimy na 2 połowy, jedną połowę mieszamy z solą
  5. gdy drożdże "ruszą" łączymy zaczyn z połową mąki i solą oraz jajkiem
  6. wyrabiamy ciasto, stopniowo dodając drugą połowę mąki
  7. powinniśmy uzyskać elastyczne ciasto, które się nie lepi
  8. wkładamy ciasto do miski, przykrywamy ściereczką kuchenną i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia, na ok 45min
  9. blachę do pieczenia cienko smarujemy masłem i wykładamy papierem do pieczenia (masło jest po to, żeby papier dobrze przylegał do blachy)
  10. po wyrośnięciu chwilę wyrabiamy ciasto, dzielimy je na 8 części, z każdej formujemy bułeczki
  11. bułeczki układamy na papierze do pieczenia, każdą lekko spłaszczamy
  12. blachę z bułeczkami przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na 45min w ciepłe miejsce
  13. rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni Celsjusza (bez termoobiegu, grzanie od dołu od góry)
  14. w międzyczasie przygotowywujemy burgery (na przykład w taki sposób, albo bez cebuli, czosnku i natki - wówczas uzyskamy bardziej klasyczne kotlety) i dodatki (np. keczup, musztarda, sałata, pomidor, ogórek kiszony/konserwowy, cebula, co kto lubi)
  15. po wyrośnięciu smarujemy bułeczki żółtkiem rozkłóconym z 1 łyżką zimnego mleka
  16. wstawiamy do piekarnika, pieczemy 13-15min (u mnie 13min, ale piekarniki bywają różne)
  17. upieczone bułeczki wyjmujemy z piekarnika, chwilę studzimy, kroimy w poprzek, dodajemy mięso i dodatki i konsumujemy :)
A w moim wydaniu efekt końcowy wygląda tak:

Smacznego :)

niedziela, 12 lutego 2012

Włoska zupa weselna?

Zacznę od źródła - foodgawker.com, amerykańskiego agregatora blogów kulinarnych i skarbnicy pomysłów na dania z różnych zakątków świata i z różnych produktów. Mogłabym cały dzień siedzieć i przeglądać zdjęcia i przepisy z tego portalu. A zdjęcia są tak wspaniałe, że ślinka leci przy oglądaniu niemal każdego z nich. To właśnie na foodgawker.com trafiłam na przepis na włoską zupę weselną. Bardzo lubię zupy i chętnie wypróbowuję nowe przepisy, a włoskie zupy lubię szczególnie, ze względu na sposób, w jaki są przygotowywane - zwykle zaczyna się od rozgrzania oliwy w dużym garnku i podsmażenia na niej warzyw, które dopiero po podsmażeniu zalewa się bulionem. Moim zdaniem nadaje to zupie głębszy smak niż w przypadku wrzucania warzyw na gotujący się bulion. Włoska zupa weselna zainteresowała mnie nie tylko ze względu na sposób przygotowania, ale także na zawartość mięsnych kulek (pulpecików), które bardzo lubię. Kulki w tej zupie robi się z dodatkiem włoskich ziół i parmezanu, co nadaje im wspaniałego smaku. Sprawdzają się doskonale nie tylko jako dodatek do tej zupy, ale także jako dodatek do sałatki (sałata + pomidorki koktajlowe + oliwki + pulpeciki na zimno + ulubiony dressing, ja polecam oliwę zblenderowaną z bazylią, odrobiną soku z cytryny, solą i pieprzem) lub do sosu pomidorowego serwowanego z makaronem.

Gdy spytacie Włocha o to, czy zna tzw. włoską zupę weselną, najprawdopodobniej będzie zdziwiony - z tego, co wyczytałam w internecie, nie ma czegoś takiego jak tradycyjna zupa serwowana z okazji zaślubin we Włoszech. Być może w poszczególnych regionach tego kraju istnieją takie zupy, ale nie ma ogólnokrajowej zupy weselnej (jeśli się mylę, wyprowadźcie mnie z błędu - wiem tylko tyle, ile wyczytałam w internecie ;). Więc co z tą zupą? Jej nazwa ma związek z błędnym tłumaczeniem nazwy rodzaju włoskiej zupy, składającej się z zielonych warzyw, mięsa i bulionu. Ten rodzaj zupy z Italii nazywa się minestra maritata, co w wolnym tłumaczeniu oznacza "zupa z dobrze do siebie pasujących składników" :) Autorami błędnego tłumaczenia są podobno Amerykanie, którym słowo maritata skojarzyło się zapewne z angielskim married. A dowiedziałam się tego z tego źródła.

Nie ma jednego obowiązującego przepisu na minestra maritata, podobnie jak nie ma jednego przepisu na minestrone. Skład tych zup różni się w zależności od regionu Włoch, w którym są gotowane oraz od pory roku, czyli od tego, co gotująca je mamma ma akurat w zanadrzu :) Gotując moją minestra maritata korzystałam z przepisu Iny Garten, popularnej amerykańskiej autorki książek kulinarnych. Przepis ten można znaleźć np. tutaj. Albo poniżej, nieco zmodyfikowany przeze mnie.

Włoska zupa weselna, czyli źle przetłumaczona minestra maritata

Składniki (dla 6-8 osób):

PULPECIKI
  • 1/2 kg mielonej piersi z indyka (najlepiej kupić pierś w całości i samodzielnie zemleć; ja często wrzucam mięso do blendera i w ten sposób je rozdrabniam)
  • 2 czubate łyżki startego parmezanu
  • 1 jajko
  • 1 ząbek czosnku
  • 2 czubate łyżki świeżej, posiekanej natki
  • 1/2 łyżeczki suszonego oregano
  • 1 łyżeczka suszonej bazylii
  • 2 łyżki oliwy + dodatkowa oliwa do natłuszczenia blachy
  • sól (nie za dużo, parmezan jest słony) i pieprz do smaku
ZUPA
  • 2 duże marchewki
  • 2 duże łodygi selera naciowego
  • 2 duże garści świeżego szpinaku
  • 1/3 opakowania makaronu gwiazdki (ok. 80g) [to nie muszą być gwiazdki, może być też inny drobny makaron; ja akurat miałam gwiazdki na stanie]
  • 1,5 litra bulionu drobiowego (może być z kostki, ale dobrze, jeśli jest to kostka ekologiczna - do kupienia w sklepach z ekologiczną żywnością; widziałam je też w sieci delikatesów Bomi, na stoisku z produktami dla diabetyków)
  • 1 mała cebulka (np. szalotka)
  • sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
  1. piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni Celsjusza, bez termoobiegu
  2. jeśli mamy mięso w kawałku - mielimy je
  3. piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni Celsjusza, bez termoobiegu
  4. zmielone mięso mieszamy z drobno posiekanym czosnkiem, natką, suszonymi ziołami, startym parmezanem, jajkiem, oliwą, solą i pieprzem - wyrabiamy gładką masę
  5. blachę do pieczenia wykładamy folią aluminiową, folię natłuszczamy 1 łyżką oliwy
  6. przygotowywujemy sobie mają miseczkę z wodą, w której będziemy płukać ręce przy formowaniu pulpecików, żeby pulpeciki nie kleiły się nam do rąk w trakcie formowania
  7. formujemy małe pulpeciki, rozmiarów niewielkiego orzecha włoskiego
  8. pulpeciki układamy na blasze wyłożonej folią (może też być naczynie żaroodporne, którego nie wykładamy folią, a jedynie natłuszczamy)
  9. wstawiamy do piekarnika i pieczemy ok. 20min
  10. w międzyczasie drobno siekamy cebulę, marchew i selera kroimy na niewielkie kawałki
  11. w garnku na zupę rozgrzewamy 2 łyżki oliwy, wrzucamy cebulę, marchew i selera, a następnie podsmażamy na niedużym ogniu przez ok 10min
  12. gdy warzywa zmiękną, wlewamy bulion
  13. do gotującego się bulionu z warzywami wsypujemy makaron i gotujemy do miękkości (Ina Garten podpowiada, żeby zupę z makaronem gotować ok. 2min krócej niż gotowalibyśmy sam makaron zgodnie ze wskazówkami z opakowania)
  14. gdy pulpeciki są już gotowe, wrzucamy je do zupy
  15. gdy makaron jest miękki, wyłączamy "ogień" pod garnkiem i wrzucamy do zupy dwie garści świeżego szpinaku, mieszamy (szpinak ma tylko zmięknąć, nie powinien gotować się raczej z zupą, bo może stracić kolor)
  16. zupę doprawiamy solą i pieprzem i serwujemy

Polecam to smaczne i raczej lekkie (poza tym parmezanem ;) danie. Smacznego :)

sobota, 11 lutego 2012

Bliny z kremowym serkiem, wędzonym łososiem i świeżym koperkiem

Bliny wywodzą się z kuchni rosyjskiej, a w szczególnie dużych ilościach były spożywane w okresie ostatków, czyli w tygodniu poprzedzającym rozpoczęcie Wielkiego Postu, zwanym maslenica (tydzień naleśnikowy; czyli mniej więcej dobrze się wstrzeliłam ;). Tradycyjnie serwowane były również kobietom po porodzie oraz uczestnikom stypy, bo wierzono, że ich okrągły kształt symbolizuje skończoność ludzkiego życia (informacje zaczerpnięte z Wikipedii).

Z zamiarem zrobienia blinów nosiłam się od jakiegoś czasu, będąc pod wrażeniem tych przygotowywanych przez autorkę bloga Whiteplate (np. według tego przepisu), która wydaje się być prawdziwą miłośniczką tych drożdżowych placuszków na bazie mąki gryczanej. Po przeczytaniu kilku przepisów na bliny stwierdzam, że nie różnią się one wiele od drożdżowych racuchów, z jabłkami lub pustych podawanych w towarzystwie różnych dodatków (takie robi moja ciocia, bratowa taty, każdy wybiera ulubiony dodatek, np. dżem). Od innych racuchów różnią się tym, że zawierają mąkę gryczaną, która nadaje im pięknego gryczanego aromatu. Nawet mojemu tacie, który nie należy do miłośników gryki (z uwagi na fakt, że dawno temu zmuszony był jeść przypaloną gaszę gryczaną z sosem, którą serwowała mu jego najstarsza córcia, czyli ja ;), bliny smakowały. Smakowały całej rodzinie, a wnioskuję po tempie, w jakim znikały z półmiska ;)

Robiąc bliny korzystam z przepisu z bloga Kwestia Smaku, ale zamiast śmietany podaję do nich kremowy serek (najchętniej Twój Smak marki Piątnica), którym grubo smaruję każdy placuszek, a następnie układam na nim cienkie plasterki wędzonego łososia, posypuję posiekanym koperkiem i doprawiam solą i pieprzem. Pycha :)

Bliny

Składniki (porcja dla 4-6 osób):
  • 25 g świeżych drożdży (lub 2 saszetki suszonych)
  • 1 łyżeczka cukru
  • 2 szklanki ciepłego mleka
  • 100 g mąki pszennej
  • 250 g mąki gryczanej (do kupienia np. z sklepach z ekologiczną żywnością)
  • 1 żółtko
  • 50 ml roztopionego masła
  • 1 łyżeczka soli
  • olej roślinny do smażenia (u mnie była oliwa)
  • wędzony łosoś (w plastrach lub w kawałku - u mnie był łosoś szkocki w kawałku marki Suempol)
  • 2 opakowania serka kremowego (Twój Smak Piątnicy lub Philadelphia Krafta)
  • kilka gałązek świeżego koperku
  • sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:
  1. Drożdże, cukier i 2 łyżki mąki pszennej wymieszać z 1/4 szklanki (ok 60ml) ciepłego mleka, przykryć naczynie ściereczką i odstawić na 15min w ciepłe miejsce do wyrośnięcia
  2. Rozpuścić masło na patelni
  3. Obie mąki przesiać do miski (ilość mąki pszennej powinna być pomniejszona o te 2 łyżki, które wymieszaliśmy z mlekiem, cukrem i drożdżami)
  4. Do mąki dodać żółtko, roztopione (nieco przestudzone) masło, resztę mleka (1 i 3/4 szklanki), sól oraz drożdżowy zaczyn (po wyrośnięciu), dobrze wymieszać
  5. Ciasto odstawić na 45min (można na dłużej, u mnie stało ok. 1,5 godz. - w międzyczasie zdążyłam wyjść z domu i załatwić kilka spraw) w ciepłe miejsce do wyrośnięcia
  6. Gotowe ciasto nabierać łyżką i wylewać na patelnię z podgrzanym tłuszczem, formując placuszki - uwaga, bliny bardzo szybko chłoną tłuszcz, jeśli więc nie chcecie, aby były zbyt tłuste, wlejcie na patelnię ok 1-2 łyżki oliwy/oleju na jeden raz (u mnie 4 placuszki), a gdy placuszki będą już gotowe, przełóżcie je na talerz wyścielony ręcznikiem papierowym, żeby "oddały" trochę tego tłuszczu, którym nasiąkają; przed nałożeniem na patelnię kolejnej porcji ciasta, należy ponownie wlać na nią tłuszcz
  7. Osuszone z tłuszczu bliny smarujemy serkiem, na serku układamy plastry wędzonego łososia i posypujemy świeżym, posiekanym koperkiem
  8. Doprawiamy solą i pieprzem do smaku


Serek kremowy można zastąpić gęstą śmietaną, a wędzonego łososia inną wędzoną rybą, kawiorem lub marynowanym śledziem. Bliny jada się również na słodko, z konfiturą. Smacznego :)

Bananowe muffiny

Banany to zawsze były jedne z moich ulubionych owoców. I tak jest do dziś. Najbardziej lubię takie w pięknym żółtym kolorze, idealnie dojrzałe. Gdy pojawiają się na nich brązowe plamki lub gdy zupełnie brązowieją (wskutek "sezonowania" na parapecie ;) wolę dodać je do owsianki (bardzo dojrzałe banany świetnie się do tego nadają - papka z takich bananów ma kremową konsystencję i głęboki smak, dobrze łączy się z owsianą papką) lub do ciasta. Tym razem miałam ochotę na bananowe wypieki, ale ani w domu, ani w sklepach na trasie z mojego miejsca pracy do miejsca zamieszkania nie było takich naprawdę dojrzałych bananów. Wzięłam więc takie, jakie zwykle kupuję do jedzenia, a nie do wypieków. Muffiny wyszły fajne, o delikatnym bananowym smaku, mięciutkie, puszyste i wilgotne. Takie tam wypieki z sezonowych owoców ;)

Bananowe muffiny

Składniki (na ok 18 sztuk muffinów o średnicy 5 cm):
  • 3 dojrzałe banany
  • 250g mąki pszennej
  • 150g cukru
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1 jajko
  • 180ml jogurtu naturalnego (tym razem 1 mały kubeczek jogurtu naturalnego Danone - miał akurat 180ml)
  • 125ml oleju
  • opcjonalnie: kilka plasterków suszonego banana do dekoracji
Przygotowanie:
  1. nagrzać piekarnik do 180 stopni Celsjusza, bez termoobiegu, grzanie od dołu i od góry
  2. banany porządnie rozgnieść widelcem lub blenderem
  3. bananową papkę dobrze wymieszać z jajkiem, jogurtem i olejem
  4. w osobnym  naczyniu wymieszać mąkę, cukier, proszek do pieczenia i sodę
  5. połączyć obie mieszaniny i dobrze wymieszać (wystarczy łyżką)
  6. blachę do muffinów wyłożyć papilotkami lub wysmarować każde zagłębienie tłuszczem
  7. nakładać ciasto do papilotek/zagłębień, do 3/4 wysokości
  8. na wierzchu każdej porcji ciasta ułożyć plasterek suszonego banana (opcjonalnie)
  9. wstawić do piekarnika i piec 23min
  10. po upieczeniu wystudzić (wystudzone muffiny łatwiej "odchodzą" od papierka, a ich smak jest intensywniejszy - ja często piekę muffiny wieczorem, a po wystudzeniu szczelnie owijam je folią spożywczą, żeby były jeszcze bardziej miękkie i miały jeszcze lepszy smak)
Jeśli wolicie muffiny z dodatkami, śmiało możecie dodać do ciasta np. kawałki czekolady lub przechy.

Polecam na śniadanie :)

sobota, 4 lutego 2012

Bułeczki drożdzowe dla babci

Moja babcia obchodzi imieniny 2 lutego - od 2-3 lat udaje mi się przyjechać na tę okazję do mojego rodzinnego miasta, głównie dzięki temu, że od 2-3 lat nie jestem już studentką, a 2 lutego nie wypada w trakcie sesji. Babcia jest miłośniczką drożdżowych wypieków. Odziedziczył to po niej mój tato, a ja po nim, ale w moim przypadku uwielbienie dla tego typu wypieków jest większe niż w przypadku taty. O ile tato potrafi się powstrzymać przed zjedzeniem będącej akurat na stanie drożdżówki (albo nie zauważył, że jest na stanie i stąd wynika jego wstrzemięźliwość ;), o tyle ja nie spocznę, dopóki wszystkie drożdżówki w zasięgu mojej ręki nie znikną ;) Z tego prostego powodu i z braku chęci uczestniczenia w rywalizacji o tytuł najcięższej konsumentki drożdżówek w Polsce, niezbyt często kupuję drożdżówki i staram się ich nie piec w Warszawie, żeby nie zjeść w pojedynkę całej blachy... Sad but true.

W moim rodzinnym domu zawsze mogę liczyć na wsparcie babci, taty i reszty rodziny w walce z drożdżową pokusą, dlatego mogłam ze spokojną głową oddać się pieczeniu drożdżowych bułeczek z mandarynkową glazurą i nadzieniem z dżemu z gorzkiej pomarańczy lub nutelli. A że mamy zimę (co z powodu niskich temperatur chyba nikomu nie umknęło ;), dodałam dodatkowy akcent w postaci cukrowej posypki w kształcie płatków śniegu. Wykorzystałam sprawdzony przepis, ale nieco go zmodyfikowałam, dodając do ciasta esencję waniliową i więcej cukru oraz piekąc bułeczki z wykorzystaniem kąpieli wodnej (pod blachą z bułeczkami ustawiłam większą blachę wypełnioną wrzątkiem), dzięki której bułeczki były mniej spieczone, a bardziej miękkie.

Drożdżowe bułeczki z mandarynkową glazurą

Składniki (na 12 bułeczek wielkości mniej więcej piłki do tenisa):
  • 550g mąki pszennej
  • 1 szklanka ciepłego (ale nie gorącego) mleka
  • 30g świeżych drożdży (lub 15g suszonych, czyli ok 2 saszetki)
  • 3 łyżki roztopionego (i ostudzonego) masła
  • 1 jajko + 2 żółtka
  • 6 łyżek cukru
  • 1 łyżka esencji waniliowej
  • wybrana marmolada/dżem/smarowidło - u mnie tym razem dżem z gorzkich pomarańczy oraz nutella (część bułeczek zrobiłam z dżemem, a część z nutellą)
  • 1/2 całej mandarynki (skórka + miąższ)
  • 4 łyżki cukru pudru
  • 1 łyżeczka wody
  • cukrowa lub inna posypka (opcjonalnie)
  • odrobina masła i mąki do wysmarowania i obsypania blachy
Przygotowanie:
  1. drożdże rozpuścić w ciepłym mleku, dodać cukier i 3 łyżki mąki, wymieszać i odstawić na 15 min do wyrośnięcia pod przykryciem z kuchennej ściereczki
  2. pozostałą mąkę przesiać do miski i zrobić w niej dołek
  3. masło rozpuścić i wystudzić
  4. wystudzone masło wymieszać z jajkiem i 2 żółtkami oraz esencją waniliową
  5. po wyrośnięciu drożdży wymieszać drożdżowy zaczyn z jajeczno-maślaną mieszaniną
  6. po wymieszaniu wlać mieszaninę do dołka w mące
  7. wymieszać mieszaninę z mąką i wyrobić ciasto - powinno być gładkie i elastyczne, jeżeli jest zbyt lepkie, można dosypać mąki
  8. ciasto odstawić do wyrośnięcia na 30 min w ciepłe miejsce, pod przykryciem ze ściereczki
  9. blachę do pieczenia wysmarować odrobiną masła i obsypać mąką
  10. po wyrośnięciu podzielić ciasto na 12 części, z każdej uformować placuszek
  11. na każdym placuszku położyć 1 czubatą łyżeczkę dżemu lub nutelli i zalepić, formując okrągłą bułeczkę
  12. uformowane bułeczki ułożyć na blasze, przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na 30 min
  13. mandarynkę sparzyć wrzątkiem (przed przekrojeniem na pół), połowę zjeść (raczej bez skórki ;), a drugą połowę (ze skórką) pokroić na mniejsze kawałki i dokładnie zblendować w blenderze
  14. do zblendowanej połówki mandarynki dosypać cukier puder i dolać 1 łyżeczkę wody, a następnie wszystkie składniki razem zblendować - powinna z tego wyjść gęsta pasta
  15. nagrzać piekarnik do 180 stopni Celsjusza, grzanie od góry i od dołu, bez termoobiegu
  16. po wyrośnięciu wstawić blachę z bułeczkami (bez ściereczki) do piekarnika i piec 25-30 min (tutaj dużo zależy od piekarnika, trzeba patrzeć na spód i wierzch bułeczek - jeśli i spód i wierzch są zrumienione po 25 min, tyle czasu powinno wystarczyć)
  17. po upieczeniu wyjąć bułeczki z piekarnika i ostudzić
  18. ostudzone bułeczki posmarować mandarynkowym lukrem i posypać posypką (opcjonalnie)
Babci smakowało. Reszcie rodziny również. Polecamy :)