wtorek, 29 maja 2012

Carpaccio z pieczonych buraków z rukolą i kozim twarożkiem

Burak to bardzo niepozorne warzywo. Znane głównie z barszczu i zasmażanych buraczków serwowanych np. do kotletów mielonych. Ale nadaje się do wielu innych celów - ja robię z buraków sałatki (np. to dzisiejsze carpaccio albo sałatkę z pieczonych buraków i sera feta), noszę się też z zamiarem wypróbowania   przepisu na muffiny czekoladowe z burakami (które nadają ciastu wilgotności). Mój Wybranek robił z kolei z buraków lody (własnoręcznie przygotowane, od podstaw). Możliwości jest wiele, choćby tu.

Carpaccio z pieczonych buraków z rukolą i kozim serem

Składniki (dla 2 osób):
  • 4 (młode) buraki (każdy rozmiarów dorodnej nektarynki), nie ćwikłowe
  • ok. 50g twarożku koziego (mniej więcej pół opakowania roladkowego twarożku koziego marki Soignon)
  • garść rukoli
  • 2-4 łyżki oliwy
  • ćwiartka cytryny
  • sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
  1. buraki umyć, osuszyć, każdy owinąć folią aluminiową
  2. piec w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni Celsjusza przez 45min (im większe buraki tym więcej czasu)
  3. upieczone buraki wystudzić i obrać ze skórki (schodzi prawie jak z pomidora sparzonego wrzątkiem)
  4. pokroić buraki w cienkie plastry i ułożyć na talerzach
  5. skropić plastry buraków oliwą (po 1-2 łyżki na porcję) i sokiem z cytryny (można też użyć octu balsamicznego, po 1 łyżeczce na porcję - dobrze jest wówczas wymieszać ocet z oliwą przed polaniem)
  6. doprawić solą i pieprzem
  7. rozłożyć na burakach trochę rukoli oraz kawałki sera koziego
Proste, smaczne i - o dziwo - bardzo sycące. Nawet jak dla mnie ;)
Ser kozi można zastąpić np. fetą. Smacznego :)

poniedziałek, 28 maja 2012

Muffiny bananowo-truskawkowe

Chyba mam problemy z zachowaniem równowagi na blogu. Najpierw popadłam w przesadę z przepisami dotyczącymi jajek, teraz uczepiłam się ciast. Dziś będzie kolejny przepis na słodkie wypieki, mam już też pomysł na następny wpis, związany z Dniem Dziecka, i to też będzie coś na słodko (podobno dzieci najchętniej żywią się słodyczami - jak słyszę od moich obdarzonych potomstwem znajomych). Niemniej jednak w weekend postaram się pokazać jakiś przepis na coś, co nie będzie słodkie. Obiecuję :)

Sezon truskawkowego szaleństwa zaczyna się na dobre. Ja zapraszam dziś na bananowo-truskawkowe muffiny. Trochę w nadziei, że może ten i inne przepisy na muffiny przeczytają osoby serwujące swojej rodzinie czy gościom muffiny przygotowane na bazie gotowej mieszanki... Zupełnie tego nie rozumiem, bo co jak co, ale własnoręczne przygotowanie muffinów naprawdę nie jest skomplikowane i zajmuje niewiele więcej czasu niż przygotowanie muffinów "z proszku". Przy czym robiąc własne muffiny, jesteśmy w stanie w większym stopniu kontrolować to, co do nich trafia (a nawet świadomie kreować ich skład ;) niż serwując muffiny-gotowce.

Muffiny bananowo-truskawkowe

Składniki (na 12-16 muffinów o średnicy ok. 5cm):
  • 300g mąki pszennej
  • 120g cukru
  • 16g cukru waniliowego
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka sody
  • 1 jajko
  • 180g jogurtu naturalnego (kefir lub maślanka też będą ok)
  • 100ml oleju słonecznikowego
  • ok. 0,5kg drobnych truskawek
  • 2 dojrzałe banany

Przygotowanie:
  1. truskawki umyć, odłożyć kilkanaście najładniejszych sztuk do dekoracji, resztę obrać z szypułek i pokroić w ćwiartki
  2. banany obrać i rozgnieść widelcem na papkę
  3. wymieszać mąkę, cukier, cukier waniliowy, proszek do pieczenia i sodę 
  4. w osobnym naczyniu wymieszać jajko, jogurt i olej
  5. połączyć obie mieszaniny, dobrze wymieszać
  6. do ciasta dodać rozgniecione banany oraz pokrojone truskawki
  7. blachę do muffinów wyłożyć papilotkami lub wysmarować tłuszczem każde zagłębienie
  8. papilotki/zagłębienia wypełniać masą, do 2/3 wysokości papilotki/głębokości zagłębienia
  9. w każdą papilotkę wypełnioną ciastem wetknąć po 1 małej truskawce z szypułką (nie trzeba tego robić, bez  również dobrze smakują :)
  10. piec w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni Celsjusza (grzanie od góry i od dołu, bez termoobiegu) przez 23 min
  11. po upieczeniu wyjąć z piekarnika i wystudzić - konsumować już zimne (naprawdę jest duża różnica w smaku; ciepłe są raczej mdłe)


Smacznego :)


niedziela, 27 maja 2012

Proste ciasto z truskawkami

Ucierane ciasto z truskawkami to jest to :) Proste, raczej szybkie w przygotowaniu, pyszne  (co potwierdza również Inka, nasz golden retriever). Idealne na śniadanie (na przykład na trawie) ze szklanką mleka lub filiżanką herbaty (do kawy moim zdaniem lepsze są cięższe ciasta) lub na deser, np. w letnią, słoneczną niedzielę (taką, jak dziś do godz. 11:20 w miejscu, w którym jestem, bo po 11:20 zaczął padać deszcz z gradem...). No i truskawki to tylko jeden z wielu gatunków owoców, które można do tego ciasta dodać.

Ucierane ciasto z truskawkami
[wzorowane na tym przepisie z bloga Moje Wypieki, nieco zmodyfikowane]


Składniki (ilość na ciasto z blachy o rozmiarach 20x30 cm):
  • 200 g masła
  • szczypta soli
  • 160 g cukru
  • 1 opakowanie (16g) cukru waniliowego (w oryginale brak) lub 2 łyżeczki esencji waniliowej
  • 4 duże jajka
  • 200 g mąki pszennej
  • 40 g mąki ziemniaczanej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia (w oryginale 1)
  • 25 niedużych truskawek (lub inne owoce, np. 2 jabłka, 2-3 nektarynki. 3-4 łodygi rabarbaru)
  • płatki migdałowe do posypania (w oryginale jest kruszonka, ale z lenistwa sięgnęłam po płatki)
Przygotowanie:
  1.  masło i jajka wyjąć z lodówki ok. 1 godzinę przed pieczeniem, żeby miały temperaturę pokojową
  2. oba rodzaje mąki przesiać do miski z proszkiem do pieczenia
  3. w osobnym naczyniu utrzeć masło na puszystą masę za pomocą miksera (mi zajęło to ok. 2-3 min)
  4. do utartego masła dodać szczyptę soli i cukier waniliowy (jeżeli używamy esencji, dodajemy ją później, razem z jajkami) i ucierać dalej
  5. stopniowo dosypywać zwykły cukier, cały czas ucierając
  6. następnie stopniowo dodajemy jajka - po jednym, cały czas ucierając
  7. dodajemy suchą mieszaninę - po 2-3 łyżki, cały czas ucierając
  8. gotową masę przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i równomiernie rozprowadzamy
  9. nastawiamy piekarnik na 175 stopni Celsjusza
  10. umyte i pozbawione szypułek truskawki przekrajamy na pół (albo i nie :) i lekko wciskamy w ciasto, np. rzędami
  11. ciasto z truskawkami posypujemy płatkami migdałowymi
  12. wstawiamy do piekarnika i pieczemy ok 45 minut (do suchego patyczka)
  13. upieczone ciasto studzimy i podajemy, przechowujemy przykryte folią spożywczą, żeby nie wysychało
I jeszcze krótki instruktaż z serwowania:

...oraz obrazkowa opowieść o małym złodziejaszku ;) (oczywiście kradzież nastąpiła przy pewnym przyzwoleniu ;)


Uprzedzając zarzuty ze strony obrońców zwierząt:
  • ten pies nie jest głodzony - podkradał ciasto, bo je lubi; wcześniej dostał normalne, psie jedzenie
  • ten pies nie jest regularnie karmiony ciastem i pojony mlekiem - od czasu do czasu dostaje smakołyki niekoniecznie przeznaczone dla psów (np. ukochaną bułeczkę); mleka nie dostaje nigdy, zresztą sama nie chce pić (podobno mleko powoduje u psów zgagę)
  • proszę nie alarmować Animalsa ;)
...ciąg dalszy nastąpił
("Ja wcale nie mam ochoty na drugi kawałek...")

("...wcale a wcale...")

("Nie musisz przestawiać talerza, przecież ci nie zjem...")

("Mlask, mlask")

("Ej, daj jeszcze kawałek. Możemy się wymienić za zabawkę...")

("Chlip, okropni są ci ludzie, żałują psu ciasta...")



poniedziałek, 21 maja 2012

Nieco odchudzone ciasto z rabarbarem

Jeśli mam wybór między ciastem z mąki pełnoziarnistej i z takiej zwykłej, białej, zawsze wybiorę to drugie. Po prostu moim zdaniem wypieki pełnoziarniste smakują gorzej i mają bardziej toporną konsystencję niż te z białej mąki. Spójrzcie na mistrzów deserów, Francuzów - jak często zdarzyło Wam się jeść klasyczne francuskie wypieki z mąki pełnoziarnistej? No właśnie. Francuzi wiedzą, co dobre :) A tajemnicą szczupłej sylwetki Francuzek jest podobno umiar (polecam książkę pt. "Dlaczego Francuzki nie tyją?" autorstwa Mireille Guiliano). Ale miało być o zwykłym cieście z rabarbarem, a nie o francuskich frykasach ;)

Wbrew mojej nieukrywanej niechęci do pełnoziarnistych wypieków, zrobiłam w ten weekend ciasto z rabarbarem z taką właśnie mąką. Chciałam zrobić ukłon w stronę moich przyjaciółek (Elizy i Justyny), które uważają na to, co jedzą i które wraz z Wybrankami zawitały u mnie na niedzielnym obiedzie. Podano pyszną sałatkę z truskawkami i wołowiną, risotto z szynką serrano i pieczonymi w piekarniku szparagami, a na deser właśnie takie ciasto. Mimo, że z mąki pełnoziarnistej i cukru trzcinowego (biały jest lepszy! :) było całkiem dobre - polecam lubiącym pełnoziarniste wypieki i/lub tym, którzy na takie wypieki są ze względów dietetycznych skazani. Zamiast rabarbaru można dodać dowolne inne owoce, najlepiej sezonowe. W moim przepisie wzorowałam się na przepisie z bloga Couttelerie na najprostsze ciasto razowe z rabarbarem i jabłkami, wprowadziłam jednak pewne modyfikacje - moje ciasto jest bez jabłek, a do rabarbaru dodałam łyżkę miodu, żeby nieco go osłodzić (samo ciasto nie jest bardzo słodkie).

Ciasto z rabarbarem na mące pełnoziarnistej

Składniki (na klasyczną, prostokątną blachę):
  • 480g (3 szklanki) mąki pełnoziarnistej (u mnie pszenna)
  • 160g (3/4 szklanki) cukru trzcinowego (u mnie demerara)
  • 3 łyżeczki cukru waniliowego (nie mogło być zupełnie poprawnie ;) lub 2 łyżeczki esencji
  • 375ml (1,5 szklanki) maślanki
  • 1 jajko
  • 1 białko
  • 1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
  • szczypta soli
  • 4 łodygi rabarbaru (lub np. 2-3 jabłka czy 0,5 kg truskawek)
  • 1 łyżka płynnego miodu (w przypadku jabłek czy słodkich truskawek miodu bym nie dodawała)
Przygotowanie:
  1. mąkę, cukier trzcinowy, cukier waniliowy i sodę oczyszczoną mieszamy w misce
  2. do osobnego naczynia wrzucamy jajko, białko oraz szczyptę soli i lekko ubijamy mikserem
  3. do jajka dodajemy maślankę i mieszamy mikserem
  4. łączymy obie mieszaniny (suchą i mokrą)
  5. rabarbar myjemy, można obrać (ja nie obierałam) ze skórki i kroimy w plasterki grubości ok. 3-5 mm
  6. rabarbar wrzucamy do miski i polewamy łyżką miodu, dobrze mieszamy, żeby miód równomiernie się rozprowadził, pokrywając wszystkie kawałki rabarbaru
  7. rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni Celsjusza (grzanie od góry i od dołu, bez termoobiegu)
  8. blachę wykładamy papierem do pieczenia, na papier wykładamy masę (nie jest dość kleista, niezbyt chętnie się rozsmarowuje)
  9. na wierzch ciasta wykładamy rabarbar, starając się równomiernie go rozprowadzić
  10. kawałki rabarbaru lekko wciskamy w ciasto
  11. wstawiamy ciasto do piekarnika i pieczemy ok. 40 min (pod koniec sprawdzamy patyczkiem, czy ciasto jest już upieczone)
  12. po upieczeniu wyjmujemy ciasto z piekarnika i studzimy
Smacznego (ale lepsze byłoby z białą mąką i białym cukrem ;)

niedziela, 20 maja 2012

Prawdopodobnie najlepsze ciasto czekoladowe na świecie

W "młodości" nie byłam fanką czekoladowych deserów, nie lubiłam ani czekoladowych ciast, ani czekoladowych lodów. Sama czekolada, ale mleczna, broń Boże gorzka, wchodziła mi nieźle, ale poza tym wolałam słodkości w jaśniejszych kolorach, o aromacie wanilii czy cytryny. Jednak - jak już kiedyś pisałam - do wszystkiego w życiu trzeba dorosnąć, także do czekoladowych deserów :) Kilka lat temu polubiłam gorzką czekoladę, którą bardzo chętnie popijam czerwonym wytrawnym winem (jeśli nie próbowaliście - spróbujcie, naprawdę dobrze się komponują), zaczęłam też jeść czekoladowe wypieki i sama je przygotowywać. Jak dotąd nie przekonałam się jedynie do czekoladowych lodów, ale najwyraźniej po prostu jeszcze do nich nie dojrzałam. Albo po prostu nie trafiłam jeszcze na te jedyne lody czekoladowe ;)

W tematyce czekoladowych ciast absolutne mistrzostwo osiągnęła ciocia Marty (członkini Bandy Drombo, znaczy nie ciocia, tylko Marta ;), od której Marta dostała przepis na "tort czekoladowo-kawowy", który w wykonaniu mojej przyjaciółki ewoluował do postaci pysznego, wilgotnego i mega czekoladowego ciasta. Marta zdaje się nie gotuje zbyt często, ale jak już stanie przy garach, efekt pozostaje w pamięci na długo (mój Wybranek nadal wzdycha do zupy porowo-ziemniaczanej, którą zaserwowała nam z 1,5 roku temu ;). Tak było i z tym ciastem. Wymaga trochę zachodu, ale efekt jest naprawdę fantastyczny - przekonajcie się sami. To prawdopodobnie najlepsze ciasto czekoladowe na świecie, a na pewno najlepsze, jakie w życiu jadłam. I najbardziej kaloryczne, ale ciii - w deserach w końcu nie chodzi o to, żeby były dietetyczne. Marta radzi po prostu nie zdradzać częstowanym składu ciasta, niech sobie jedzą w spokoju i się delektują  - zgadzam się z tą radą :)

Ciasto czekoladowe (cioci) Marty

Składniki (poniższa ilość składników wystarcza na niewielki torcik, z tortownicy o średnicy ok 20-21 cm lub na ciasto z takiej blaszki, jak na keks):
  • 400g gorzkiej czekolady (wybrałam czekoladę Wedla, bo z takiej Marcie wyszło dobre ciasto - wiem, że próbowała też z czekoladą innej marki, ale nie wyszło, wybrałam więc sprawdzone rozwiązanie)
  • 330ml śmietany kremówki (ok. 30% tłuszczu)
  • 150g masła
  • 6 jajek
  • 220g cukru
  • 100ml kawy (u mnie zaparzona z wykorzystaniem lejka i filtra do ekspresów przelewowych, ale można spokojnie użyć innej - albo z ekspresu, albo po turecku - ale bez fusów może ;) - albo rozpuszczalnej)
Przygotowanie:
  1. czekoladę połamać na mniejsze kawałki lub posiekać, wrzucić do miski
  2. miskę ustawić na mniejszym od niej garnku z gorącą wodą, ale tak, aby dno miski nie dotykało powierzchni wody
  3. rozpuścić czekoladę w tak przygotowanej kąpieli wodnej
  4. w osobnym naczyniu podgrzewamy śmietanę, nie doprowadzając do zagotowania
  5. do śmietany dodajemy masło i rozpuszczamy je w śmietanie
  6. do roztopionej czekolady dodajemy gorącą mieszankę śmietanowo-maślaną i dobrze mieszamy (pod wpływem gorącej śmietany z masłem czekolada się stopi, powinniśmy uzyskać gęstą masę czekoladową)
  7. w osobnym naczyniu łączymy jajka, cukier i kawę - najlepiej wymieszać mikserem na małych obrotach
  8. łączymy obie masy, mieszając mikserem
  9. rozgrzewamy piekarnik do temperatury 100 stopni Celsjusza (grzanie od góry i od dołu, bez termoobiegu)
  10. blachę smarujemy masłem i wlewamy ciasto
  11. wstawiamy do piekarnika (bez przykrywania) i pieczemy od 2,5 do 3,5 godz.- w przepisie, który Marta dostała od swojej cioci było napisane, że trzeba piec to ciasti 2,5-3 godz., "aż zestali się przy ściankach tortownicy, a pośrodku będzie dość miękkie"
  12. upieczone ciasto wyjmujemy z piekarnika i studzimy do temperatury pokojowej w blaszce (nie wyjmujemy przed wystudzeniem!)
  13. wystudzone ciasto chłodzimy w lodówce (ja piekłam to ciasto w piątek wieczorem, a następnie trzymałam je w lodówce przez całą dobę - serwowałam je na deser do sobotniej kolacji)
  14. jak radzi Marty ciocia - kroimy gorącym, ale suchym nożem
Od siebie dodałam dekorację ciasta. Wzięłam jeszcze jedną tabliczkę gorzkiej czekolady (100g), którą rozpuściłam w kąpieli wodnej (metalową miskę z połamaną czekoladą podstawiłam nad garnkiem z lekko bulgoczącą wodą), a następnie posmarowałam wierzch zimnego (z lodówki) ciasta rozpuszczoną czekoladą. Sparzyłam wrzątkiem pomarańcz, starłam skórkę i posypałam wierzch ciasta (posmarowany wcześniej rozpuszczoną czekoladą) startą skórką. Skomponowało się super, i wizualnie, i smakowo (czekolada i pomarańcze to świetna kombinacja). Następnie wstawiłam do lodówki jeszcze na jakąś godzinę, przed podaniem. Ładnie wyglądałby też pewnie listek mięty na wierzchu, ale mięty akurat nie miałam za to chyba wszystkie inne dostępne w polskich sklepach świeże zioła - natkę, koperek, szałwię, tymianek, estragon, kolendrę, bazylię, czego tylko dusza zapragnie; ale mięty oczywiście nie... ;).

Szczerze polecam to ciasto, mimo, że 3-godzinne pieczenie w niskiej temperaturze może wystawić cierpliwość mniej cierpliwych osób na próbę. Ale naprawdę warto zaczekać na to wilgotne ciasto czekoladowe o aksamitnym, acz zdecydowanym smaku i konsystencji sernika. No i nie zawiera mąki (jakby to miało jakieś znaczenie przy tych wszystkich kcal ;) Smacznego!


 
 
Dodatkowe uwagi | 03.02.2013
Zaprezentowałam ten przepis na łamach rzeszowskiego wydania Gazety Wyborczej:
 
Autorce artykułu z tym przepisem powiedziałam, że największą sztuką w robieniu tego ciasta jest wyczucie, kiedy osiągnie właściwą konsystencję. Może to być po 2,5, po 3 albo i po 3,5 godzinach pieczenia. Wszystko zależy od danego piekarnika. Właśnie przed chwilą skończyłam piec to ciasto dla mojego brata. Powiedziałabym, że ciasto powinno lekko odstawać od brzegów, a środek/wierzch w dotyku powinnien być sprężysty i przypominać miękki ser żółty lub mocno stężałą galaretę. Gdy będziecie sprawdzali stopień upieczenia, nie naciskajcie ciasta zbyt mocno, bo jego powierzchnia jest delikatna i pozostawiacie ślady.
 
Jeśli nie macie 100% pewności co do szczelności blaszki, w której będziecie piekli ro ciasto, zabezpieczcie ją od spodu folią aluminiową, żeby nic nie wyciekło i nie zabrudziło Wam piekarnika.

niedziela, 13 maja 2012

Młoda kapusta duszona z marchewką i boczkiem

Duszoną młodą kapustkę zawsze robiła babcia ze strony mamy. Dodawała do niej przecier pomidorowy i trochę mąki, żeby sos oblepiający źdźbła poszatkowanej kapusty był bardziej aksamitny. Dodawała też mięso, zdaje się, że takie z rosołu, żeby wykorzystać pozostałości z przygotowania innych dań. Obok pierogów wiejskich, botwinki i zup owocowych, duszona młoda kapustka to jedno z najbardziej kojarzących mi się z babcią dań. Gdy zobaczyłam w osiedlowym warzywniaku główki młodej kapusty, nie miałam wątpliwości, czy ją kupić, ani co z nią zrobić. Szkoda tylko, że nie mogę już spytać babci, jak robiła swoją kapustę... Przyjmijmy, że ta moja będzie niedoskonałą namiastką tej babcinej.

Młoda kapusta duszona z marchewką i boczkiem, z dużą ilością koperku

Składniki (jako danie główne na porcje dla 2 osób lub jako dodatek do innego dania - wówczas powinno wystarczyć dla 4 osób):

  • 1 nieduża główka młodej kapusty (z tego, co się orientuję, taka główka waży ok 800-1000g)
  • 1 duża marchew
  • 1 pęczek świeżego koperku
  • 70-80g wędzonego boczku
  • 1 średniej wielkości cebula (taka najzwyklejsza, mieszcząca się w niekoszykarskiej garści)
  • 1 łyżka oliwy z oliwek lub oleju
  • 1 szklanka wody
  • sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
  1. kapustę obrać z ciemnozielonych, wierzchnich liści (chyba, że jest już obrana), opłukać pod wodą, osuszyć, usunąć głąb i poszatkować (kroję na 4 ćwiartki, a potem każdą ćwiartkę w paski)
  2. marchew umyć, obrać, pokroić w kostkę
  3. cebulę obrać, drobno pokroić
  4. koperek umyć, drobno posiekać
  5. boczek (bez spodniej skóry) pokroić w kostkę
  6. rondel (najlepiej pokryty teflonem) postawić na ogniu, wrzucić pokrojony boczek (na razie bez dodatkowego tłuszczu; ciocia - siostra mojej babci - uczyła mnie, że najpierw trzeba poczekać aż z boczku wytopi się tłuszcz, a kawałki boczku podsmażą się na tym tłuszczu, a dopiero potem można dodać dodatkowy tłuszcz)
  7. gdy boczek się podsmaży, dodajemy łyżkę oliwy lub oleju i dorzucamy pokrojoną cebulę
  8. gdy cebula się podsmaży, dodajemy pokrojoną marchew i chwilę smażymy, często mieszając
  9. na koniec dodajemy poszatkowaną kapustę, mieszamy, dolewamy szklankę wody, przykrywamy i dusimy ok 10 min
  10. gdy kapusta będzie prawie gotowa, doprawiamy ją solą i pieprzem i dodajemy posiekany koperek
  11. zostawiamy jeszcze na 1-2 min na ogniu bez przykrycia, często mieszając
  12. serwujemy z dobrym pieczywem (najlepiej posmarowanym masłem ;)
Tym razem zrobiłam kapustę czysto kapuścianą, bez dodatku przecieru pomidorowego ani pomidorów w innej formie. Ale jak już rozpocznie się sezon na prawdziwe pomidory, dojrzewające w promieniach słońca (o ile w tym roku w naszym pięknym kraju będzie normalne, słoneczne lato), na pewno skuszę się na wersję z pomidorami. Smacznego :)

środa, 9 maja 2012

Zupa-krem z białych warzyw

Zupę-krem z białych warzyw jadłam nie raz i zawsze mi smakowała. Ale jakoś jak dotąd nigdy sama jej nie robiłam. Do zrobienia jej właśnie dziś zmusiły mnie okoliczności, a dokładnie mocne postanowienie, że w moim domu nie będzie marnowało się jedzenie - mam niestety tendencję do kupowania na wyrost albo nagłych objawień w spożywczaku (o! kupię produkt x i zrobię sobie danie y), które niestety nie zawsze skutkują realizacją pomysłu, a zakupiony produkt się marnuje... Od jakiegoś czasu staram się jednak monitorować zapasy i hamować moje zapędy, dzięki temu udaje mi się (w 99%) wykorzystywać zakupioną żywność.

W poniedziałek, gotując inną zupę (ribolllitę, której nie pokazuję póki co na blogu, bo muszę ją jeszcze dopracować - krótko mówiąc nie powala), kupiłam pęk włoszczyzny (bo pan z warzywniaka nie miał już marchewki luzem, a w pęku było aż 5 sztuk). Marchew zużyłam, ale zostały mi: połowa dużego pora (tylko biała część), 2 korzenie pietruszki i spory kawałek selera (ok 1/3 średniej wielkości selera). Wymyśliłam więc sobie, że zrobię zupę z białych warzyw. Wyszła naprawdę dobra i zadziwiająco sycąca (zadziwiająco, bo najadłam się 1 porcją ;) Doprawiłam ją szczyptą gałki muszkatołowej, odrobiną oliwy z oliwek aromatyzowanej truflami i sypnęłam garść pestek słonecznika. Polecam :)

Zupa-krem z białych warzyw

Składniki (z tej ilości składników wychodzą ok. 4 porcje zupy):
  • 1/3 średniej wielkości selera
  • 2 nieduże korzenie pietruszki
  • biała część pora 
  • duża garść różyczek kalafiora (mogą być mrożone)
  • 1 zwykła cebula średniej wielkości
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 szklanki (0,5l) bulionu warzywnego (może być z kostki, ale dobrze, jeśli kostka nie zawiera konserwantów i wzmacniaczy smaku)
  • 1 szklanka mleka (u mnie 0,5%)
  • 1 łyżka zwykłej oliwy lub oleju
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • sól i pieprz do smaku
  • do udekorowania: odrobina oliwy aromatyzowanej truflami, garść pestek słonecznika, gałązka natki
Przygotowanie:
  1. cebulę i czosnek posiekać i lekko podsmażyć na łyżce oliwy
  2. dodać umyty i pokrojony por, chwilę podsmażyć z cebulą i czosnkiem (3min)
  3. dodać pozostałe warzywa, obrane (gdzie trzeba) i posiekane, wymieszać i chwilę razem podsmażyć (3min)
  4. warzywa zalać bulionem i gotować do momentu, w którym będą miękkie
  5. gdy warzywa zmiękną, miksujemy zupę blenderem na gładki krem
  6. do zmiksowanej zupy dolewamy szklankę mleka (głównie dla koloru chyba ;) i dobrze mieszamy
  7. doprawiamy zupę-krem szczyptą gałki, solą i pieprzem
  8. serwujemy zupę skropioną oliwą truflową, posypaną ziarnami słonecznika i udekorowaną natką
  9. bardzo dobrze wchodzi w towarzystwie chlebka razowego :)


wtorek, 8 maja 2012

Wiosenna sałatka Basi

Jakiś czas temu Basia (członkini Bandy Drombo, do której należą też Asia, Marta i ja) zaprosiła nas na wieczorne ploty, serwując nam pyszną sałatkę własnego pomysłu oraz tartę serowo-pomidorową z przepisu z bloga Kwestia Smaku. Sałatka ta bardzo mi posmakowała (tarta też, ale sałatka bardziej ;) i miałam ochotę na dokładkę, ale poskromiłam swoje łakomstwo. Od tamtego wieczoru w połowie marca myślałam o zrobieniu sobie takiej sałatki w domu, co też uczyniłam. Mimo, że składa się z prostych składników, dla niektórych osób być może wręcz banalnych, ma w sobie to coś. I o to właśnie chodzi. Z jednej strony jest lekka i orzeźwiająca, taka wiosenna, a z drugiej sycąca i ma pewną głębię, dzięki dodatkowi lekko podsmażonej wędliny, uprażonych pestek dyni i dymki. Niniejszy wpis dedykuję Basi, w podziękowaniu za gościnę, pyszną kolację i inspirację :)

Wiosenna sałatka Basi

Składniki (na dużą porcję sałatki dla 1 żarłocznej osoby :)
  • spora garść posiekanej/porwanej sałaty lodowej (u mnie 4 duże liście)
  • 1 duży pomidor lub kilka pomidorków koktajlowych
  • 1 nieduży ogórek zielony (szklarniowy)
  • 2 duże plastry szynki (najlepiej wieprzowej lub 3-4 plasterki polędwicy sopockiej)
  • garść pestek dyni (łuskanych)
  • 1 łodyga dymki
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
  1. pestki dyni uprażyć na suchej patelni (chodzi o to, żeby się zrumieniły i nabrały pełniejszego aromatu) i odstawić do przestudzenia
  2. szynkę pokroić w małe kwadraty, wysmarować patelnię (może być ta sama, w której prażyliśmy pestki) tłuszczem (tak jak przy smażeniu naleśników) i wrzucić na nią szynkę, lekko ją podsmażając
  3. podsmażoną szynkę zdejmujemy z ognia i odstawiamy do przestudzenia
  4. myjemy pomidor, ogórek i dymkę
  5. obieramy ogórek (pomidor też, jeśli wolimy bez skórki) i kroimy w kostkę
  6. pomidor kroimy w kostkę
  7. siekamy dymkę
  8. do miseczki wrzucamy sałatę, dodajemy pozostałe składniki
  9. oliwę doprawiamy solą i pieprzem i polewamy nią sałatkę
  10. wszystkie składniki mieszamy i odstawiamy na 5 min, żeby smaki się przegryzły, a następnie zajadamy


P.S. Już po opublikowaniu tego posta dowiedziałam się od Basi, że do tej sałatki dodaje również prażone pestki słonecznika (myślę, że na powyższą ilość składników spokojnie wystarczy garść) oraz tę przyprawę do sałatek (dodałabym pół łyżeczki).

I jeszcze garść wskazówek od Basi:

"Nie należy tej sałatki przygotowywać za wcześnie przed podaniem, bo inaczej sałata więdnie pod wpływem ciepła wędliny i pestek oraz ziaren. Sałatkę da się jednak przechowywać i na drugi dzień też ma jakiś smak ;-) Mnie najbardziej smakuje z bagietką posmarowaną masłem, w każdym razie jakiś dodatek okołochlebowy zdecydowanie uzupełnia smak. W przypadku pomidorów czasem wolę je sparzyć i obrać ze skórki przed pokrojeniem, ale to zależy od ich gatunku, grubości skóry i mojego aktualnego widzi-mi-się, niemniej polecam bezskórkowe podejście do tematu".

wtorek, 1 maja 2012

Ryż na mleku

Zauważyłam, że mój blog stał się ostatnio raczej blogiem o potrawach z jajkiem niż o jedzeniu jako takim ;) Dlatego dziś nie będzie ani słowa o jajkach, będzie za to kilka słów o ryżu na mleku. Bardzo lubię to danie i wielokrotnie biłam się z myślami, stojąc przed lodówką z ryżowymi deserami w sklepie spożywczym: kupić, czy nie kupić, zjeść, czy nie zjeść. Moje obawy skupiały się wokół składu tego dania (za dużo cukru) oraz tego, że przecież własnoręczne przygotowanie ryżu na mleku w domu jest banalne. Ale jakoś nigdy nie zmobilizowałam się, żeby zrobić sobie taki ryż. Aż do dzisiejszego poranka :)

A to dlatego, że od wycieczki do Berlina, gdzie w niemal każdej piekarnio-kawiarni serwującej śniadania można kupić kubek takiego ryżu z owocowymi dodatkami, coraz częściej marzył mi się taki ryż. Dziś rano wstałam z mocnym postanowieniem realizacji tego marzenia, zaopatrzywszy się wcześniej w specjalny ryż do puddingów w delikatesach Marks & Spencer. To jest odmiana ryżu krótkoziarnistego (tutaj można poczytać o różnych odmianach ryżu), o zaokrąglonych ziarnach, podobnych do arborio.


Nasze mamy i babcie, które nie mogły wybierać spośród różnych gatunków, bo w sklepach dostępny był tylko jeden (zwykle właśnie krótkoziarnisty), albo nie było go w ogóle, robiły ryż na mleku najprawdopodobniej właśnie z ryżu o krótkich ziarnach. Ale można eksperymentować i z innymi, np. z basmati (pisze o tym felietonistka kulinarna czasopisma the Guardian, która w tym artykule zajęła się tematyką brytyjskiego puddingu ryżowego, bardzo podobnego do naszego ryżu na mleku i uchodzącego za typowe "comfort food" w Wielkiej Brytanii).

Ryż na mleku

Składniki (duża porcja - w sam raz na śniadanie - dla 1 osoby lub mniejsze porcje - w sam raz na deser - dla 2 osób):
  • 110g (ok 1/2 szklanki) ryżu krótkoziarnistego
  • 375ml mleka (ok. 1,5 szklanki) (najlepiej tłustego; u mnie 0,5%)
  • 1 łyżeczka cukru (mój ryż był raczej słodkawy niż słodki; jeśli lubicie słodki ryż, dodajcie więcej cukru - najlepiej dodawać i próbować, żeby nie przesłodzić)
  • 2 łyżeczki esencji waniliowej (można też dodać inną esencję albo w ogóle zrezygnować z esencji, zastępując ją np. cynamonem lub startą gałką muszkatołową - gałka to klasyczny dodatek do brytyjskiego puddingu ryżowego)
  • owoce (dobrze jest dodać soczyste owoce, np. truskawki, maliny, jagody, borówki lub pomarańcze) lub ulubiona marmolada (w Berlinie jadłam ryż na mleku z dodatkiem wiśni w żelu - był pyszny :), ew. nutella lub masło orzechowe, jeśli ktoś woli
Przygotowanie:
  1. ryż wsypujemy do rondelka/garnuszka (najlepiej z teflonową powierzchnią), wlewamy 1/2 szklanki mleka i gotujemy na średnim ogniu (mam skalę 9-stopniową, gotowałam na poziomie 5), mieszając
  2. gdy ryż wsiąknie mleko, dolewamy kolejne pół szklanki (proces gotowania tego ryżu jest podobny do procesu przyrządzania risotto) i dalej gotujemy, mieszając (żeby skrobia z ryżu nie przywierała do dna)
  3. wlewamy resztkę mleka i czekamy aż ryż ją wsiąknie, nadal mieszając (ryż powinien być już miękki)
  4. gdy ryż osiągnie pożądaną konsystencję (papki), dodajemy cukier i esencję waniliową, mieszamy i zdejmujemy z ognia
  5. przekładamy ryż do miseczki/miseczek i odstawiamy do wystudzenia (dobrze jest przykryć miseczki folią aluminiową, żeby w procesie studzenia ryż nie wysechł z wierzchu) lub jemy na ciepło
  6. dekorujemy ulubionymi dodatkami (u mnie truskawki)
Mistrzyni deserów, autorka bloga Moje Wypieki, radzi dodać do ryżu również masło (jej przepis znajdziecie tutaj), ale ja się powstrzymałam ;) Masło na pewno sprawi, że danie będzie jeszcze lepsze, jak to masło ;) Mój ryż na mleku był lekko al dente, a gotowanie zajęło mi ok 20min. Jeśli wolicie bardziej rozgotowany ryż, po prostu dolejcie kolejną porcję mleka (0,5 szklanki, czyli w sumie 2) i bardziej go rozgotujcie.

Smacznego :)