niedziela, 28 kwietnia 2013

Udka z kurczaka pieczone z rozmarynem i cytryną

Mało pracochłonne danie, które powinno smakować nawet tym, którzy są fanami tradycyjnej kuchni i nie lubią udziwnień. Podpatrzone u Jamiego Olivera, który proponuje całego kurczaka pieczonego z takimi dodatkami. Ja - trochę z lenistwa, a trochę z zapobiegliwości (z udek zostaje mniej niż z całego kurczaka, przyjamniej u mnie) - ograniczyłam się do udek, a dokładnie do całych nóg z kurczaka. Zdarzyło mi się też robić udo i podudzie osobno.

Udka z kurczaka pieczone z rozmarynem i cytryną

Składniki (dla 4 osób):
  • 4 nogi z kurczaka (udo + podudzie, może być w całości lub rozdzielone, jak na powyższym zdjęciu; polecam mięso z kurczaka zagrodowego, które można kupić np. w warszawskim stacjonarnym sklepie mięsnym Befsztyk lub przez internet na Befsztyk.pl)
  • 1 cytryna
  • 1/2 gałązki świeżego rozmarynu do marynaty + 2-3 gałązki do pieczenia
  • 2 małe lub 1 duży ząbek czosnku
  • 2 łyżki oliwy
  • sól i pieprz
Przygotowanie:
  1. Mięso myjemy i osuszamy
  2. Cytrynę parzymy wrzątkiem i kroimy w "ósemki"
  3. Odrywamy igiełki rozmarynu od łodygi (1/2 gałązki) i drobno siekamuy
  4. Czosnek obieramy i drobno siekamy lub miażdżymy w prasce
  5. Posiekany rozmaryn i czosnek łączymy z oliwą - uzyskujemy marynatę
  6. Mięso nacieramy marynatą i wkładamy do naczynia z przykrywką lub do worka ze struną, dorzucamy cząstki cytryny, zamykamy i odstawiamy do lodówki na 2-3h (może być na całą noc)
  7. Po zamarynowaniu kurczaka, gdy przyjdzie czas pieczenia, rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni Celsjusza (bez termoobiegu, opcja grzania od góry i od dołu), a mięso wyjmujemy z lodówki ok 30min przed wstawieniem do piekarnika 
  8. Rozkładamy udka na blaszce do pieczenia wyłożonej papierem do pieczenia lub w naczyniu żaroodpornym wraz z marynatą, oprószamy solą i pieprzem, obkładamy kawałkami cytryny, dokładamy 2-3 gałązki świeżego rozmarunu
  9. Wstawiamy do piekarnika i pieczemy przez ok. 1,5h (pod koniec pieczenia, jeśli skórka wydaje się Wam za mało rumiana, można włączyć opcję grill)
  10. Po upieczeniu wykładamy na talerz i serwujemy np. pieczonymi lub gotowanymi ziemniakami oraz z prostą sałatką z miksu sałat i sosu winegret (oliwa, ocet balsamiczny lub winny, 1 ząbek czosnku, sól i pieprz)
Smacznego :)

sobota, 27 kwietnia 2013

Kolorowa sałatka Cobb

Sałatkę Cobb pierwszy raz jadłam w sieci barów sałatkowych Salad Story. Jak się później miało okazać, ich wersja miała niewiele wspólnego z amerykańskim klasykiem. W oryginale składa się z sałaty, awokado, pomidorów, chrupiącego bekonu, gotowanej lub pieczonej piersi z kurczaka, sera roquefort, jajka ugotowanego na twardo i sosu na bazie octu z czerwonego wina. Przepis na tę sałatkę został opracowany przez pracowników hollywoodzkiej restauracji Brown Derby. Nie ma wątpliwości co do pochodzenia nazwy (od nazwy właściciela, Roberta Howarda Cobb'a). Wątpliwości pojawiają się przy próbie uzyskania odpowiedzi na pytanie, kto tak naprawdę opracował przepis na tę sałatkę: czy był to pan Cobb czy jego szef kuchni. Mi podoba się wersja wydarzeń, w której pan Cobb, po pracowitym dniu, w trakcie którego nie miał czasu nic zjeść, zrobił sobie taką sałatkę wieczorem, z pozostałości z potraw gotowanych w ciągu dnia. Trochę jak pizza ;)

Przygotowując tę sałatkę kierowałam się wskazówkami z mojego ulubionego amerykańskiego bloga kulinarnego, Smitten Kitchen. Podobnie jak w przypadku wielu innych dań na tym blogu, od pojawienia się myśli, że fajnie byłoby je przygotować do realizacji tego zmierzenia minęło sporo czasu :) Tym razem myśl pojawiła się przy którymś z kolei oglądaniu filmu "Julie & Julia", w którym Julie spotyka się na lunch z "rytualną sałatką Cobb" ze swoimi przyjaciółkami. Każda z nich zamawia sałatkę Cobb i każda prosi o wersję bez jakiegoś składnika (bez bekonu, bez jajka, itd.). U mnie był pełen wachlarz składników :)

Sałatka Cobb

Składniki (porcja dla 2 osób):
  • 1 pierś z kurczaka (pojedyncza)
  • 5-6 cienkich plasterków wędzonego boczku (ok 70-80g)
  • 2 jajka
  • 20 pomidorków koktajlowych (lub 2 dojrzałe, pachnące normalne pomidory - w sezonie)
  • 1 nieduże awokado (ok 150-160g)
  • 50g sera pleśniowego z niebieską pleśnią (np. lazur błękitny lub roquefort)
  • kilka liści sałaty (ja miałam rzymską, wystarczyły po 2 liście na osobę)
  • 6 łyżek oliwy + odrobina do kurczaka
  • 2 łyżki octu z czerwonego wina
  • 1/2 łyżeczki musztardy
  • 1 łyżeczka sosu Worchester (jeżeli nie macie, można pominąć)
  • 1 łyżeczka soku z cytryny
  • 1 ząbek czosnku
  • sól i pieprz do smaku
  • opcjonalnie: posiekana natka lub szczypiorek (w oryginale jest szczypiorek)
Przygotowanie:
  1. rozgrzewamy piekarnik do160 stopni Celsjusza z termoobiegiem i funkcją grill
  2. plastry boczku układamy na blaszce do pieczenia wyłożonej papierem do pieczenia
  3. blachę z boczkiem wstawiamy do piekarnika i pieczemy boczek przez kilka minut, do uzyskania złoto-brązowego koloru, uważając jednak, żeby zbytnio go nie wysuszyć
  4. upieczony boczek wyjmujemy z piekarnika, zmieniamy opcję grill na grzanie od góry i od dołu, zostawiamy termoobieg
  5. pierś z kurczaka myjemy, osuszamy, oczyszczamy, oprószamy solą i pieprzem, skrapiamy oliwą i wkładamy do foliowego rękawa do pieczenia i układamy na blaszce do pieczenia albo - bez folii - wkładamy do naczynia żaroodpornego z przykrywką
  6. blachę lub naczynie żaroodporne z kurczakiem wstawiamy do piekarnika i pieczemy przez ok. 25-30min
  7. upieczonego kurczaka wyjmujemy z piekarnika i z folii/naczynia żaroodpornego, kładziemy na desce do krojenia lub na talerzu, żeby wystygł
  8. jajka gotujemy na twardo
  9. awokado myjemy, obieramy i kroimy w kostkę
  10. pomidorki myjemy i kroimy w ćwiartki
  11. sałatę myjemy i siekamy (lub rwiemy) na nieduże kawałki (można też wykorzystać miks sałat z woreczka, wówczas powinna wystarczyć jedna duża garść na osobę)
  12. ser kroimy w drobną kostkę lub kruszymy
  13. wystudzonego kurczaka kroimy w kostkę
  14. wszystkie składniki układamy w rządki na talerzu (lub na 2 osobnych), można też wrzucić je do miski i wymieszać
  15. przygotowujemy sos z oliwy, octu, sosu Worchester, soku z cytryny, rozgniecionego w prasce czosnku oraz soli i pieprzu
  16. sosem można od razu polać sałatkę lub podać go w osobnych miseczkach, żeby konsumenci mogli sami doprawić nim sałatkę
  17. siekamy natkę lub szczypiorem i albo od razu posypujemy całą sałatkę albo podajemy w osobnym naczyniu, aby każdy mógł sam posypać swoją porcję
Sałatkę podajemy ze świeżym pieczywem i np. białym wytrawnym winem (u mnie dobrze sprawdza się Pinot Grigio). Kurczaka można ugotować zamiast upiec, ale odkąd mój Wybranek pokazał mi kilka filmików poświęconych diecie kulturystycznej, zupełnie wyeliminowałam gotowanego kurczaka z mojej diety. Jeden z bohaterów tych filmików robił sobie koktajl z gotowanego kurczaka - gotował piersi (w samej wodzie, sól jest "be" bo zatrzymuje wodę w organizmie), a następnie miksował je z wodą za pomocą blendera. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, jak o smakowało...

Co do sałatki Cobb - smacznego :)

piątek, 26 kwietnia 2013

Ciasto "Cielaczek", odrobinę podrasowane

O istnieniu ciasta o nazwie "Cielaczek" dowiedziałam się będąc studentką. Moja najlepsza przyjaciółka, Eliza, studentka tej samej uczelni, upiekła je na jedną z wielu organizowanych przez nasze koło naukowe konferencji. Zapewne po to, aby ktokolwiek zechciał wziąć w niej udział - ciasto było prawdopodobnie bardziej zachęcające niż tematyka ;) Nie pamiętam już, jak ostatecznie było z frekwencją ani czego dotyczyła ta konferencja, pamiętam natomiast "Cielaczka" :) Chciałam wziąć od Elizy przepis i zrobić to ciasto dawno temu, ale okazało się, że przez tych kilka lat mi i "Cielaczkowi" było jakoś tak nie po drodze. Spotkaliśmy się po latach, przy stole, do którego zaprosiłam przyjaciół (w tym Elizę), serwując im raczej tradycyjne, domowe dania, kwalifikujące się do tych "z dzieciństwa", ale trochę odświeżone lub zmodyfikowane. Znalazła się wśród nich zupa ogórkowa, ale nie z kiszonych ogórków, tylko ze świeżych (przepis znajdziecie tutaj). Był też pieczony kurczak, urozmaicony dodatkiem świeżego rozmarynu i cytryny (przepis pewnie opublikuję na blogu w najbliższym czasie) z obgotowanymi, doprawionymi mieloną wędzoną papryką i podpieczonymi w piekarniku ziemniakami. A na deser wjechał "Cielaczek" - poza Elizą chyba nikt z gości nie uznałby tego ciasta za domowe czy tradycyjne, ale bardzo mi tu pasował. Ni to ciasto czekoladowe, ni sernik, taki misz masz. Smaczny, prosty, mało pracochłonny, z łatwo dostępnych składników - idealny deser dla rodziny. Nazwa i sernikowe łaty na cieście mogą przypaść do gustu dzieciom - tak jak mi ;)

Korzystałam z przepisu z bloga Kulinarne Spotkania, ale nieco go zmodyfikowałam, podrasowując kakaową warstwę ciasta przez dodanie do niej kawałków pokruszonej czekolady deserowej (gorzkiej nie było akurat w sklepie) Jedyna (nie wiem, czy powinnam teraz dodać jakiś znak sugerujący, że to nazwa zastrzeżona, czy nie - nie chciałabym narazić się nadgorliwym prawnikom Wedla...).

Ciasto "Cielaczek"

Składniki (na blachę o rozmiarach 20x30cm):

MASA KAKAOWA
  • 2 jajka
  • 1 szklanka mleka
  • 1/2 szklanki cukru
  • 1 opakowanie cukru waniliowego (duże, 32g)    
  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka sody
  • 2 łyżki kakao w proszku
  • 3/4 szklanki oleju
  • 1 tabliczka (100g) czekolady deserowej (równie dobrze może być gorzka)
MASA SEROWA
  • 500g mielonego twarogu (u mnie gotowiec, z wiaderka)
  • 3 jajka
  • 1/2 szklanki cukru
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • 1 łyżeczka esencji waniliowej
Przygotowanie:
  1. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni Celsjusza, grzanie od góry i od dołu, bez termoobiegu
  2. Wszystkie składniki na masę kakaową wrzucamy do miski i miksujemy (lub intensywnie mieszamy łyżką, do osiągnięcia gładkiej masy)
  3. Czekoladę łamiemy na kostki, a następnie rozdrabniamy na mniejsze kawałki (wielkości ok. ziarenek pieprzu) w blenderze lub siekamy nożem
  4. Pokruszoną/posiekaną czekoladę dodajemy do masy kakaowej i mieszamy
  5. Blachę na ciasto wykładamy folią do pieczenia i wylewamy na nią masę kakaową i wyrównujemy
  6. W osobnej misce mieszamy składniki na masę serową - powinna być jednolita i na tyle rzadka, żeby spływała z łyżki
  7. Na masie kakaowej robimy kleksy z masy serowej (robione łyżką), po 2-3 łyżki na łatę (czyli 1, 2 i 3 łyżka masy w tym samym miejscu)
  8. Surowe ciasto z kleksami wstawiamy do rozgrzanego piekarnika (na środkową półkę) i pieczemy przez ok. 45min (tzw. suchego patyczka, który wbijamy w ciasto między łatami)
  9. Upieczone ciasto wyjmujemy z pieca i studzimy
  10. Podajemy wystudzone, można dodatkowo posypać cukrem pudrem, ale wtedy łaty będą mniej widoczne
Smacznego :)

czwartek, 18 kwietnia 2013

Zupa w tajskim stylu?

Na początku stycznia pisałam o muffinach z garam masalą, wspominając, że zrobiłam je na deser po zupie tajskiej. Przepisu na zupę wówczas nie zaprezentowałam, twierdząc, że wymaga jeszcze dopracowania. Wydaje mi się, że osiągnęłam już ten etap dopracowania, na którym mogę ten przepis opublikować. Wzorowałam się na przepisie z amerykańskiego bloga poświęconego kuchni tajskiej, Rachel Cooks Thai, nieco go jednak zmodyfikowałam (np. nie dodałam bambusa, a pastę z pieczonej papryczki chili - nam prik pao - zastąpiłam czerwoną pastą curry). Ze względu na zmiany, które wprowadziłam, nie nazwałabym tej zupy tajską, a raczej zupą w tajskim stylu ;)

Zupa na mleczku kokosowym w tajskim stylu, z kurczakiem

Składniki (3-4 porcje):
  • 3 szklanki bulionu drobiowego (domowej roboty lub z ekologicznej kostki bulionowej)
  • 1 puszka (400ml) mleczka kokosowego
  • 1-2 pojedyncze piersi z kurczaka (w zależności od tego, czy wolicie mniej, czy więcej mięsa w zupie)
  • 6-7 świeżych liści limonki kafir (trudno dostępne w Polsce niestety) lub ok. 20 liści suszonych (do kupienia np. w sieci sklepów Kuchnie Świata) - ja miałam suszone
  • kawałek świeżego imbiru wielkości kciuka
  • 1 łodyga świeżej trawy cytrynowej (do kupienia np. w sieci sklepów Kuchnie Świata lub w Tesco na stoisku owocowo-warzywnym; trawa cytrynowa ze słoiczka, z zalewy, niestety się nie nadaje, nie ten aromat)
  • 1/2 najzwyklejszej lub tajskiej papryczki chili (radzę zacząć od 1/2, jeśli ktoś woli bardziej pikantne dania, można dodać więcej)
  • 2-3 łyżeczki czerwonej pasty curry (w oryginale jest pasta z pieczonych papryczek chili, nam prik pao, której nie udało mi się kupić)
  • 2 łyżki sosu rybnego
  • 1 łyżeczka cukru
  • 4-5 pieczarek (polecam brązowe, do kupienia np. w Tesco; niestety moim zdaniem typowo azjatyckie grzybki, jak np. shitake, słabo się sprawdzają - być może to herezja, ale wydaje mi się, że nic do smaku tej zupy nie wnoszą; a wersję z pieczarkami zdarzyło mi się jeść w tajskich knajpkach, np. w warszawskiej Sunancie)
  • sok z limonki
  • świeża kolendra
Przygotowanie:
  1. podgrzewamy bulion na średnim ogniu, dodajemy suszone liście limonki kafir (w całości, nie kruszymy - jeśli pokruszymy stworzą warstwę podobną do glonów na powierzchni zupy i trudno je będzie wyłowić), obrany i pokrojony w cienkie plasterki imbir oraz drobno posiekaną trawę cytrynową
  2. mieszankę tę gotujemy przez ok 20-30min do momentu, aż aromat przypraw stanie się mocno wyczuwalny
  3. dodajemy mleczko kokosowe i mieszamy z doprawionym bulionem
  4. pierś (piersi) z kurczaka myjemy pod bieżącą wodą, osuszamy, oczyszczamy i kroimy w niewielką kostkę
  5. tak przygotowane mięso dorzcamy do zupy
  6. papryczkę chili przekrajamy wzdłż na dwie połowy, pozbawiamy pestek (lub nie, jeśli komuś zależy na pikantnym smak zpy), drobno siekamy (1/2) i dodajemy do zupy
  7. pieczarki myjemy, kroimy na ósemki i dodajemy do zupy
  8. dorzucamy sos rybny, pastę curry, cukier i sok z limonki (jak radzi atorka bloga Rachel Cooks Thai - dobrze jest dodać najpierw sok z połowy limonki, a następnie spróbować, czy zupa jest już wystarczająco kwaśna czy trzeba dodać więcej soku)
  9. gdy mięso będzie ugotowane, przelewamy zupę do talerzy/miseczek, posypujemy posiekaną świeżą kolendrą i serwujemy z ugotowanym ryżem jaśminowym (opcjonalnie) oraz dodatkową limonką
Liście limonki można wyłowić przed podaniem, nie nadają się do jedzenia.

Smacznego :)

wtorek, 9 kwietnia 2013

Muffiny z budyniem, z normalnych składników, nie z proszku

Nie powiem, że nigdy nie piekłam ciasta z proszku. Piekłam, karpatkę, zanim zaczęłam robić sama, z "normalnych" składników. Porównując karpatkę pieczoną w sposób tradycyjny i z proszku, dochodzę do wniosku, że ta z proszku wcale nie jest łatwiejsza, bo moim zdaniem w pieczeniu karpatki największą sztuką jest (1) upieczenie wierzchu i spodu z ładnie wyrośniętymi górkami i w przyjemnym, złotym kolorze, (2) zrobienie kremu bez grudek. W osiągnięciu efektu (1) i (2) gotowa mieszanka z pudełka nie pomoże, bo tu chodzi raczej o technikę. Techniki w proszku chyba jeszcze nikt nie wymyślił ;)

Piszę o ciastach z proszku, bo ostatnio dość intensywnie reklamowane są babeczki/muffiny z proszku z różnymi dodatkami i nadzieniem. Reklamy rzadko wywołują u mnie jakieś reakcje, ale przy tych szlag mnie trafia, bo zrobienie takich wypieków od zera, z "normalnych" składników to jedno z najprostszych zadań w dziedzinie "desery" i tylko wyjątkowy antytalent, zupełna beztroska w stosowaniu się do przepisu lub niedomagający piekarnik mogą sprawić, że muffiny nie wyjdą. Nie sprawdziłam tego w praktyce, ale wydaje mi się, że zrobienie muffinów z "normalnych" składników wcale nie zajmuje więcej czasu. Być może jakimś argumentem jest cena - widziałam ostatnio pudełko z proszkiem na muffiny za niecałych 7 zł. Jedną z odmian reklamowanych babeczek są te z nadzieniem budyniowym. Rozumiem, że komuś może nie chcieć się robić budyniu, bo to zajmuje trochę dodatkowego czasu. Sama robiłam z budyniu w proszku. Ale to co innego ;)
Taka hipokryzja.

Muffiny z nadzieniem budyniowym

Składniki (na 12 babeczek o średnicy 5 cm = muffiny klasycznych rozmiarów):

CIASTO
  • 300g mąki pszennej (może być najzwyklejsza, szymanowska)
  • 130g cukru (kryształ, najzwyklejszy)
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 łyżeczki kakao
  • 1 jajko
  • 180-200g jogurtu naturalnego (najlepszy będzie typu greckiego, czyli tłusty i gęsty) = 1/2 dużego kubka jogurtu
  • 2 łyżki mleka (krowiego, poziom tłuszczu obojętny)
  • 125ml (=1/2 szklanki) oleju słonecznikowego*
BUDYŃ
  • 1/2 opakowania budyniu waniliowego lub innego ulubionego, bez cukru
  • 200ml mleka (krowiego, im tłustsze tym lepsze)
  • 1 łyżka cukru (kryształ, najzwyklejszy), ale można dodać więcej, jeśli spróbujecie budyniu i uznacie, że jest za mało słodki
Przygotowanie:
  1. przygotowujemy budyń zgodnie ze wskazówkami na opakowaniu, ale bierzemy tylko pół opakowania i 200ml mleka
  2. dodajemy 1 łyżkę cukru, jeśli na końcu okaże się, że to za mało (bo Waszym zdaniem budyń jest za mało słodki), można dodać więcej
  3. gotowy budyń zdejmujemy z ognia i odstawiamy do przestudzenia
  4. do jednej miski wrzucamy suche składniki (300g mąki, 130g cukru, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, 2 łyżeczki kakao)
  5. do drugiej miski wrzucamy mokre składniki (1 jajko, 180-200g jogurtu, 125ml oleju) i mieszamy
  6. łączymy suchą i mokrą mieszaninę, mieszając całość łyżką (wystarczy, nie trzeba angażować miksera ani robota kuchennego)
  7. blachę lub foremki do muffinów wykładamy papilotkami lub smarujemy masłem
  8. na dno każdego zagłębienia w blaszce/każdej foremki nakładamy 1 czubatą łyżeczkę ciasta i pokrywamy nią całe dno
  9. na ciasto nakładamy po 1 łyżeczce budyniu
  10. warstwę budyniu (z truskawką) przykrywamy kolejną warstwą ciasta (ale tak, żeby nie robić górki; całość nie powinna wystawać ponad powierzchnię blachy czy foremki, bo muffiny będą rosły i mogą się wylać)
  11. gotową blachę/foremki wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni Celsjusza, grzanie od góry i od dołu, bez termoobiegu, i pieczemy przez 23min
  12. po upieczeniu wyjmujemy i studzimy, zimne muffiny można dodatkowo posypać cukrem pudrem
Z tego samego przepisu można przygotować jasne muffiny, wystarczy nie dodawać kakao do ciasta lub np. cytrynowe (wówczas dodajemy sok i skórkę otartą z jednej cytryny).

Smacznego :)

*olej słonecznikowy możemy zastąpić roztopionym i przestudzonym masłem


wtorek, 2 kwietnia 2013

Zapiekanka "bolońska" w dyni na przełamanie blogowego marazmu

Z prowadzeniem bloga jest zdaje się tak, jak z wieloma innymi sprawami czy zajęciami w życiu: raz się chce, raz się nie chce. W styczniu chciało mi się bardzo, co znalazło odzwierciedlenie w liczbie postów, które opublikowałam w ciągu pierwszych czterech tygodni tego roku (15, najlepszy miesięczny wynik odkąd prowadzę tego bloga). W lutym bardzo mi się nie chciało i mimo, że cały czas gotuję (bo przecież coś jeść trzeba ;) i robię zdjęcia przygotowanych potraw, trudno było mi się zmobilizować do napisania kilku słów na blogu. Marzec był niewiele lepszy, nie dodałam żadnego przepisu na dania czy wypieki wielkanocne (za co przepraszam osoby, które liczyły, że znajdą na moim blogu jakieś nowe przepisy wielkanocne), mimo, że zrobiłam pierogi z fetą i szpinakiem na Wielki Piątek, pasztet z nowego przepisu z magazynu Kuchnia, mazurek różany z magazynu Kukbuk oraz cytrynowe ciasteczka. Nie bardzo wiem, z czego to wynika. Przyjmijmy może, że z braku słońca i przedłużającej się zimy...

Na przełamanie blogowego marazmu proponuję proste, smaczne i efektowne danie: zapiekankę "bolońską" w dyni. Miałam w domu od jakiegoś czasu dynię piżmową - kupiłam ją pod koniec lutego pod wpływem impulsu, w supermarkecie. Uznałam, że wystarczająco długo leżała i postanowiłam zrobić z nią coś innego niż zupa z dyni czy sałatka z pieczoną dynią. Padło na wykorzystanie dyni jako jadalnego naczynia, w którym zapiekłam makaron przykryty sosem pomidorowym z mięsem i dużą ilością bazylii. Taka właśnie była prosta historia zapiekanki "bolońskiej" :)

Zapiekanka "bolońska" w dyni

Składniki (dla 4 osób :)
  • 1 nieduża dynia (moja ważyła ok 1,5kg; nie musi być piżmowa - jeśli macie inną, powinna być ok)
  • 1 puszka pomidorów (bez skórki, ok. 400g)
  • 4 suszone pomidory (z oliwnej zalewy)
  • 300g mięsa mielonego (u mnie chuda wołowina, ale równie dobrze można wykorzystać wieprzowinę lub indyka)
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 mała cebula
  • pęczek świeżej bazylii
  • 2 szklanki suchego makaronu (u mnie był farfalle)
  • 1 kulka sera mozzarella (125g)
  • oliwa z oliwek
  • sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
  1. dynię myjemy, osuszamy, przkrajamy na pół i wydrążamy (zostawiając ok. 1,5 cm od brzegu) - wydrążony miąsz możemy upiec i dodać np. do sałatki
  2. wydrążoną dynię skrapiamy oliwą z oliwek, oprószamy solą i pieprzem, układamy na natłuszczonej lub wyłożonej papierem do pieczenia blaszce i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni Celsjusza (bez termoobiegu, grzanie od góry i od dołu)
  3. tak przygotowaną dynię pieczemy ok. 15-20 min (na środkowej półce)
  4. w międzyczasie obieramy i drobno siekamy czosnek i cebulę
  5. posiekane czosnek i cebulę wrzucamy na patelnię z 1 łyżką rozgrzanej oliwy i chwilę podsmażamy
  6. na patelnię dorzucamy mięso mielone i podsmażamy z czosnkiem i cebulą
  7. gdy mięso będzie posmażone, wlewamy na patelnię zawartość puszki pomidorów i dusimy razem do momentu, aż pomidory się rozpadną, tworząc sos
  8. podczas gdy mięso będzie dusiło się z pomidorami z puszki, odsączamy z oliwnej zalewy 4 suszone pomidory, osuszamy je ręcznikiem papierowym i bardzo drobno siekamy, a następnie dodajemy do sosu
  9. sos "boloński" doprawiamy do smaku solą i pieprzem, a tuż przed przełożeniem do dyniowej miseczki, dodajemy prawie cały posiekany pęczek bazylii (z pęczka możemy odłożyć małe gałązki do dekoracji)
  10. gotujemy makaron zgodnie ze wskazówkami na opakowaniu
  11. ugotowany makaron układamy na dnie podpieczonych połówek dyni, a na makaron nakładamy sos mięsno-pomidorowy
  12. mozzarellę kroimy w plastry i układamy na wierzchu nadzienia każdej połówki dyni
  13. wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i podpiekamy przez ok. 10-15 min, do momentu, aż mozzarella się zrumieni
  14. dekorujemy świeżą bazylią i podajemy
Jeśli mogę coś zasugerować - radziłabym konsumować całość dania równomiernie, a nie najpierw nadzienie, a potem pieczoną dynię. Sama dynia może być mdła, mimo, że była doprawiona solą, pieprzem i oliwą przed dodaniem nadzienia. Z zapiekanki powinna zostać jedynie skórka.

Smacznego :)