piątek, 31 maja 2013

Muffiny z czekoladowymi cukierkami Schoko-Bons, na Dzień Dziecka

Tak sobie myślę, że fajnie jest być (małym) dzieckiem. Niestety doszłam do tego wniosku już jako osoba dorosła (a raczej duże dziecko). Będąc mniejszym dzieckiem uważałam, że super jest być dorosłym, bo można robić, co się chce. Będąc większym dzieckiem wcale nie uważam, że bycie dorosłym jest takie znowu super... Ale jakoś strasznie źle też nie jest ;)

Lubię poczuć się jak dziecko, co często zdarza mi się przy okazji wizyt w moim rodzinnym mieście - spędzając czas z rodzicami czy dziadkami, w otoczeniu, w którym dorastałam. Gdy jestem w domu, skupiam się na byciu w domu, zapominam o telefonie (co irytuje osoby próbujące się do mnie dodzwonić, ale cóż...), przestają mnie interesować bieżące wydarzenia w Polsce i na świecie (no chyba, że PKP, którymi zwykle podróżuję, znowu coś schrzani, wówczas jestem zmuszona do zainteresowania się), idę sobie za to na zakupy z mamą i rodzeństwem (ale nie robimy już takich scen jak 20-25 lat temu ;), jemy dobre rzeczy (w tym słodycze, których w Warszawie zwykle nie kupuję, bo to grozi pochłanianiem zbyt dużych ilości w nagłym napadzie cukrowego głodu), oglądamy filmy bywa, że niezbyt ambitne, nie zważając na to, co ktoś mógłby sobie pomyśleć. Zdarza nam się (głównie żeńskiej części rodziny) płakać jak bobry, gdy tato zaserwuje nam film-wyciskacz łez o psach (Marley i ja, Hatchiko) i śmiać się z naszego własnego psa, największego na świecie fana bułek i wdzięcznego obiektu fotograficznego.
Wprawdzie nie będę w Dzień Dziecka w domu, ale nie oznacza to, że nie mogę poobchodzić tego święta.
W Warszawie czy w domu, w pewnej części jestem i będę dzieckiem. I tego życzę sobie i Wam z okazji Dnia Dziecka :) A by osłodzić świętowanie, proponuję coś słodkiego - przetestowane przez prawdziwe dziecko, w dziecięcym wieku 6 lat (pozdrowienia dla Wojtka i jego mamy, Doroty). Bardzo Młody Degustator wprawdzie nie powiedział wprost, że mu smakowało, ale jadł te muffiny, co przyjmuję za dobry znak :)

Muffiny z czekoladowymi cukierkami Schoko-Bons

Składniki (na 6-7 muffinów):
  • 150g mąki pszennej
  • 60g zwykłego cukru
  • 16g (1 opakowanie) cukru waniliowego
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 1 jajko
  • 60ml oleju słonecznikowego (można zastąpić roztopionym masłem, ale ja jestem konsekwentnie leniwa i wolę dodać olej)
  • 100g jogurtu naturalnego
  • 250g serka mascarpone
  • 1,5 łyżki cukru pudru
  • 1 łyżeczka esencji waniliowej
  • 1 opakowanie cukierków Schoko-Bons*
Przygotowanie:
  1. w jednej misce mieszamy mąkę, cukier zwykły i waniliowy, proszek do pieczenia i szczyptę soli
  2. w osobnym naczyniu mieszamy jajko, olej i jogurt naturalny
  3. łączymy obie mieszaniny i mieszamy (wystarczy łyżką, robot kuchenny nie jest potrzebny)
  4. surowe ciasto przekładamy na blachę do muffinów wyłożoną papilitkami lub wysmarowaną tłuszczem, do 3/4 wysokości papilotki/głębokości zagłębienia
  5. w każdą porcję ciasta wtykamy jeden czekoladowy cukierek (nie musim być zupełnie schowany w cieście, może trochę wystawać)
  6. blachę z tak przygotowanym ciastem wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni Celsjusza i pieczemy przez 23 minuty
  7. w międzyczasie przygotowujemy krem: serek mascarpone mieszamy z cukrem pudrem i esencją waniliową, a następnie przykrywamy i wstawiamy do lodówki, żeby smaki się przegryzły
  8. upieczone muffiny wyjmujemy z piekarnika i odstawiamy do wystudzenia
  9. resztę cukierków czekoladowych siekamy nożem na małe kawałki (liczymy 1 cukierek na muffina, pozostałe mogą posłużyć do dekoracji talerza ;)
  10. zupełnie zimne muffiny smarujemy grubą warstwą kremu i posypujemy kawałkami cukierków
  11. tak przygotowane muffiny można wstawić do lodówki, żeby je schłodzić lub podać od razu
Smacznego :)


*Zastanawiając się nad tym, co dodać do muffinów, żeby smakowały dziecku (Wojtkowi), wybrałam właśnie te łakocie, zakładając, że dzieci lubią Kinder czekoladę, z której Schoko-Bons są zrobione. Inne czekoladowe cukierki też powinny się nadać.

czwartek, 30 maja 2013

Chłodnik z botwinką z przepisu mojej babci

Z chłodnikiem z botwinką mam trochę tak, jak z kozim serem - jeżeli tylko zauważę go w ofercie przybytku gastronomicznego, który akurat odwiedzam, nie mogę go nie zamówić i tyle. Sama najczęściej robię chłodnik ogórkowo-ziołowy z przepisu mojej mamy, taki z botwinką rzadziej. O tym, że właśnie trwa sezon botwinkowy przypomniała mi babcia przy okazji jednej z częstych dyskusji o jedzeniu, jakie prowadzimy, gdy odwiedzam dziadków (to właśnie od babci zaraziłam się zamiłowaniem do gotowania, w trakcie odwiedzin rozmawiamy sobie, co ostatnio ugotowałyśmy, proszę babcię o przepisy na różne dania). Korzystając z okazji, poprosiłam ją o kilka wskazówek, które prezentuję poniżej.

Celowo nie nazywam tego chłonika "litewskim", choć w wielu źródłach można spotkać się z takim określeniem dla chłodnika z botwinką. Doszkalając się z tego typu chłodników, sprawdziłam przepis na chłodnik litewski w "Encyklopedii polskiej sztuki kulinarnej" Hanny Szymanderskiej i okazało się, że do tego chłodnika dodaje się rosół cielęcy, gotowaną cielęcinę lub pierś z kurczaka oraz szyjki rakowe. Być może jest to dowód na moje ograniczenie umysłowe lub gastronomiczne, niemniej jednak jakoś trudno mi sobie wyobrazić, jak smakuje rosół z mięsem, burakami, ogórkami i dużą ilością śmietany. Pomijając już fakt, że to, co zobaczyłam w przepisie pani Szymanderskiej nijak się miało do mojego wyobrażenia o chłodniku litewskim ;) Przepis babci zdecydowanie wpisuje się w to wyobrażenie :)

Chłodnik z botwinką z przepisu mojej babci

Składniki (dla 6 osób):
  • 1,5 litra zsiadłego mleka
  • 1,5 litra jogurtu naturalnego lub maślanki (kefir też może być, ale ja wolę jogurt lub maślankę, które są mniej kwaśne niż kefir)
  • 1 pęczek botwinki (z małymi buraczkami)
  • 1 pęczek rzodkiewki
  • 3 nieduże ogórki gruntowe
  • 1 pęczek świeżego koperku
  • sól i pieprz do smaku
  • jajka ugotowane na twardo
Przygotowanie:
  1. botwinkę myjemy, pozbawiamy liści (zostawiam tylko różowe łodyżki, nie lubię sflaczałych liści w chłodniku) i siekamy, wraz z małymi buraczkami
  2. do garnka (który pomieści ponad 3 litry chłodnika) wlewamy pół szklanki wody, wrzucamy posiekaną botwinkę i buraczki i dusimy przez kilka minut
  3. gdy botwinka i buraczki będą miękkie, zdejmujemy z ognia
  4. rzodkiewkę myjemy i kroimy (u mnie w słupki)
  5. ogórek myjemy, obieramy i kroimy (u mnie w słupki)
  6. koperek myjemy, osuszamy i drobno siekamy
  7. do podduszonej botwiny i buraczków wlewamy zsiadłe mleko i dorzucamy posiekane warzywa oraz koperek, mieszamy
  8. chłodnik doprawiamy solą i pieprzem, przykrywamy przykrywką lub zabezpieczamy folią i wstawiamy do lodówki, żeby smaki się przegryzły, a chłodnik schłodził
  9. podajemy z jajkiem ugotowanym na twardo i młodymi ziemniakami (w sezonie) lub z chlebem
Smacznego :)

P.S. Moja babcia dodaje też kubeczek śmietany (ok. 200ml) dla polepszenia smaku, ale ja sobie podarowałam. Bez śmietany chłodnik wydaje się być całkiem dietetyczny - jeżeli zsiadłe mleko nie jest zbyt tłuste, chyba nawet osoby katujące się dietą Dukana mogą sobie pozwolić na takie danie ;)

wtorek, 28 maja 2013

Białe szparagi z sosem holenderskim

Szparagi z sosem holenderskim zrobiłam pod wpływem wujka, najmłodszego brata mojego taty. Wujek spróbował tego dania w restauracji, a potem odtworzył je w domu. Spróbowałam i ja :) Podobnie jak w przypadku sosu beszamelowego, skorzystałam z przepisu i wskazówek mistrzyni kuchni francuskiej dla Niefrancuzów, czyli Julii Child.

To nie jest sos dla osób na diecie niskokalorycznej, niskotłuszczowej czy niskocholersterolowej. Składa się z żółtek jak i masła, duuuużej ilości masła. Taki "zawałowy" sosik, kuzyn burgerów z amerykańskiej knajpy Heart Attack Grill ;) Ale spożywany w niedużych ilościach i sporadycznie nie powinien nikogo przyprawić o zawał serca.

Szparagi z sosem holenderskim z przepisu Julii Child

Składniki (w przypadku sosu podaję 1/2 ilości składników z przepisu z książki "Mastering the art of French cooking"):
  • 2 pęczki świeżych białych szparagów
  • 90 g + 1 łyżka masła
  • 2 żółtka z małych jajek lub 1,5 z normalnego
  • 1 łyżeczka wody
  • 1 łyżeczka soku z cytryny + trochę do doprawienia sosu
  • sól i pieprz (Julia Child poleca biały) do smaku
  • 1 łyżka soli do gotowania szparagów
  • 1 łyżeczka cukru do gotowania szparagów
Przygotowanie:
  1. szparagi płuczemy, obieramy (poza główką) i odcinamy (lub odłamujemy) łykowatą końcówkę
  2. 90g masła roztapiamy w rondelku na niewielkim ogniu, a następnie odstawiamy
  3. gotujemy wodę w dużym garnku i wrzucamy na wrzątek szparagi - gotujemy przez kilka minut (zależy do grubości i świeżości szparagów), będą gotowe gdy będą nieco sflaczałe
  4. żółtka wrzucamy do miski (najlepiej metalowej), którą ustawiamy na garnku z niewielką ilością wrzącej wody (kąpiel wodna) - uwaga, żeby dno miski nie było zanurzone w wodzie, bo żółtka się zetną
  5. żółtka ubijamy przez chwilę metalową trzepaczką (Julia Child radzi ubijać przez 1 minutę)
  6. do żółtek dodajemy 1 łyżeczkę wody, 1 łyżeczkę soku z cytryny i szczyptę soli i wszystko razem ubijamy (przez kolejną minutę)
  7. dodajemy 1/2 łyżki zimnego masła, cały czas mieszając trzepaczką, aż masło się rozpuści i połączy z resztą składników
  8. gdy sos zgęstnieje (po 1-2 minutach ubijania), dodajemy drugą łyżeczkę masła i zdejmujemy z kąpieli wodnej, cały czas ubijając
  9. następnie stopniowo (1-2 łyżki) dodajemy do sosu roztopione masło (w międzyczasie sprawdzamy, czy szparagi są gotowe :)
  10. gdy całe roztopione masło trafi do sosu (powinien już być gęsty), doprawiamy sos solą, pieprzem i sokiem z cytryny (wedle uznania)
  11. odcedzone szparagi układamy na talerzu i polewamy sosem - dla mnie ważne było to, żeby i szparagi i sos były ciepłe, w mojej ocenie gdy sos robi się zimny przestaje być dobry
Smacznego :)

poniedziałek, 27 maja 2013

Zielone szparagi zapiekane z cytryną i rozmarynem

Miało być więcej przepisów na dania ze szparagami. Dziś szparagi zapiekane z plastrami cytryny i gałązkami rozmarynu. Sama z siebie pewnie nie wpadłabym na takie połączenie, ale od czego ma się znajomych...i czasopisma :) Koleżanka z pracy, Małgosia, w reakcji na przepis na szparagi zapiekane z szynką parmeńską, opowiedziała mi o szparagach z cytryną i rozmarynem, które zrobiła dzień wcześniej. Bardzo mnie to połączenie zaintrygowało. Doczytałam jeszcze trochę w najnowszym wydaniu magazynu KUKBUK (nr 3, maj-czerwiec 2013, strona 58), e voila :)

Zielone szparagi zapiekane z cytryną i rozmarynem

Składniki (dla 1 osoby):
  • 10 zielonych szparagów (pół pęczka)
  • 1/2 niedużej cytryny
  • 2 gałązki świeżego rozmarynu
  • 1 łyżka oliwy
  • sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
  1. Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni Celsjusza (bez termoobiegu, grzanie od góry i od dołu)
  2. Szparagi płuczemy (żeby wypłukać piasek, który mógł schować się między "płatkami" główek szparagów) i odcinamy końcówki (do miejsca, w którym przestają być łykowate; można też lekko zgiąć łodygę i pozwolić jej się złamać - złamie się właśnie w tym miejscu, w którym łykowata końcówka przechodzi w jędrną łodygę)
  3. Cytrynę porządnie myjemy i (połowę owocu) kroimy w plasterki
  4. Dno naczynia żaroodpornego smarujemy oliwą, układamy szparagi i oprószamy je solą i pieprzem
  5. Na doprawionych szparagach układamy plastry cytryny oraz gałązki rozmarynu
  6. Wstawiamy do piekarnika i pieczemy przez 15 minut - będą gotowe gdy nieco zwiotczeją (jeśli macie znacznie grubsze szparagi niż moje, być może będzie potrzebne dłuższe pieczenie)
Podajemy jako dodatek lub samodzielne danie (np. ze świeżą bagietką :).

P.S. Jeśli w tym roku jeszcze nie jedliście szparagów, a chcielibyście, radzę się pospieszyć. Zbliżamy się ku końcowi sezonu, bo szparagi podrożały na Hali Mirowskiej ;) Na razie o 50 groszy na pęczku.

środa, 22 maja 2013

Zupa z czarnej fasoli

Tym razem nie będzie o szparagach (niemniej jednak zamierzam jeszcze wrócić do szparagowych tematów przed końcem sezonu ;), ale o czarnej fasoli. Służy do przygotowania zupy, która - obok zupy z kukurydzy - jest jedną z najpopularniejszych zup w USA. Pierwszy raz przygotowałam ją dla przyjaciół, jako wstęp do kolacji utrzymanej w stylu amerykańskim (daniem głównym były domowej roboty burgery: tutaj znajdziecie przepis na "kotlety", a tutaj na bułki; podane z domowej roboty, podwójnie smażonymi frytkami - przepis tutaj). Zupa jest gęsta, esencjonalna i sycąca. Dobra na zimniejsze dni. Bardzo dobrze łączy się z kwaśną, gęstą śmietaną, świeżą kolendrą i domowymi nachosami (robiłam je kilkakrotnie z przepisu z bloga Kuchenne Love Story, polecam).

W amerykańskich przepisach zupę tę robi się z czarnej fasoli z puszki, ale w Polsce nie udało mi się jej znaleźć, dlatego zastąpiłam ją suszoną fasolą, którą namaczam przez noc, a następnie gotuję (niestety zajmuje to sporo czasu, nawet 1,5 godziny). Próbowałam ustalić, czy można zastąpić czarną fasolę z puszki fasolą red kidney, która w Polsce jest szeroko dostępna, ale z tego, co udało mi się wyczytać, efekt nie będzie ten sam.

Zupa z czarnej fasoli

Składniki (porcja dla 6 osób):
  • 400g suszonej czarnej fasoli (do kupienia np. w sklepach z ekologiczną żywnością lub w na stoiskach z tzw. zdrową żywnością w supermarketach)
  • 2 puszki krojonych pomidorów bez skórki
  • 1 duża cebula (nie jakiś olbrzym-mutant, ale taka trochę mniejsza od pięści)
  • 4 ząbki czosnku
  • 1,5 bulionu (najlepiej wołowego; polecam ekologiczne kostki bulionowe, do kupienia w sklepach z ekologiczną żywnością)
  • 1 łyżeczka suszonego oregano
  • 3 łyżeczki mielonego kminu rzymskiego (kuminu) (do kupienia np. w Marks & Spencer na stoisku spożywczym albo w Kuchniach Świata)
  • 1 łyżeczka słodkiej papryki (najlepiej wędzonej, ale zwykła też będzie ok)
  • 1/2 świeżej papryczki chili (jeśli wolicie pikantniejsze dania, możecie dodać całą, ale polecam zacząć od 1/2)
  • sok z 1 limonki
  • 2 łyżki oliwy
  • sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
  1. w zależności od tego, kiedy będziemy gotować zupę: jeśli wieczorem - tego samego dnia rano wrzucamy fasolę do garnka, zalewamy zimną wodą (2x tyle co fasoli), przykrywamy przykrywką i odstawiamy do namoczenia; jeśli w porze lunchowej/obiadowej - dzień wcześniej wieczorem wrzucamy fasolę do garnka, zalewamy zimną wodą (2x tyle co fasoli), przykrywamy przykrywką i odstawiamy do namoczenia
  2. gdy zaczynamy gotować zupę, odsączamy ją z wody i odstawiamy
  3. cebulę i czosnek obieramy i siekamy (można byle jak, bo i tak potem będziemy blenderowali całość)
  4. na dnie garnka (może być ten sam, w którym namaczaliśmy fasolę) rozgrzewamy 2 łyżki oliwy
  5. na rozgrzaną oliwę wrzucamy cebulę i chwilę smażymy, aż się zeszkli
  6. do zeszklonej cebuli dorzucamy czosnek i chwilę razem podsmażamy
  7. do cebuli i czosnku dodajemy oregano, kmin i słodką paprykę, mieszamy i chwilę razem podsmażamy
  8. do garnka dodajemy odsączoną fasolę i pomidory (razem z sokiem, całą zawartość puszki), mieszamy
  9. dolewamy bulion i dorzucamy posiekaną papryczkę chili
  10. mieszamy, przykrywamy przykrywką i gotujemy na średnim ogniu, aż fasola będzie zupełnie miękka
  11. gdy fasola będzie już miękka, blenderujemy zupę na gładki krem
  12. tuż przed podaniem dodajemy sok z limonki, doprawiamy solą i pieprzem i mieszamy
  13. podajemy z gęstą kwaśną śmietaną, posiekaną świeżą kolendrą oraz nachosami
Smacznego :)




P.S. Specjalne pozdrowienia dla Bartka, który ze wszystkich dotychczasowych degustatorów tej zupy, zareagował na nią zdecydowanie najbardziej entuzjastycznie :) I dla jego narzeczonej, Asi, której przepis na inną popularną amerykańską zupę (z kukurydzy), znajdziecie tutaj.

wtorek, 21 maja 2013

Białe szparagi zapiekane pod beszamelem

Tym razem białe szparagi, zapiekane z sosem beszamelowym z przepisu Julii Child. Uznałam, że najwyższy czas wypróbować przepis autorstwa osoby, która jak mało kto (niepochodzący z Francji) znała się na kuchni francuskiej i na francuskich sosach, których dodatek potrafi zmienić garść pospolitych warzyw w wyrafinowaną, elegancką potrawę. Przepis na sos, który prezentuję w dzisiejszym wpisie, pochodzi z kultowej książki "Mastering the art of French cooking", tom 1. Ilość składników na sos z książki zmniejszyłam o połowę (sos ze 100% składników to za dużo na porcję dla 2 osób).

W wielu przepisach na to danie znalazłam informację, że szparagi trzeba najpierw obgotować. Ja jestem na to zbyt leniwa i praktyczna - skoro i tak się upieką w trakcie zapiekania pod beszamelem, po co je wcześniej gotować? Ugotowane i upieczone mogą stać się zbyt miękkie i trudno będzie odróżnić sos od rozmiękczonego i "rozciapanego" szparaga...

Białe szparagi zapiekane pod beszamelem

Składniki (porcja dla 2 osób):
  • pęczek świeżych, możliwie cienkich* białych szparagów
  • 1 płaska łyżka masła + trochę do natłuszczenia naczynia żaroodpornego
  • 1 czubata łyżka mąki pszennej
  • 1 szklanka mleka
  • szczypta soli + sól i biały pieprz do smaku
  • opcjonalnie: świeża natka do posypania
*jeśli będą grube, mogą się nie upiec w podanym czasie, pomijając już fakt, że grube białe szparagi często są po prostu przerośnięte, łykowate i gorzkie i nie pomoże im nawet beszamel

Przygotowanie:
  1. szparagi opłukujemy pod bieżącą wodą i obieramy
  2. odcinamy lub odłamujemy końcówki
  3. naczynie żaroodporne natłuszczamy, na dnie układamy szparagi (najlepiej tylko jedną warstwę, żeby równomiernie się upiekły)
  4. nagrzewamy piekarnik do 180 stopni Celsjusza (bez termoobiegu, grzanie od dołu i od góry)
  5. do niedużego garnka wlewamy mleko, dodajemy szczyptę soli i doprowadzamy do zagotowania
  6. masło wrzucamy do rondelka i rozpuszczamy (powinno się jedynie rozpuścić, a nie zbrązowieć) na niedużym ogniu
  7. do rozpuszczonego masła dodajemy mąkę i energicznie mieszamy (najlepiej trzepaczką, ale uwaga na dno rondelka, jeśli jest teflonowe, nie używamy metalowych trzepaczek), a następnie chwilę podsmażamy (Julia Child radzi 2 minuty), ale nie doprowadzamy do zmiany koloru (kolor zasmażki powinien pozostać kremowy)
  8. następnie dolewamy gorące mleko do zasmażki i energicznie mieszamy, gotując sos na niedużym ogniu
  9. gdy sos się zagotuje, pozostawiamy go jeszcze chwilę na ogniu (cały czas mieszając) (Julia Child radzi pozostawić przez 1 minutę)
  10. zdejmujemy sos z ognia i doprawiamy solą i białym pieprzem do smaku
  11. gotowym sosem polewamy szparagi i wstawiamy do piekarnika, na środkową półkę
  12. pieczemy ok 15-20 minut do zrumienienia sosu
  13. gotową zapiekankę wyjmujemy z piekarnika i od razu serwujemy, np. posypaną świeżą, posiekaną natką
Przed zapieczeniem szparagi można np. owinąć plastrami gotowanej szynki lub naleśnikami, a dopiero później polać beszamelem i zapiec. Takie urozmaicenie.

niedziela, 19 maja 2013

Zielone szparagi zapiekane w szynce parmeńskiej

Świeże zielone szparagi są bardzo dobre jedzone w pojedynkę. Wystarczy chwilę je podgotować w osolonej wodzie lub podpiec w naczyniu żaroodpornym z odrobiną oliwy, solą i pieprzem. Ale dlaczego odmawiać sobie przyjemności i nie wzbogacić szparagów dodatkami, które sprawiają, że smakują jeszcze lepiej? Szynka parmeńska świetnie się tu sprawdzi, ale można też wykorzystać inną, cienko pokrojoną szynkę lub boczek. Dłuższy komentarz uważam za zbędny :)

Zielone szparagi zapiekane w szynce parmeńskiej

Składniki (porcja dla 2 osób):
  • pęczek świeżych zielonych szparagów
  • szynka parmeńska (ja zawsze biorę 1 plaster szynki na dwa szparagi - dzielę każdy plaster na pół i owijam szparagi połówkami plastrów, ale równie dobrze można wziąć cały plaster na szparaga, szczególnie, jeśli szparagi są nieco grubsze niż te moje)
  • oliwa (1-2 łyżki do natłuszczenia formy plus odrobinę do skropienia główek szparagów)
  • pieprz i sól (ale sól jedynie na główki szparagów, łodyżkom słoności nada szynka)
Przygotowanie:
  1. szparagi myjemy (delikatnie, żeby nie zniszczyć główek, ale jednocześnie żeby wypłukać piasek, który może kryć się w "płatkach" szparagowego kwiatu)
  2. jeśli są świeże i raczej cienkie, nie trzeba ich obierać, wystarczy obciąć końcówkę (w miejscu, w którym łodyga traci łykowatość - w przypadku świeżych i nieprzerośniętych szparagów często wystarczy obciąć jedynie 1 cm; w przypadku twardszych i bardziej łykowatych można odłamać końcówkę zamiast ją obcinać - lekko zginamy takiego szparaga i sam powinien się złamać w miejscu, w którym łodyga przestaje być łykowata); jeśli szparagi są grubsze, dobrze jest je obrać obieraczką, ale nie obieramy główki
  3. tak przygotowane szparagi owijamy plastrami szybki parmeńskiej
  4. naczynie żaroodporne natłuszczamy oliwą (jeśli korzystamy ze metalowej blaszki do pieczenia, wyścielamy ją papierem do pieczenia, a papier skrapiamy oliwą) i układamy na nim szparagi (najlepiej, żeby to była jedna warstwa szparagów, bo wówczas równomierni się upieką i nie będzie ich trzeba przekładać w trakcie pieczenia)
  5. oprószamy pieprzem i (ostrożnie) solą
  6. wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni Celsjusza (bez termoobiegu, żeby nie wysuszyć główek; grzanie do góry i od dołu), na środkową półkę i pieczemy przez 15-20 minut (szparagi będą gotowe, gdy nieco stracą sztywność, ale nadal będą miały żywy zielony kolor i zachowają jędrność - ja sprawdzam stopień upieczenia za pomocą szczypiec, podobnych do tych wykorzystywanych na grillu - chwytam szczypcami jedną czy dwie łodygi i sprawdzam, czy się lekko wyginają, jak gdyby trochę sflaczały - jeśli tak to znaczy, że są gotowe)
  7. po upieczeniu wyjmujemy z piekarnika i serwujemy na ciepło (aczkolwiek na zimno też nie są złe ;)
  8. można je dodatkowo posypać odrobiną startego parmezanu
Smacznego :)


sobota, 18 maja 2013

O szparagach słów kilka

"Luksusowe warzywo szturmuje polskie stoły", jak głosił jeden z artykułów z wczorajszego wydania Pulsu Biznesu. Chodzi o szparagi, bardzo popularne u naszych zachodnich sąsiadów, u nas nadal w fazie nieśmiałego rozkwitu. Pewnie ten rozkwit nie byłby taki nieśmiały, gdyby media nie tylko publikowały pięknie skadrowane i wyretuszowane zdjęcia świeżych, jędrnych szparagów, wraz z przepisami na ich obróbkę, ale także podpowiadały widzom czy czytelnikom, jak rozpoznać i kupić dobre szparagi. Bo w przypadku szparagów absolutnie najważniejszy jest produkt - jeśli kupimy nieświeże albo przerośnięte warzywa, zamiast szparagowej uczty będziemy mieli szparagowy koszmar. I zapewne nigdy więcej nie sięgniemy po te warzywa.

Regularnie robię zakupy w różnego rodzaju warzywniakach i na bazarkach. W sezonie szparagowym niemal przy każdej wizycie w tego typu przybytku słyszę komentarze o tym, jakie to szparagi są gorzkie i łykowate. W kolejkowych dyskusjach padają deklaracje "Nigdy więcej". To moim zdaniem skutek z jednej strony nieznajomości tematu (gdyby konsumenci wiedzieli, jak powinien wyglądać dobry i nadający się do spożycia szparag, raczej nie daliby sobie wcisnąć kiepskiej jakości towaru), a z drugiej strony opychania klientom przerośniętych i źle przechowywanych szparagów przez różnego rodzaju sklepy. I nie mam tu na myśli tylko tych wielkich supermarketów, które chyba najlepiej omijać łukiem, jeżeli szukamy dobrej jakości świeżych produktów (co z tego, że pomidor jest połowę tańszy, skoro nie smakuje i często nie wygląda jak pomidor?). W ubiegłym roku w aspirującym do miana delikatesów sklepie sieci Piotr i Paweł widziałyśmy z siostrą przerośnięte, obeschnięte szparagi o popękanych z przerośnięcia łodygach i nadpleśniałych końcówkach. Do dziś żałuję, że nie zrobiłam im zdjęcia.

W kolejkach we wspomnianych warzywniakach na szczęście zdarzają się znawcy tematu, którzy służą radą tym zagubionym czy zrażonym konsumentom szparagów. Zaznaczam od razu, że za ekspertkę od szparagów się nie uważam, ale podzielono się ze mną kilkoma dobrymi radami, które sprawdziły się w praktyce. Mam też jakieś swoje doświadczenia, którymi postaram się podzielić, póki sezon szparagowy jeszcze trwa. A trwa krótko, bo tylko przez kilka tygodni, od początku maja.

Szparagi mogą być białe lub zielone. Białe rosną w całości pod ziemią, stąd blady kolor. Zielone wyrastają spod ziemi, korzystając z promieni słonecznych i nabierając koloru. Mogą być cieńsze lub grubsze, dłuższe lub krótsze. Na dobrą sprawę są bardzo krótko świeże - stojąc w kolejce usłyszałam kiedyś od jednego pana, że białe szparagi tak naprawdę najlepsze są do 3 godzin po zbiorze... Ale już widzę minę pani czy pana z warzywniaka, jak przychodzę i pytam, czy te szparagi oby na pewno zostały zebrane nie wcześniej niż 3 godziny temu ;)

Wybierając szparagi kieruję się ich wyglądem. Powinny być możliwie cienkie - jeśli są grube, może to świadczyć o tym, że są przerośnięte i mogą być łykowate. Powinny być jędrne i zwarte, żadnych pęknięć i rozwarstwiających się końcówek w miejscu, w którym zostały obcięte. Białe powinny być białe lub lekko kremowe, zielone powinny mieć świeży zielony kolor. W przypadku zielonych szparagów, główki powinny przypominać zamknięty kwiat. Jeśli jest inaczej, szparagi mogą być przejrzałe. Powinny być przechowywane w wilgotnym otoczeniu. W sklepie czy na straganie powinny stać w wodzie (jak cięte kwiaty, ale zanurzone w wodzie powinny być tylko końcówki), a domu warto je przechowywać w lodówce zawinięte w wilgotną ściereczkę.


Białe szparagi cienko obieramy (łodygę na całej długości, główkę nie), zielonych co do zasady nie, no chyba, że kupimy zielone szparagi z grubszymi łodygami i twardymi "zadziorami" (chodzi mi o te łuski na łodygach), wówczas warto obrać. Końcówki białych szparagów odcinamy do momentu, w którym nie czujemy oporu - chodzi o to, żeby nie "ciągnęły się" włókna podobne do włókien rabarbaru, gdy odcinamy końcówkę. Spotkałam się też z sugestią, żeby końcówek nie odcinać nożem, ale delikatnie wygiąć szparaga, który powinien złamać się w miejscu, w którym kończy się łykowata końcówka, a zaczyna się smakowita część łodygi. To się dobrze sprawdza w przypadku cienkich zielonych szparagów, w przypadku białych średnio.

Szparagi można gotować (białe w lekko osolonej i posłodzonej wodzie, zielone tylko w posolonej) i podawać np. ze świeżym masłem, drobno posiekaną natką, solą, pieprzem i jajkiem sadzonym. Można je też zapiekać - białe np. pod beszamelem, zielone np. owinięte szynką parmeńską. Poddane takiej czy innej obróbce cieplnej mogą być składnikiem sałatek, dodatkiem do risotta, makaronu, pizzy, tarty, itd.

Gdzie kupić? Oto jest pytanie... W sezonie bywają dostępne w wielu miejscach, ale ja przekonałam się, że najlepiej kupować na bazarkach. W Warszawie z czystym sumieniem polecam bazar na Hali Mirowskiej. Pochodzą z niej szparagi zaprezentowane na powyższych zdjęciach, a zaczęłam je tam kupować z polecenia koleżanki ze studiów, Karoliny (pozdrawiam serdecznie), która - jak mówi - w ubiegłym roku w sezonie szparagowym wstawała codziennie rano wcześniej niż zwykle i jechała na Halę Mirowską przed pracą, żeby kupić szparagi i móc delektować się nimi po pracy. To się nazywa poświęcenie dla sprawy :) Szparagi kupowane na Hali Mirowskiej mają tę zaletę, że można tam dostać naprawdę cieniutkie zielone okazy (Karolina nazywa je "dzikimi szparagami") w cenie ok. 6 zł za duży pęczek, który spokojnie wystarczy dla 4-osobowej rodziny lub na 2 szparagowe posiłki dla 2 osób. W podobnej cenie są białe szparagi, ale w mniejszych pęczkach. Poza Warszawą trudno mi coś doradzić - w moim rodzinnym mieście (Stalowa Wola) bardzo trudno je dostać. Przywożę je dla rodziców i innych członków rodziny z Warszawy. Widziałam kiedyś całkiem niezłe szparagi w lokalnej sieci supermarketów FRAC, widziałam szparagi również w Rzeszowie, ale to były właśnie te szparagi w fatalnym stanie z Piotra i Pawła. Słabe jest to, że duże sieci handlowe umieszczają szparagi w swoich gazetkach dla klientów, klienci nabierają ochoty na te warzywa, a jak chcą je kupić w takich miejscowościach jak Stalowa Wola okazuje się, że nie. Trochę powagi...

Przepisy na moje ulubione dania ze szparagami (białe zapiekane pod beszamelem, zielone zapiekane z szynką parmeńską) już wkrótce. Tymczasem odsyłam do przepisu na białe szparagi z jajkiem sadzonym z ubiegłego roku oraz do bloga Kwestia Smaku, gdzie znajdziecie mnóstwo fajnych przepisów na dania z tymi warzywami. Udanych szparagowych łowów :)