środa, 20 września 2017

Jezioro Garda rybami nie stoi, czyli co i gdzie zjeść nad jednym z najpiękniejszych włoskich jezior

Na pomysł spędzenia tegorocznych wakacji nad jeziorem Garda wpadł mój Wybranek, który naoglądał się w internecie filmików poświęconych treningom kolarskim w różnych częściach świata. Okolice tego jeziora to ponoć bardzo dobre miejsce do tego typu treningów (tego - mam nadzieję - nigdy się nie dowiem, bo sport to zło ;-), ale przede wszystkim jest to naprawdę piękna lokalizacja.

Przed wyjazdem zakładaliśmy, że skoro jedziemy nad jezioro, to pewnie lokalne knajpki będą serwowały głównie pochodzące z niego ryby. Tymczasem potrawy z gardeńskich ryb pojawiały się w kartach dań okolicznych restauracji, trattorii, osterii i innych gastromiejsc w raczej ograniczonym zakresie. Nie było w nich również szczególnie tłoczno od dań typowych dla górskich regionów (większość jeziora Garda jest otoczona górami, mniej górzyście jest jedynie na jego południowym krańcu). Karty te obfitowały natomiast w dania z owoców morza, których źródło nie znajduje się bynajmniej gdzieś w okolicy. Taka niespodzianka. Na pocieszenie (dla mnie, bo nie lubię owoców morza) w wielu miejscach dostępne były klasyczne dania kuchni włoskiej, a szczególnie makarony. Więc mimo nie do końca sprzyjających warunków, kolejny raz udało mi się wygrać walkę z anoreksją w trakcie urlopu.

Naszą bazą była miejscowość Desenzano, na południowym krańcu jeziora. Wybraliśmy to miejsce, bo było tam najłatwiej dojechać komunikacją publiczną z Bergamo. Czas przyznać się do kolejnego (po niechęci do owoców morza) ograniczenia - boję się jeździć autem za granicą (w charakterze kierowcy). Prawdopodobnie najwygodniejszym środkiem transportu byłoby auto wypożyczone na lotnisku w Bergamo, gdzie dolecieliśmy z Warszawy. To samo auto bardzo dobrze sprawdziłoby się w zwiedzaniu miejscowości położonych wokół jeziora, no ale mentalne ograniczenia trudno się pokonuje, ja temu wyzwaniu nie podołałam, a Wybranek zdaje się nie chciał być jedynym kierowcą. Plus auto oznaczałoby ograniczenie możliwości popicia obiadu lokalnym winem czy raczenia się prosecco/aperolem w ramach podwieczorku ;-)





















Do Desenzano dojechaliśmy więc pociągiem z Bergamo (z lotniska na stację jedzie się ok 15 minut, autobusem numer 1, a ze stacji kolejowej w Bergamo do Desenzano ok 1,5 godziny z jedną przesiadką). Wokół jeziora Garda poruszaliśmy się autobusem (raz, do miasteczka Salò), pociągiem (raz, do miejscowości Peschiera) oraz promem (był naszym głównym środkiem transportu, wybraliśmy się nim do Malcesine, Riva, Sirmione i Bardolino). Wszystkiego nie zobaczyliśmy - staraliśmy się wybierać te miejsca, w których było coś oprócz ładnego portu. Mimo najlepszych chęci, nie udało nam się wjechać na szczyt Monte Baldo, skąd rozpościera się - podobno - piękny widok na jezioro i otaczające go góry i gdzie dociera kolejka linowa z Malcesine. Mimo, że nad jeziorem Garda byliśmy teoretycznie już po sezonie (drugi tydzień września), najpierw staliśmy 1,5 godziny w kolejce do kasy, a potem dowiedzieliśmy się, że do wjazdu na szczyt będziemy musieli czekać kolejne 1,5 godziny. Pewnie byśmy zaczekali, gdyby nie fakt, że moglibyśmy przez to nie zdążyć na ostatni prom powrotny do naszej bazy. Jak się zorientowaliśmy w trakcie stania w kolejce, jest możliwość zakupu biletów przez internet (brawo my), ale do Malcesine drugi raz nie przyjechaliśmy, bo dzień naszej pierwszej wizyty był jedynym słonecznym i bezdeszczowym dniem w trakcie całego naszego pobytu nad jeziorem - nie ma sensu wjeżdżać na Monte Baldo w pochmurne dni, bo chmury zasłaniają widoki. Trochę też obraziliśmy się na operatora kolejki, bo długie oczekiwanie w kolejce do kasy wynikało z faktu, że na cztery okienka kasowe działało tylko jedno i nie była to pora obiadowa... Może innym razem.




















Na Monte Baldo nie wjechaliśmy, wycieczki do Malcesine nie możemy jednak uznać za nieudaną, bo zjedliśmy tam jeden z trzech najlepszych posiłków w trakcie całego pobytu. Jak zwykle w wyborze restauracji w trakcie zagranicznych wyjazdów kierowaliśmy się sugestiami z przewodnika Lonely Planet i opiniami z portalu TripAdvisor - tam właśnie znaleźliśmy Ristorante al Gondoliere. W otoczeniu niemieckich emerytów (standardowa sytuacja o tej porze roku nad jeziorem Garda) jedliśmy polentę z gorgonzolą i gnocchi z sosem pomidorowym (ja) oraz carpaccio z ośmiornicy i spagnetti z owocami morza (Wybranek). Jedzenie było smaczne, obsługa sprawna, otoczenie miłe (siedzieliśmy na tarasie). Honor Malcesine uratowany ;-)



















Drugi bardzo dobry posiłek jedliśmy w okolicach miasteczka Riva del Garda. To był posiłek okupiony sporym wysiłkiem, bo żeby dotrzeć do Trattoria Piè di Castello w miejscowości Tenno szliśmy z portu w Riva ponad godzinę, głównie pod górę (normalni ludzie, nie mający oporów przed wypożyczaniem aut lub podróżujący po Europie własnym samochodem, byliby na miejscu w 15 minut).
















Tym, co zachęciło nas do podjęcia tego niewakacyjnego (jak dla mnie) wysiłku było danie, które zapewne wywoła uśmiech na twarzy fanów mięsa, będących jednocześnie przeciwnikami dań ze zbyt dużą ilością warzyw (np. sałatek). Danie to nazywa się "Carne Salada" (czyli "mięsna sałatka") i składa się z cienkich plastrów mięsa wołowego, zakonserwowanego w soli, zgodnie ze średniowieczną recepturą. Rodzina Benini prowadzi lokal w tym samym miejscu od końca dziewiętnastego wieku. Danie to nie wygląda może jakoś szczególnie atrakcyjnie (ot plastry surowego lub podsmażonego - występuje w dwóch odmianach: crudo i cotto - mięsa), ale jest smaczne (ja jadłam wersję smażoną, Wybranek - surową). Trattoria specjalizuje się w tym daniu, oprócz niego w karcie są jeszcze: z przystawek kopytka chlebowe ze szpinakiem, podane z roztopionym masłem lub talerz lokalnych wędlin, dodatki do dania głównego w postaci miski piklowanych warzyw lub duszonej fasoli i zdaje się, że był tam też jakis deser, ale tego nie pamiętam, bo po pochłonięciu dużego półmiska smażonej wołowiny nie rozważałam dalszej konsumpcji ;-) Oprócz smacznego posiłku zwrot z tej inwestycji energetyczno-czasowej obejmował tez piękne widoki na Riva del Garda, jezioro, góry i gaje oliwne w drodze powrotnej z trattorii do portu.
























Trzeci posiłek wart wspomnienia to... trzy posiłki, które zjedliśmy w La Taverna del Garda, w obrębie desenzańskiego starego miasta, blisko portu. Byliśmy tam aż trzy razy, bo to miejsce po prostu urzekło nas smacznym, uczciwym jedzeniem i ciepłą atmosferą (co nie było bez znaczenia, bo prawie codziennie padało - ot, zaleta wybierania się nad jezioro Garda we wrześniu). W tym lokalu można zjeść bardzo dobry makaron (zarówno takie klasyki jak spaghetti amatriciana czy ragu/bolognese, jak i makaron w nieco mniej znanej w Polsce formie paccheri i z nieco mniej popularnymi dodatkami, jak np. twarda, słona ricotta), ale też bruschetty i sałatki ze smacznymi dodatkami (nam szczególnie przypadła do gustu wędzona pierś gęsi) czy też dania z owocami morza (w karcie jest napisane wprost, że są mrożone - taka otwarta komunikacja bardzo rzadko się zdarza), którymi raczył się Wybranek. Smakowało nam również ich domowe białe wino, lekko musujące (frizzante; jak wyjaśniła kelnerka "semi prosecco" :-) Ze wszystkich lokali gastronomicznych, które odwiedziliśmy w trakcie pobytu nad jeziorem Garda, La Taverna del Garda najbardziej przypadła nam do gustu i szczerze ją polecamy wszystkim osobom, które będą w Desenzano.





















Poza opisanymi powyżej trzema miejscamu, zdarzyło nam się jeść też w bardziej przypadkowych miejscach (pizza) czy kupić w małych delikatesach gotowe dania (gnocchi, ravioli), które ugotowaliśmy sobie w wynajętym mieszkaniu. Byliśmy też m.in. w poleconej przez autorkę bloga Krytyka Kulinarna Hostaria Porto Vecchio, ale jedzenie serwowane w tym miejscu nie rzuciło nas na kolana. Fajne było to, że serwują ryby z jeziora Garda, ale produkt to jedno, a efekt końcowy - drugie. Makaron z kawałkami ryby, której nazwa to lavaret (tłumaczona jako sieja), był ok, ale już grillowany filet z tej samej ryby był suchy i bez smaku, ratował go jedynie sos cebulowy podany jako dodatek...

Szukając w internecie informacji o typowych gardeńskich daniach, nie znalazłam zbyt wiele (poza mięsną sałatką :-). Typowe lokalne produkty to wino (polecamy miejscowość Bardolino, gdzie jest największe skupisko gardeńskich winiarni, aczkolwiek nam tamtejsze czerwone wina nie smakują - wolimy ich białe i różowe; w Bardolino jest Muzeum Wina prowadzone przez jedną z winnic, ale do tego muzeum warto wybrać się tylko na zwiedzanie z przewodnikiem - takie zwiedzanie jest możliwe w środy, oprowadzanie w języku włoskim, angielskim i niemieckim o różnych godzinach), oliwa (taka niespodzianka ;-), limoncello (miejscowość Limone sul Garda słynęła niegdyś z uprawy cytryn, z których produkowany jest ten likier).


















Nad jezioro Garda na pewno warto pojechać ze względu na piękne widoki. Góry i jeziora są również w Polsce, ale takiego jeziora z takimi miasteczkami nie mamy. Fani historii i kontrowersyjnego kina mogą chcieć odwiedzić Salò, gdzie Mussolini w swoim schyłkowym okresie powołał do życia Włoską Republikę Socjalną (1943-1945, tzw. Republika Salò) i gdzie toczy się akcja filmu pt. "Salò, czyli 120 dni Sodomy". Natomiast moim zdaniem pod względem kulinarnym są we Włoszech ciekawsze miejsca (choćby Modena i okolice). Z kolei Wybranek stwierdził, że jezioro Garda to nie tylko dobre miejsce dla kolarzy czy triathlonistów, ale też dla osób, które nie mogą korzystać z pełnej swobody z uwagi na wiek, stan zdrowia, posiadanie małych dzieci czy też podróżowanie z psem (chyba nigdy nigdzie nie widziałam tylu podróżnych z pupilami).





















W drodze powrotnej z Desenzano do Polski kilka godzin spędziliśmy w mieście Bergamo - jest znane z lotniska, gdzie przylatuje sporo budżetowych linii lotniczych. Jeśli będziecie kiedyś mieli możliwość spędzenia w tym mieście kilku godzin, serdecznie polecamy. Bergamo to piękne, stare miasto rozciągające się wokół zamku na wzgórzu (można tam wjechać kolejką, ale my oczywiście weszliśmy pieszo - w końcu czymś się od tych niemieckich emerytów różnimy ;-), to znacznie więcej niż tylko lotnisko.








2 komentarze:

  1. Nic tylko wypożyczyć samochód i zwiedzać dzień i noc :) Ciekawe ile tam jest stopni we Wrześniu, może się wybiorę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń