sobota, 21 kwietnia 2012

Smaki Berlina

Moim zdaniem Berlin to nie jest miasto, które zapiera dech w piersiach i rzuca na kolana. Porządek (Ordnung muss sein :), przestrzeń i przemyślana organizacja miasta sprawiają jednak, że ma swój urok, robiąc wrażenie miasta, które po prostu jest przyjazne dla swoich mieszkańców. Jak dowiedziałam się z nagrania, którego słuchałam w trakcie rejsu rzeką Sprewą (Spree), przebiegającą przez Berlin, pod względem powierzchni jest to największe miasto w Europie, zamieszkane przez jedynie 3 mln ludzi (jedynie jak na taką powierzchnię). A 1/3 powierzchni stolicy Niemiec zajmują tereny zielone i woda.

Ze względu na bliskość geograficzną Niemiec i jakieś pojęcie o tamtejszej kuchni, nie spodziewałam się kulinarnych fajerwerków. Zależało mi natomiast na spróbowaniu lokalnych dań, wśród których znajdują się nie tylko sałatka ziemniaczana (Kartoffelsalat), Sauerbraten (pieczeń wołowa marynowana w occie) czy Eisbein (golonka, na którą akurat nie miałam ochoty), ale także Currywurst czy – znany i u nas doskonale – Döner Kebap. W poszukiwaniu przybytków odpowiednich do spróbowania tych berlińskich specjałów kierowaliśmy się wskazówkami z przewodnika Lonely Planet. Korzystamy z przewodników z tej serii od kilku lat i zawsze się sprawdzały. Sprawdziły się i tym razem.

Spędziliśmy w Berlinie 4 dni, próbując po kolei różnych dań czy przekąsek. Pierwszego dnia nastawiliśmy się na Currywurst, czyli kiełbaskę z rożna polaną keczupem i posypaną odrobiną przyprawy curry. Połączenie to jest raczej osobliwe i nie należy do moich ulubionych dań z curry, ale ma swój urok. Kiełbaska, którą pochłonęliśmy w „Konnopke’s Imbiss”, przypominała raczej naszą kiełbasę parówkową niż kiełbasy, jakie zwykle jadamy w Polsce. W „Konnopke’s Imbiss” serwowana jest na papierowych tackach, w towarzystwie frytek z keczupem i/lub majonezem. A do tego obowiązkowo lokalne piwo. Fanką piwa nie jestem nie stałam się nią w Berlinie, ale uznałam, że w takim miejscu i do takiego jedzenia nie wypada się nie napić. Zaznajomiłam się więc z pszenicznym piwem Berliner Kindl, które całkiem nieźle komponowało się z Currywurst. Posiłek spożyliśmy przy wspólnym stole z innymi konsumentami (była też opcja jedzenia na stojąco, przy a la koktajlowych stolikach), po odczekaniu kilku minut w kolejce, która co mniej wytrwalszych kolejkowiczów mogła z góry zniechęcić do czekania. Wśród innych polecanych przez Lonely Planet przybytków swerujących Currywurst były też Curry 36 oraz Witty's, ale były nam nie po drodze (mieszkaliśmy w dzielnicy Prenzlauer Berg).



Wieczorem tego samego dnia próbowaliśmy zjeść kolację w polecanej przez Lonely Planet restauracji serwującej lokalną kuchnię, ale zrobiliśmy błąd, nie rezerwując wcześniej stolika. Była to najstarsza restauracja w Berlinie, o nazwie „Zur letzten Instanz”, istniejąca podobno od 1621 roku. Ale cóż, skończyło się na szybkiej konsumpcji kiełbasek (tym razem podobnych do tych naszych) z rożna w bułce na ryneczku znajdującym się 3 kroki od słynnej wieży telewizyjnej, przy Alexanderplatz. Do „Zur letzten Instanz” już nie wróciliśmy – obraziliśmy się ;)

Drugiego dnia przyszedł czas na kolejny berliński specjał - Döner Kebap. Po sprawdzeniu miejsc polecanych przez Lonely Planet, udaliśmy się do kebabowego baru/restauracji o nazwie „Hisar”, istniejącej od połowy lat 80-tych, którą autorzy przewodnika uznali za jedną z najlepszych kebabiarni w Berlinie. I to był najlepszy kebab, jaki kiedykolwiek jadłam: cieniutkie plastry mięsa z rusztu, kruche i świeże warzywa (nie jakieś tam kiszone surówki) i jeden z trzech sosów do wyboru (ziołowy, ostry lub czosnkowy), a wszystko to w świeżym, chrupiącym chlebku. Nawet Wybranek, który do największych fanów kebabów nie należy, nie narzekał, a nawet dał się sfotografować z kebabem i uśmiechem na twarzy ;) Zdjęcie Wybranka z kebabem pozostanie w naszym prywatnym archiwum, a zdjęcie samego kebaba, bez Wybranka, możecie zobaczyć poniżej. Oprócz "Hisar" autorzy przewodnika Lonely Planet po Berlinie polecają również: "Schlemmerbuffet", "Habibi" czy "Hasir".



Na kolację udaliśmy się do staromodnej knajpki, takiej w stylu „za rogiem”, serwującej tradycyjne, domowe jedzenie - "Schusterjunge". Tworzy ją duży, drewniany bar oraz sala restauracyjna mieszcząca ok. 30 osób. Nauczeni przykładem z poprzedniego dnia, tym razem zrobiliśmy rezerwację przez telefon. Imię mam podobno pochodzenia niemieckiego (od słowa Magd - dziewka), więc nie było problemu z rezerwacją ;) Musiałam wprawdzie kaleczyć niemiecki, bo osoba przyjmująca rezerwację nie mówiła po angielsku, ale jakoś dałam radę (w końcu zdawałam maturę z tego języka i nie wszystko zapomniałam ;). Do wyboru tego miejsca zachęcił nas opis z przewodnika: „restauracje dzielą się na te, które serwują jedzenie turystycznej jakości oraz te, które mają podejście typu ‘obcy niemile widziani’; ta jest inna”. Ok. godz. 20 sala była pełna gości rozmawiających zarówno po niemiecku, jak i w innych językach. Była karta w języku angielskim, a obsługująca nas kelnerka nieźle radziła sobie ze zrozumieniem naszego zamówienia, nawet wtedy, gdy Wybranek poprosił o gotowane ziemniaki zamiast frytek ;) Zjedliśmy porządną kolację (ja Kartoffelsalat + Sauerbraten, Wybranek berliński smalec z wypiekanymi na miejscu bułeczkami i lokalnym twardym serem + Schnitzel ), popitą piwem. Ze względu na bardzo słabe oświetlenie w tym lokalu, nie byłam w stanie wykonać komórką zdjęć, które nadałyby się do zaprezentowania na blogu :( A normalnego aparatu nie miałam śmiałości wyjąć przy stole.

Korzystając z okazji chciałabym zareklamować pierwsze piwo w moim życiu, które mi smakowało. Nazywa się Schultheiss (odmiana Pilsener) i prawie nie jest gorzkie, polecam osobom nie lubiącym zbyt gorzkiego smaku piwa. Choć dla prawdziwych fanów tego napoju może to być profanacja.

Trzeci dzień pod względem jedzeniowym był bardzo ciekawy :) Przemieszczając się z cieszącego się niegdyś złą sławą Dworca Zoo (kto czytał "Dzieci z Dworca Zoo", ten wie dlaczego) w kierunku pałacu Charlottenburg, zahaczyliśmy o fantastyczny przybytek - delikatesy i bistro "Rogacki". Myślę, że tego miejsca właścicielom z pewnością pozazdrościliby bracia Gessler, którzy w swojej warszawskiej restauracji "U Kucharzy" oraz sąsiadującymi związanymi z tą samą rodziną serwują analogiczne jedzenie, tyle że raczej polskie, nie niemieckie czy międzynarodowe. Można tam dostać piękne mięso, świeży chleb i wypieki, wiele różnych gatunków sera, ryby i owoce morza, a także wszelkiego rodzaju wyroby garmażeryjne. O tych ostatnich para Niemców w średnim wieku, którzy pałaszowali śledzie z różnymi dodatkami przy sąsiednim stoliku (wszystko na stojąco, zasiąść można było tylko przy "barze" serwującym owoce morza), wypowiadała się jako "ausgezeichnet" (wyróżniające się, znakomite, wyśmienite). My mieliśmy ochotę na coś ciepłego, więc grzecznie ustaliliśmy się w kolejce do lady, gdzie wydawano ciepłe posiłki. Pół na migi, pół po angielsku dogadaliśmy się z pracownikiem tej części sklepu, odchodząc od lady z Bouletten (połączenie kulki mięsnej i kotleta mielonego), sporą porcją tłuczonych ziemniaków (z dużą ilością masła, a jak ;) i groszkiem z marchewką. I było to pyszne :) Prosty, uczciwy, sycący posiłek. Tym razem udało mi się sfotografować komórką i samo danie, i lokal, aczkolwiek zdjęcia są nieostre (za co przepraszam):








Kolację postanowiliśmy spożyć w miejscu serwującym nieco nowocześniejszą kuchnię. Stosując to kryterium trafiliśmy do "Fellas". W przewodniku wyczytaliśmy, że ta restauracja w sąsiedzkim stylu zatrudnia personel kuchenny, który z powodzeniem mógłby pracować w lokalu serwującym bardziej wyrafinowaną kuchnię. Karta rzeczywiście wyglądała interesująco, szczególnie jej sekcja dotycząca potraw serwowanych sezonowo, z dostępnych akurat produktów. Po obiedzie w "Rogacki" nie byłam bardzo głodna, poprzestałam więc na wyśmienitej - jak się miało okazać - zupie z niedźwiedziego czosnku, serwowanej z foccacią z dodatkiem boczku oraz sałatce z białych szparagów (w Niemczech właśnie zaczyna się na nie sezon) z przepiórczymi jajkami (2) ugotowanymi na półtwardo oraz... truskawkami. Połączenie składników sałatki mogłoby wydać się ryzykowne, ale kombinacja ta, odpowiednio doprawiona, wypadła naprawdę dobrze. Wybranek zdecydował się na zupę z białych szparagów podaną z wędzonym małżem Św. Jakuba oraz steka z mlecznego cielęcia. A do picia tradycyjnie piwko. Pyszna i tym razem lżejsza kolacja. Polecamy :) Zrobiliśmy wcześniej rezerwację, tym razem udało się po angielsku. Zdjęć niestety nie zrobiliśmy.

Ostatniego, czwartego dnia posililiśmy się po prostu w jednej z piekarnio-kawiarni w budynku głównego dworca (Hauptbahnhof). Były sałatki, dla Wybranka dodatkowo kanapka, a dla mnie - wielki berliński precel (Brezel), posypany grubo mieloną solą. W Polsce w niektórych sklepach można dostać precle podobnego koloru, nazywane zdaje się preclami piwnymi, ale nie umywają się one do tych berlińskich, o delikatnym drożdżowym smaku i lekko chrupiącej skórce. Tym razem zdjęcie wykonał Wybranek, swoją komórką.



Polecam Berlin osobom lubiącym jedzenie takie jak to, które opisałam powyżej oraz odpoczynek w mieście - w Berlinie można odpocząć. Miasto to ma też taką zaletę, że - jak na zachodnioeuropejską stolicę - oferuje dobre jedzenie w przystępnych cenach: Currywurst z frytkami 3,5-4,5 EUR, Döner Kebap 3-4 EUR, kolacja w "Schusterjunge" dla dwóch osób z piwem 35 EUR (dla porównania analogiczna kolacja w Marsylii, z winem, ok. 70 EUR), obiad w "Rogacki" z napojami 10 EUR.

8 komentarzy:

  1. Każdy jeden post czytany o Berlinie utwierdza mnie w przekonaniu, że powinnam się tam wybrać już dawno. I jeszcze bardziej żałuję, że jeszcze mnie tam nie ma ;)
    Fajna relacja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli znasz język angielski, zaopatrz się przed wyjazdem w przewodnik po Berlinie z serii Lonely Planet - jest naprawdę dobry, i dla szukających kulinarnych wrażeń, i dla szukających wrażeń innego typu (np. kulturalnych). Polecam :)

      Usuń
    2. Ja tam byłem i polecam! Fajne miasto do zwiedzenia, chociaż do mieszkania nie koniecznie. No chyba że zarabia się +3k euro po wszystkich podatkach.

      Usuń
  2. Chętnie skorzystam z tej relacji, bo też wybieram się do Berlina. Przyda się wiedzieć, gdzie można fajnie zjeść:) Muszę zainteresować się też tym przewodnikiem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie mi miło, jeśli wskazówki dot. berlińskich knajp będą dla Ciebie przydatne :) A przewodnik wygląda tak:
      http://merlin.pl/Berlin-City-Guide_Andrea-Schulte-Peevers/browse/product/1,978145.html

      Można go dostać w internecie, bywa też w Empikach.

      Usuń
  3. Do Berlina powinien się wybrać zdecydowanie każdy. Ja mam to ułatwienie, że mieszkam tu od pewnego czasu, więc mogę tylko zaprosić na kawę, obiad - do moich ulubionych restauracji czy kawiarni. Miasto godne polecenia pod każdym względem, chyba do tej pory najlepsze w Europie do mieszkania, w którym mieszkam :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Polecam mały przewodnik po berlińskich specjałach: Zjeść Berlin!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za niezły kawałek artykułu :D

    OdpowiedzUsuń