wtorek, 10 lipca 2012

Subiektywnie o: Guccio Domagoj

Guccio Domagoj to knajpka, jakich w Polsce ciągle jest niewiele. Osiedlowa (znajdująca się w budynku dawnej kotłowni), rodzinna, bezpretensjonalna, serwująca niewydumane, smaczne jedzenie. Znajduje się na warszawskim Żoliborzu, przy ul. Suzina 8, 3 minuty spacerkiem od stacji metra Plac Wilsona. Odkryli ją moi przyjaciele - Asia i Bartek, którzy stali się stałymi bywalcami Guccio i fanami serwowanych tam dań z owoców morza. Mogłabym stwierdzić, że Guccio dokonało niemożliwego, sprawiając, że Asia polubiła owoce morza, ale coś mi się wydaje, że Asia wcale nie była prawdziwą przeciwniczką tej kategorii żywności, a raczej taką nieuświadomioną miłośniczką owoców morza ;) Prawidziwi przeciwnicy (jak np. ja) są nie do ruszenia i nie dadzą sobie wmówić (ani tym bardziej udowodnić), że owoce morza to nie robale o glutowatej konsystencji ;) Mój Wybranek swojego czasu próbował przekonać mnie choćby do krewetek, ale poddał się, gdy pewnego dnia przyznałam, że chowam krewetki pod makaronem, rzekomo konsumując makaron z krewetkami i cukinią, który dla nas przyrządzał. Dla mnie to była w sumie sama cukinia, bo krewetek nie jadłam, a i makaronu nie mogłam zjeść, bo pod czymś musiałam schować te krewetki ;) Dowiedziawszy się o tym procederze, Wybranek był nieco rozczarowany, ale jakoś to zniósł. Ale miało być o Guccio Domagoj, a nie o mojej niechęci do frutti di mare.

Zachęceni rekomendacją Asi i Bartka (za którą dziękujemy :), udaliśmy się pewnego upalnego lipcowego wieczoru na Żoliborz, wcześniej rezerwując stolik oraz - korzystając z rady bywalców - porcję muli (schodzą w takim tempie, że trzeba je rezerwować razem ze stolikiem). Usiedliśmy na zewnątrz, przy jednym z małych stolików rozstawionych na chodniku, tuż przy zaparkowanych obok autach okolicznych mieszkańców (nie przeszkadzało nam to). Szybko dostaliśmy kartę i złożyliśmy zamówienie - na przystawkę pieczywo z pastą z pieczonej papryki (przypominającą w smaku ajwar) podane z sałatą doprawioną genialnym dressingiem (zdaje się, że na bazie białego wina), na danie główne - ja sandacza na grillowanej cukinii z sosem porowym, Wybranek zaklepane mule. Mój sandacz był bardzo dobry, odpowiednio usmażony (nie za suchy), świetnie komponował się z sosem porowym, przygotowanym na bazie masła i prawdopodobnie pysznej, tłustej śmietanki ;) Cukinia ładnie zgrillowana, jędrna, wciąż zielona. Do tego ryż ugotowany na sypko. Wybranek chwalił mule - świeże, dobrze zrobione, które zagryzał bagietką. Kolację popijaliśmy różowym chorwackim winem (Guccio Domagoj to restauracja i winiarnia), które zaskoczyło nas smakiem, bo w porównaniu z rose z Francji czy z Hiszpanii to chorwackie miało dużo łagodniejszy smak. Nazwy nie pamiętam, ale w karcie win jest tylko jedno różowe. Gdybym nie wiedziała, że jest wytrawne, powiedziałabym, że jest półwytrawne. Obsługa miła, acz niezbyt szybka (trochę za długo czekaliśmy na przystawkę, a potem na rachunek), ale ogólne wrażenie z wizyty pozostało bardzo dobre. Myślę, że nie była to nasza ostatnia wizyta w tym miejscu :) Polecam odwiedzenie Guccio Domagoj, szczególnie teraz - ryby i owoce morza (bue) dobrze sprawdzają się w formie letniej kolacji.





Na deser zaraz po kolacji nie mieliśmy już miejsca w żołądkach. Co nie powstrzymało nas przed zakupem lodów na patyku w osiedlowym sklepiku, już na Mokotowie, jakieś 40 minut później ;)

1 komentarz:

  1. sandacza na grillowanej cukinii to bym sama z checią zjadala:) miejsca nie znam, a brzmi ciekawie...

    życie & podróże
    gotowanie

    OdpowiedzUsuń