niedziela, 19 października 2014

Drożdżówki z owocami

Bazę do tego przepisu stanowił dla mnie przepis bloga mojewypieki.com, na drożdżówki z białym serem. Przy pierwszej próbie zrobiłam te drożdżówki z miodem i ciasto mi nie smakowało. Przy drugiej próbie zamieniłam miód na cukier, ale dałam za mało cukru i trzeba było gotowe drożdżówki mocno dosładzać cukrem pudrem przed zjedzeniem. Z taką ilością cukru jak piniżej powinno być ok :-) Zamiast sera dodałam śliwki i orzechy laskowe (bo akurat były w domu, już posiekane, zostały po pieczeniu innego ciasta), ale równie dobrze można dodać inne owoce ( w lecie robiłam je z truskawkami i rabarbarem) i bakalie lub same owoce. Robiłam te drożdżówki równieź z dżemem brzoskwiniowym mojej babci i płatkami migdałów.

Drożdżówki z owocami


Składniki (u mnie 12 sporych drożdżówek, w oryginale 15):
600g mąki pszennej
duża szczypta soli
250ml mleka
42g świeżych lub 21 suszonych drożdży (ja dałam 50g świeżych, z lenistwa)
6 czubatych łyżek cukru (może być brązowy, jeśli ktoś woli) do ciasta plus po szczypcie na owoce
1 opakowanie cukru waniliowego (16g) (w oryginale tego nie ma, ale dla mnie ciasto z owocami bez cukru waniliowego nie istnieje ;-)
2 jajka (w temeraturze pokojowej)
75g masła
1 żółtko wymieszane z jedną łyżką mleka do posmarowania ciasta przed pieczeniem
u mnie: 12 śliwek, 2-3 garści posiekanych orzechów laskowych

Przygotowanie (znacznie zmienione w stosunku do oryginału):
1. Mleko wlewamy do rondelka, dodajemy masło i cukier (bez waniliowego), a następnie podgrzewamy do momentu, aż masło i cukier się rozpuszczą
2. Zdejmujemy mleczno-maślano-cukrową mieszaninę z ognia i odstawiamy na bok, do przestudzenia
3. Gdy mieszanina osiągnie temperaturę "letnią" (=gdy włożycie palec, powinniście być w stanie trzymac go w tym płynie przez dłuższy czas, bez poparzenia), wkruszamy do niej świeże drożdże lub wsypujemy suche, mieszamy (najlepiej rózgą), aż drobinki drożdży się rozpuszczą
4. Mieszaninę przyktywamy czystą ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce, do wyrośnięcia, na ok. 15 min
5. Na stolnicy lub w dużej misce mieszamy mąkę, sól i cukier waniliowy
6. W mkopczyku z suchych składników robimy dołek (coś jak krater) i wlewamy w niego mieszankę drożdżową - mieszamy wstępnie i dodajemy 2 jajka
7. Wyrabiamy miękkie, gładkie, elastyczne ciasto - jeżeli za bardzo lepi się do rąk, można dosypać więcej mąki
8. Wyrobione ciasto wkładamy do miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miesjce do wyrośnięcia - powinno podwoic swoją objętość, co u mnie zajmuje ok 1h
9. Wyrośnięte ciasto przez chwilę wyrabiamy i dzielimy na 12 równych części (wystarczy zważyć całość na wadze i podzielić na 12 ;-)
10. Z każdej części ciasta formujemy bułeczkę i układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, w możliwie jak największej odległości od siebie
11. Gdy wszystkie bułeczki znajdą się na blaszce, przykrywamy je ściereczką i odstawiamy na 30 minut do wyrośnięcia
12. Gdy bułeczki będą wyrośnięte, rozgrzewamy piekarnik do temperatury 165 stopni Celsjusza - oryginale temperatura jest znacznie wyżsża, ale moje obserwacje są takie, że ciasto drożdżowe lubi mniejsze temperatury, przy wyższych szybko się spieka i wysusza, a nie o to mi chodzi
13. Odkrywamy bułeczki, w każdej robimy zagłębienie za pomocą spodu zwykłej szklanki
14. Brzego bułeczek smarujemy żółtkiem rozkłóconym z mlekiem
15. Do każdego zagłębienie wkładamy po 2 połówki wcześniej wydrylowanej śliwki i posypujemy owoc szczyptą cukru, a całość obsypujemy posiekanymi orzechami
16. Blachę z tak przygotowanymi bułeczkami wstawiamy do piekarnika i pieczemy przez ok 45 min, do momentu, aż będą wyglądały na gotowe do zjedzenia :-) Po prostu sprawdzajcie, jak wygląda syatuacja, u mnie raz pieką się szybciej, raz dłużej, zdarzyło się też, że upieczenie zajęło całą godzine. Dużo zależy tu od konkretnego piekarnika.
17. Upieczone drożdżówki studzimy, przed podaniem można dodatkowo posypać je cukrem pudrem

Smacznego :-)






sobota, 18 października 2014

Zupa-krem z pieczonej papryki

Lubię paprykę, ale nie tak bardzo, żeby zjeść dwie naraz. Natomiast pochłonięcie takiej samej ilości papryki w postaci płynnej nie stanowi dla mnie większego wyzwania. Szczególnie jeśli ta płynna postać to zupa z pieczonej papryki z dodatkiem pomidorów, ziół i sera feta. Proponuję taką właśnie zupę tym z was, którzy mają mocne postanowienie poprawy w obszarze ilości spożywanej papryki lub tym, którym po prostu zalega większa ilość papryki, z którą coś musicie zrobić, zanim się zepsuje.

Zupa krem z pieczonej papryki


Składniki (na 4 porcje):
8 niedużych czerwonych papryk
1 puszka krojonych pomidorów bez skórki
1 duża cebula
4 nieduże ząbki czosnku w łupinach
0,5 l bulionu warzywnego lub wody
1 łyżeczka ziół prowansalskich
Duża szczypta brązowego cukru
Oliwa z oliwek
Sól i pieprz do smaku 
Ser feta do posypania zupy (około 1 czubata łyżka na osobę)

Przygotowanie:
1. Papryki myjemy, kroimy na pół, usuwamy gniazda nasienne i układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, skórą do góry
2. Tak przygotowaną paprykę skrapiamy oliwą z oliwek i posypujemy ziołami prowansalskimi
3. Między połówki papryki wtykamy ząbki czosnku w łupinach
4. Rozgrzewamy piekarnik do temperatury 200°C i wstawiamy do niego blachę z warzywami, na środkową półkę
5. Warzywa pieczemy przez około 50 min, do momentu aż skórka papryki będzie mocno spieczona, wręcz czarna
6. Upieczoną paprykę wkładamy do foliowego worka, a worek uszczelniamy - zostawiamy paprykę w tym worku na około 15 min
7. Po upływie 15 min wyjmujemy paprykę z worka i zdejmujemy skórkę, powinna łatwo schodzić
8. Obraną paprykę kroimy w kostkę i odkładamy
9. Cebulę obieramy i kroimy w kostkę
10. Na patelni rozgrzewamy 2 łyżki oliwy z oliwek i podsmażamy na niej cebulę
11. Do smażonej cebuli wyciskamy z łupinek upieczony czosnek, dodajemy pokrojoną paprykę i pomidory z puszki
12. Następnie dodajemy bulion lub wodę, przykrywamy garnek pokrywką i gotujemy przez około 20 min
13. Miksujemy zupę na gładki krem i dprawiamy cukrem, solą, pieprzem, można dodać też więcej sił prowansalskich
14. Zupę jeszcze chwilę podgrzewamy, żeby smaki się połączyły, i serwujemy posypaną po wierzchu pokruszonym serem feta, można też posypać świeżym tymiankiem lub bazylią, ja posypałam też czarnuszką

Taką zupę można serwować z grzankami lub ze świeżą bagietką. 

Smacznego :-)



wtorek, 30 września 2014

Omlet z serem i miętą po korsykańsku

Różne źródła podają, że omlet z serem brocciu i świeżą miętą to danie często pojawiające się na stołach w korsykańskich domach. Niestety nie mieliśmy z Wybrankiem mym okazji sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest (z jakiegoś powodu żaden Korsykanin nie zaprosił nas na posiłek do swojego domu ;-), możemy jednak potwierdzić, że danie to bardzo często gości w menu korsykańskich restauracji, zarówno tych zlokalizowanych przy głównych traktach turystycznych, jak i tych w bocznych uliczkach. Stwierdziliśmy jednak, że danie to jest na tyle proste w przygotowaniu, że podołamy samodzielnemu wykonaniu w naszej hotelowej kuchni, a przy okazji wizyt w restauracjach skupimy się na degustowaniu bardziej złożonych potraw. Tak też uczyniliśmy.

W oryginale omlet ten przygotowuje się z lokalnie produkowanego sera brocciu. To miękki, świeży ser wytwarzany z mieszanki sera koziego i owczego, o delikatnym zapachu i lekko słodkawym smaku. Gdybym miała porównać go z jakiś bardziej popularnym serem, stwierdziłabym, że najbardziej przypomina włoską ricottę. I to właśnie ricottą jest najczęściej zastępowany w warunkach niedostępności oryginału. W swoim przepisie na omlet po korsykańsku, Nigella Lawson użyła miękkiego koziego sera. Nie wątpię, że taka kombinacja zapewniła bardzo smaczny efekt, niemniej jednak raczej odległy od oryginału, bo brocciu po prostu nie "wali cepem" (przepraszam za to mało eleganckie określenie, ale wydało mi się w tym kontekście bardzo trafne ;-), to raczej istotna różnica.

Omlet z serem brocciu i świeżą miętą


Składniki (dla 2-3 osób):
6 jajek
150g sera brocciu (lub ricotty)
Garść świeżych listków mięty (ok 20 listków) - powinna być świeża, suszona mięta da inny efekt
2 łyżki oliwy z oliwek
Sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:
1. Jajka wbijamy do miski i roztrzepujemy widelcem
2. Połowę sera rozdrabniamy i dodajemy do miski z jajkiem, mieszamy
3. Miętę drobno siekamy, dodajemy do serowo-jajecznej masy, mieszamy
4. Dodajemy dużą szczyptę soli i małą pieprzu, mieszamy
5. Na dużej patelni patelni rozgrzewamy oliwę, wlewamy omletową masę i równo rozprowadzamy ją po powierzchni patelni
6. Wierzch przyszłego omleta posypujemy pozostałym serem, pokruszonym
7. Smażymy aż spód uzyska złoty kolor, a wierzch będzie ścięty, raz po raz energicznie potrząsając patelnią (żeby nie spalić spodu zanim wierzch się zetnie, warto nie smażyć omleta na bardzo dużym ogniu, średni będzie ok; plus można pod koniec smażenia przykryć patelnię pokrywką, żeby ułatwić ścięcie wierzchu)
8. Usmażony omlet zdejmujemy z patelni, składając go na pół przy wykładaniu na talerz, serwujemy od razu, w towarzystwie świeżego pieczywa i warzyw (np. prostej sałatki z rukoli doprawionej oliwą i octem balsamicznym w proporcji 3:1)

Istnieje alternatywny sposób smażenia omleta, a mianowicie: obracanie go w trakcie smażenia, żeby był zrumieniony z obu stron. Ja nie obracam, bo to - w mojej ocenie - bardziej ryzykowna praktyka, a ja mam sporą awersję do ryzyka ;-) Jeżeli powyższy opis smażenia omleta bez obracania jest mało klarowny, odsyłam do archiwalnego wpisu o omletach.


sobota, 27 września 2014

Gulasz z cielęciny w korsykańskim stylu

Z Wybrankiem mym właśnie urlopujemy się na Korsyce. Rezerwując noclegi, staraliśmy się znaleźć takie miejsce, które ma w ofercie coś, co Francuzi określają mianem "studio", na które składa się mała sypialnia oraz salonik połączony z aneksem kuchennym. Zależało nam właśnie na takim miejscu, bo bardzo chcieliśmy mieć dostęp do lodówki i kuchenki, co umożliwia nam korzystanie z lokalnych składników i pewną oszczędność (za 20-30 EUR mamy obfitą kolację z winem i owocami na deser, w restauracji tyle samo kosztuje kolacja dla 1 osoby, bez wina). Nie jest tak, że zupełnie stronimy od knajpek, chodzimy, zrecenzuję w osobnym wpisie o Korsyce, który planuję popełnić po powrocie z urlopu. Podczas wizyty w jednej z korsykańskich restauracji jadłam pyszny gulasz cielęcy z dodatkiem pomidorów i oliwek, który spróbowałam odtworzyć w naszej hotelowej kuchni. W Ajaccio, gdzie stacjonujemy, jak i chyba w całej Francji, nie ma problemu z kupnem dobrej jakości mięsa w supermarkecie. Nabyliśmy więc porcję chudej cielęciny i przyrządziliśmy sobie taki gulasz w hotelowej kuchni. Składniki są proste i dostępne również w Polsce. Planujemy powtarzać to danie w domu, po urlopie, a Wam polecam wypróbowanie :-) Bo warto.

Gulasz cielęcy w korsykańskim stylu



Składniki (dla 2-3 osób)
500g chudej cielęciny (jeżeli wolicie tłustą, niech będzie tłusta ;-)
100g boczku, pokrojonego w słupki (lardons)
1 kg dojrzałych pomidorów (w orygnialnym przepisie są pomidory z puszki, ale uznałam, że grzechem byłoby dodawać pomidory z puszki w trakcie pobytu na słonecznej i ciepłej wyspie, gdzie od ręki można kupić aromatyczne pomidory) - można zastąpić 2 puszkami pomidorów bez skórki
2 czubate łyżki koncentratu pomidorowego (dodajemy w przypadku korzystania ze świeżych pomidorów, nie trzeba dodawać, jeśli korzystacie z pomidorów w puszce)
1 średniej wielkości cebula
1/2 butelki czerwonego wytrawnego wina (raczej łagodnego stołowego niż ciężkiego i bardzo taninowego) - u nas było lokalne korsykańskie Patrimonio
100g zielonych oliwek (waga bez zalewy), bez pestek - z dostępnych w Polsce szczerze polecam oliwki marki Iposena (oliwki powinny być jędrne i twardawe, jeśli są miękie, są słabe)
Garść liści świeżej bazylii
2 łyżki oliwy
Sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:
1. Cielęcinę płuczemy pod zimną wodą, osuszamy ręcznikiem papierowym, oczyszczamy z błon i kroimy na nieduże kawałki (takie na jeden-dwa kęsy)
2. Oliwę rozgrzewamy na patelni i obsmażamy na niej kawałki mięsa, do zrumienienia (pamiętajcie, żeby nie wrzucać za dużej ilości mięsa na patelnię na raz, bo zamiast się obsmażyć, udusi się w sosie własnym)
3. Usmażone mięso odkładamy, na tą samą patelnię wrzucamy boczek i podsmażamy - zrumieniony boczek (bez tłuszczu z patelni) zdejmujemy z patelni i odkładamy
4. Cebulę drobno siekamy, a następnie podsmażamy na tym samym tłuszczu co boczek
5. Jeżeli używacie świeżych pomidorów, trzeba je sparzyć wrzątkiem, obrać ze skóry, pozbawić gniazd nasiennych i pokroić w kostkę
6. Po podsmażeniu cebuli wrzucamy na patelnię cielęcinę i boczek, mieszamy i dodajemy pomidory (pokrojone świeże & koncentrat lub z puszki), mieszamy, wlewamy wino, przykrywamy i zostawiamy na ok 1 godzinę do duszenia na niedużym ogniu
7. Po godzinie zdejmujemy pokrywkę i pozwalamy, żeby część płynu odparowała, a sos zgęstniał
8. Sprawdzamy stopień uduszenia mięsa - w momencie, w którym uznamy, że jest już prawie gotowe, dodajemy oliwki oraz doprawiamy do smaku solą i pieprzem
9. Tuż przed podaniem posypujemy posiekanymi listkami świeżej bazylii

Serwujemy ze świeżym pieczywem, w oryginalnym przepisie jako dodatek polecana jest polenta.

Uwaga na czas duszenia. Dużo zależy od jakości mięsa oraz wielkości kawałków, na jakie je pokroicie. Nasz gulasz był gotowy do jedzenia po ok 1h i 15 min, kawałki mięsa były raczej małe (wielkości ok 1/2 kciuka). Mięso powinno być na tyle miękkie, żeby rozdzielalo się na włókna pod niedużym naciskiem widelca. Nie polecam doprowadzania do rozpadu poszczególnych kawałków na pojedyncze włókna, bo wówczas to będzie potrawka, a nie gulasz.

Smacznego :-)


czwartek, 28 sierpnia 2014

Moim zdaniem idealna zupa ze świeżych pomidorów

Tę zupę robię tylko w sierpniu i na początku września, bo tylko wtedy pomidory w Polsce są na tle dobrze, żeby same w sobie stanowiły zarówno bazę, jak i wykończenie tej zupy. Jest od początku do końca bardzo pomidorowa, nawet woda jest z pomidorów, a nie dolewana. Polecam pomidorowym maniakom, szczególnie z dodatkiem kawałków mozarelli, świeża bazylią. Można też serwować ją z grzankami natartymi czosnkiem i uprażonymi na patelni orzeszkami piniowymi.

Krem ze świeżych pomidorów




Składniki (dla 4-6 osób)
2 kg dojrzałych, pachnących pomidorów
8 suszonych pomidorów
1 duża cebula
2 ząbki czosnku
1 pęczek świeżej bazylii
2 łyżki oliwy z oliwek
sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:
1. Pomidory myjemy, patrzymy wrzątkiem, obieramy ze skórki i kroimy w kostkę
2. Suszone pomidory odcedzamy z zalewy i drobno kroimy
3. Cebulę i czosnek obieramy i siekamy (może być byle jak, bo i tak blender będzie w użyciu)
4. Na dno sporego garnka wlewamy oliwę, podgrzewamy, a następnie podsmażamy na niej cebulę i czosnek
5. Do podsmażonej cebuli i czosnku dorzucamy pokrojone pomidory świeże i uczone, a następnie gotujemy na średnim ogniu do momentu, aż kawałki pomidora się porozpadają (jeżeli zależy Wam na bardziej płynnej zupie, przykryjcie garnek z zupą przykrywką, żeby za dużo płynu Wam nie wyparowało)
6. Tuż przed końcem gotowania, dodajemy połowę posiekanego pęczka bazylii, a następnie blenderujemy zupę na gładko
7. Zblenderowaną zupę doprawiamy do smaku solą i odrobiną czarnego pieprzu
8. Przed podaniem dorzucamy kawałki porwanej mozarelli i pozostałą bazylię, można też podać z grzankami i/ lub uprażonymi na patelni pestkami dyni

Smacznego :-)

wtorek, 26 sierpnia 2014

Muffiny #jedzjablka

Najprostsze pomysły są najlepsze, a pomysł Grzegorza Nawackiego, wicenaczelnego Puls Biznesu jest kolejnym potwierdzeniem tej tezy. Spontaniczny apel, zachęcający czytelników portalu PB.pl do jedzenia polskich jabłek i picia polskiego cydru w odpowiedzi na rosyjskie embargo, przeobraził się w jedną z największych akcji w internecie i w realu, a w kwestiach związanych z polską gospodarką -prawdopodobnie największą. Nie jestem pewna, czy to rzeczywiście pomoże polskim eksporterom (pewnie bardziej by im pomogła strategiczna zmiana rynków zbytu, bo po "Ruskich" można się spodziewać wszystkiego), ale liczy się pomysł i umiejętność porwania tłumów :-) Postanowiłam mieć swój skromny wkład w tę akcję. Mimo, że największe emocje wokół tej akcji zdaje się już opadły, lepiej późno niż wcale ;-) Zachęcam do wypróbowania tych muffinów z jabłkami z wczesnym zbiorów, orzechami włoskimi i rodzynkami.

Muffiny #jedzjablka


Składniki (na ok 15 muffinów o średnicy 5 cm):
300g mąki pszennej
120g cukru
16g cukru waniliowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
200ml jogurtu naturalnego
125ml oleju słonecznikowego
1 jajko
2 nieduże jabłka
Garść orzechów włoskich
1/2 szklanki rodzynek (najlepiej drobnych) + pół szklanki gorącej wody do namoczenia

Przygotowanie:
1. Rodzynki zalewamy gorącą wodą
2. Orzechy siekamy na małe kawałki
3. Mąkę mieszamy z proszkiem i cukrami
4. W osobnym naczyniu mieszamy jogurt, jajko i olej
5. Łączymy suchą i mokrą masę, mieszamy
6. Odsączamy rodzynki
7. Blachę do muffinów wykładamy papilotkami lub smarujemy tłuszczem
8. Do każdej papilotki nakładamy ciasto, do ok 2/3 wysokości
9. Obieramy jabłka i kroimy w półplasterki
10. Na wierzchu każdej porcji muffinowego ciasta układamy po kilka półplasterków jabłka, a następnie kilka rodzynek i posypujemy posiekanymi orzechami
11. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni Celsjusza, grzanie z góry i z dołu, bez termoobiegu
12. Wstawiamy blachę z ciastem do piekarnika i pieczemy przez 23-25 minut, do przypieczenia się plasterków ciasta na złoto-brązowy kolor
13. Po upieczeniu wyjmujemy z piekarnika i studzimy do temperatury pokojowej

Uwaga: jeżeli nie namoczycie rodzynek, a są suche, mogą się za mocno przypieczenia/przypalić

A tak poza tym to smacznego :-)
Jedzcie jabłka!

Mleczna wersja prawdopodobnie najlepszego ciasta czekoladowego naświecie

Ze wszystkich wpisów na moim blogu największą popularnością cieszy się ten poświęcony ciastu czekoladowemu, na które przepis dostałam od mojej przyjaciółki Marty, która to dostała go od swojej cioci (pozdrowienia dla obu pań :-). Ciasto z tego przepisu robiłam wiele razy i za każdym razem budziło entuzjazm konsumentów. Ostatnio dostałam od Mamy Wybranka dużą ilość pysznej szwajcarskiej mlecznej czekolady, której nie mogłam niestety sama skonsumować ze względu na rychłe zamążpóście i niechęć do płacenia fotografowi za obrabianie każdego zdjęcia po kątem sprawienia, żeby panna młoda nie wyglądała na nich grubo ;-) Postanowiłam więc podzielić się tą czekoladą ze znajomymi z pracy, przygotowując dla nich prawdopodobnie najlepsze ciasto czekoladowe na świecie, zastępując gorzką czekoladę z oryginalnego przepisu, czekoladą mleczną. W połączeniu ze świeżymi malinami, wersja ta wzbudziła podobny entuzjazm jak jej słodko-gorzka poprzedniczka. Nieco kwaskowate, soczyste maliny bardzo dobrze zgrały się z ciężkim, słodkim ciastem. Polecam :-)

Ciasto czekoladowe z mlecznej czekolady


Składniki (u mnie była tortownica o średnicy 26 cm, jeśli wykorzystanie mniejszą, ciasto będzie wyższe):
400 mlecznej czekolady dobrej jakości
330ml śmietany kremówki
150g masła (im więcej masła w maśle, tym lepiej)
6 jajek
110g cukru (połowę mniej niż w przypadku wersji z gorzkiej czekolady)
150g świeżych malin

Przygotowanie:
1. czekoladę łamiemy na mniejsze kawałki lub siekamy, wrzucamy do miski
2. miskę ustawiamy na mniejszym od niej garnku z gorącą wodą, ale tak, aby dno miski nie dotykało powierzchni wody
3. rozpuszczamy czekoladę w tak przygotowanej kąpieli wodnej
4. w osobnym naczyniu podgrzewamy śmietanę, nie doprowadzając do zagotowania
5. do śmietany dodajemy masło i rozpuszczamy je w śmietanie
6. do roztopionej czekolady dodajemy gorącą mieszankę śmietanowo-maślaną i dobrze mieszamy
7. w osobnym naczyniu łączymy jajka i cukier - najlepiej wymieszać mikserem na małych obrotach
8. łączymy obie masy, mieszając mikserem
9. rozgrzewamy piekarnik do temperatury 100 stopni Celsjusza (grzanie od góry i od dołu, bez termoobiegu)
8. blachę smarujemy masłem i wlewamy ciasto, a spód tortownica zabezpieczymy folią aluminiową (najlepiej, jeżeli mam pewność, że tortownica jest szczelna, ale na wszelki wypadek można owinąć)
9. wstawiamy do piekarnika (bez przykrywania) i pieczemy od 2,5 do 3,5 godz., aż zestali się przy ściankach tortownicy, a pośrodku będzie raczej miękkie (jak miękki ser żółty)
10. upieczone ciasto wyjmujemy z piekarnika i studzimy do temperatury pokojowej w blaszce (nie wyjmujemy przed wystudzeniem!)
11. wystudzone ciasto chłodzimy w lodówce przez kilka godzin, podajemy prosto z lodówki, posypując wierzch ciasta przez serwowaniem świeżymia malinami

Smacznego :-)