niedziela, 26 czerwca 2011

Podróż sentymentalna na Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie

Ok. 20 lat temu moi dziadkowie ze strony mamy wybudowali domek letniskowy w miejscowości Krasne Krzywe nad jeziorem Łukcze na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim (ok. 10 km od Łęcznej i ok. 30 km od Lublina). Ja i moje rodzeństwo (rodzone oraz cioteczne, w sumie 9 sztuk ze mną) spędziliśmy tam wiele wakacyjnych tygodni. Jeździliśmy tam w niemal każdy czerwcowy weekend, a po zakończeniu roku szkolnego na dłużej. Odkąd wyfrunęliśmy z rodzinnych gniazd jeździmy tam dużo rzadziej, 1-2 razy w roku, z braku czasu, laku i ze względu na sporą odległość od Warszawy, w której większość z nas teraz mieszka. Dla mnie za każdym razem jest to podróż sentymentalna, podczas której wspominam beztroskie chwile, które spędzałam tam jako dziecko. Domek dziadków to pewna stała, podobnie jak ta miejscowość i to jezioro. Niewiele się tam zmienia, poza tym, że drzewa co roku są wyższe, dawniej zadbana plaża staje się coraz bardziej zapuszczona, a pan B., od zawsze prowadzący sklepik spożywczy, umarł, zostawiająć swój biznes żonie i córce.

Wizyty w Krasnem Krzywem przywołują wspomnienia, głównie smaków: babcina zupa owocowa (babcia ze strony mamy to jedyny członek mojej rodziny, który robił zupy owocowe) z makaronem, kasza manna, której każde z nas dostawało talerz i mogło samo dodać sobie soku w ulubionym smaku, bigos z młodej kapustki, zupa z botwinki... Zupa ze świeżych, młodych warzyw, hodowanych przez dziadka w przydomowym ogródku i ogórki małosolne jego roboty, gotowana fasolka szparagowa z bułką tartą podsmażoną z masełkiem, świeży bób. Jajka zawsze od tego samego gospodarza, który sprzedawał je dziadkowi dosłowie wyjmując je z gniazda. Wtedy nie było mowy o jakichś oznaczeniach, wiadomo było, że wszystkie są ekologiczne, z chowu ściółkowego i wolnego wybiegu zarazem. Chleb z gminnej piekarni w Ludwinie czy mięso i wędliny z wiejskiej masarni. Okonie złowione przez dziadka i usmażone przez niego na patelni (zawsze uważaliśmy, że dziadek powinien otworzyć smażalnię). Cebularze ze sklepu pana B. z serkami topionymi w trójkącikach i dojrzałymi pomidorami, które pachniały i wyglądały jak pomidory. Sałata o maślanym smaku z ogródku dziadka. Długo by wymieniać.

Na szczęście wiele tych smaków nadal mogę sobie przypomnieć, odwiedzając dziadka, który w Krasnem Krzywem spędza ponad połowę roku (mimo, że właśnie skończył 80 lat). Ta działka pozwoliła mu zachować sprawność mimo zaawansowanego wieku. A nam daje poczucie, że w tych czasach niepewności i ciągłych zmian, są jeszcze takie miejsca, w których czas biegnie wolniej, a życie upływa na codziennych obowiązkach, którym rytm nadają zmieniające się pory roku.

Miło jest wyrwać się z miasta, pooddychać innym powietrzem, zjeść kiełbaskę i ziemniaki pieczone w ognisku, pójść na spacer w pola...




1 komentarz:

  1. Moja Babcia ma domek w miejscowości Krasne : ))) Siedzi tam często od maja do września... : )

    OdpowiedzUsuń