niedziela, 20 stycznia 2013

Mój podkarpacki blog

W tym roku minie 10 lat odkąd przeprowadziłam się z mojego rodzinnego miasta do Warszawy. Powód był prozaiczny: studia. Pewnego dnia, kilka lat wcześniej, tato wrócił do domu od znajomych, opowiadając, że ich syn dostał się na najlepszą uczelnię ekonomiczną w Polsce. Wtedy też postanowiłam, że i ja będę tam studiować. Z pomocą Opatrzności, przy wsparciu rodziny i kilku wspaniałych pedagogów, udało mi się ten cel zrealizować. Mimo, że zaparłam się, że matematyki uczyć się zanadto nie będę, uznając, że szkoda zachodu, skoro i tak orłem nie jestem ;) Na szczęście na egzaminach wstępnych liczyły się języki obce, z których byłam całkiem niezła (co zawdzięczam pani profesor O. i panu profesorowi S.), oraz historia, z której trochę się douczyłam i jakoś to poszło. Niestety egzaminy wstępne nie były moim ostatnim spotkaniem z matematyką i matematykopodobnymi koszmarami pokroju ekonometrii, ale jakoś przetrwałam trzy pierwsze lata studiów, zostając po dwóch kolejnych latach ekonomistą-teoretykiem z tytułem magistra :) Mimo, że była to najlepsza uczelnia ekonomiczna w Polsce, nie zdołano nauczyć mnie ekonomii na tyle, żebym rzeczywiście ją rozumiała. Nauczyła mnie jej późniejsza praca w gazecie, która była raczej epizodem, ale jej owoce zbieram do dziś.

Od 10 lat mieszkam w Warszawie, nie jestem jednak z Warszawy i nigdy nie będę. Urodziłam się w Lublinie, skąd pochodzi moja mama, ale jeszcze jako niemowlę wyemigrowałam z rodzicami do Stalowej Woli, gdzie spędziłam kolejnych 19 lat mojego życia. Jestem więc ze Stalowej Woli. To miasto, w którym się wychowałam i które mnie ukształtowało. To tu jako dziecko chodziłam z babcią na zakupy, a po powrocie zasiadałam do drugiego śniadania, zajadając się chlebem z piekarni pana Dziubka i tym, co akurat udało się kupić do chleba. To tu, w babcinej kuchni, uczyłam się obierać ziemniaki i kroić szczypiorek, z czasem podejmując ambitniejsze kuchenne wywzwania. To tu wyjadałam krem z maminej karpatki, oglądając film "Elza z buszu". To tu z najlepszą przyjaciółką z podstawówki chadzałam po szkole do piekarni po bułki, które następnie jadłyśmy na sucho. To tu zajadałam się najlepszymi na świecie drożdżówkami z makiem z cukierni "Katarzynka". To tu ugotowałam moje pierwsze pełnoprawne danie, spaghetti z pomidorowym sosem z torebki i mięsem mielonym, na Dzień Matki.

Podobnie jak ja, moje gotowanie również jest ze Stalowej Woli, stąd są moje ulubione dania, duża część rodzinnych przepisów i tradycji kulinarnych. Stąd jest kilkoro moich najbliższych przyjaciół, którzy nie boją się wypróbowywać przepisów z mojego bloga i dzielą się ze mną swoimi wrażeniami. Stąd jest duża część mojej rodziny, która wraz z lubelską gałęzią nieustannie wspiera mnie w realizacji kolejnych celów, będąc dla mnie źródłem inspiracji w kuchni i w życiu.

Ja i moje gotowanie jesteśmy ze Stalowej Woli, a więc z Podkarpacia. Ja i moje gotowanie tworzymy mojego bloga, który - jeśli trzymać się dotychczas stosowanej w tym wpisie logiki - również jest ze Stalowej Woli. A więc z Podkarpacia ;) Pointa? W związku z podkarpackim pochodzeniem mojego bloga zostałam zaproszona do udziału w rankingu podkarpackich blogów kulinarnych, organizowanym przez rzeszowski oddział Gazety Wyborczej, na łamach gazeta.pl/rzeszow. Gdyby ktoś z Was miał ochotę wesprzeć mój blog w tym rankingu, ze względu na lokalny patriotyzm, sympatię do autorki lub z innych powodów - z góry bardzo dziękuję :) Zagłosować można tutaj.


P.S. W przeciwieństwie do konkursu Kulinarny Blog Roku, w tym rankingu decydujące są głosy internautów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz