"(...) machinalnie podniosłem do ust łyżeczkę herbaty, w której rozmoczyłem kawałek magdalenki. Ale w tej samej chwili, kiedy łyk pomieszany z okruchami ciasta dotknął mego podniebienia, zadrżałem, czując, że się we mnie dzieje coś niezwykłego. Owładnęła mną rozkoszna słodycz (...). Sprawiła, że w jednej chwili koleje życia stały mi się obojętne, klęski jako błahe, krótkość złudna (...)." [Źródło: Wikipedia]
A nie mówiłam? :)
U mnie magdalenki nie wywołały aż takich emocji, niemniej jednak bardzo mi smakowały. A postanowiłam zrobić je właśnie dziś pod wpływem wrażeń z właśnie zakończonego wyjazdu do Paryża, który ze wszystkich miast, w których byłam, podobał i podoba mi się najbardziej. Tuż przed świętami Paryż jest ozdobiony mnóstwem świateł i innych dekoracji, a wzdłuż Pól Elizejskich ciągnie się świąteczny jarmark, gdzie można spróbować m.in. pieczonych kasztanów. Smakują trochę jak lekko słodkie ziemniaki, a trochę jak orzechy o bardzo łagodnym smaku, są bardzo zapychające (po zjedzeniu kilku sztuk ok południa, nie miałam już ochoty na lunch, a do stroniących od posiłków i mało jedzących osób nie należę). Były również gofry i naleśniki z Nutellą, za którą Francuzi szaleją, lub z innymi dodatkami. Hitem okazały się churros, podłużne pączki z przekrojem w kształcie gwiazdki z hiszpańskim rodowodem, które Francuzi (jak myślę) przechrzcili na "chichi". Było też grzane wino (Glühwein) i wiele innych przedświątecznych przysmaków, niekoniecznie francuskich. A tuż przy wejściu do parku Concorde pojawił się wielki diabelski młyn, który umożliwia podziwianie pięknej panoramy Paryża, z czego ja i towarzysząca mi Justyna (pozdrowienia :), moja przewodniczka od niedawna mieszkająca w tym mieście, nie omieszkałyśmy skorzystać :) Jeżeli ktoś z Was będzie miał kiedyś okazję odwiedzić to miasto w okresie przedświątecznym - gorąco polecam.
Wracając do magdalenek - postanowiłam upiec je akurat dziś, po powrocie z Paryża, bo kupiłam tam wodę z kwiatów pomarańczy (w Polsce można ją dostać w sklepach z bliskowschodnią żywnością lub w internecie), którą dodaje się do tych tradycyjnych francuskich ciastek. Oczywiście jest to tylko jeden z wielu różnych dodatków wykorzystywanych do pieczenia magdalenek, a magdalenki chyba najczęściej występują w wersji ze startą skórką z cytryny. Woda kwiatowa może nie zrobić na Was zbyt dobrego pierwszego wrażenia. Jest składnikiem wielu perfum, a gdy powąchacie buteleczkę z tym płynem, możecie nabrać wątpliwości, czy na pewno chcecie dodać czegoś, co pachnie jak perfumy, do wypieków. Też miałam takie wątpliwości, ale ostatecznie dodałam, a efekt był bardzo fajny. Korzystając z przepisu, który podaję poniżej, można równie dobrze zrezygnować z tego dodatku, poprzestając na dodaniu do ciasta startej skórki z pomarańczy.
Oprócz wspaniałej konsystencji (a la biszkopt), pysznego smaku i efektownej prezencji, mają jeszcze jedną zaletę - są banalnie proste w wykonaniu. Jedyną trudnością może okazać się zakup specjalnej formy do pieczenia magdalenek, która może nie być dostępna w pierwszym lepszym sklepie z artykułami gospodarstwa domowego. Nie ma natomiast problemów z zakupem takiej blachy w internecie. Ja swoją dostałam od mojej przyjaciółki Elizy w formie prezentu gwiazdkowego w minionym roku - myślę, że blacha swoje już przeleżała i najwyższy czas, żeby ją wypróbować ;)
Magdalenki ze skórką z pomarańczy i wodą z kwiatów pomarańczy
[przepis zaczerpnęłam z bloga Jane's Sweets & Baking Journal]
Składniki (na ok 20 magdalenek, o długości 7cm i szerokości 5cm):
- 2 jajka o temperaturze pokojowej
- szczypta soli
- 100g cukru
- 1 łyżka płynnego miodu
- skórka starta z 1 pomarańczy
- 1 łyżeczka wody z kwiatów pomarańczy
- 140g mąki pszennej + trochę mąki do oprószenia blachy
- 115g masła + trochę masła do natłuszczenia blachy
- masło roztapiamy w rondelku na niewielkim ogniu, zdejmujemy z ognia i odstawiamy
- pomarańczę parzymy wrzątkiem, osuszamy i ścieramy skórkę
- blachę do magdalenek smarujemy masłem i oprószamy mąką
- jajka wbijamy do miski, dodajemy szczyptę soli i ubijamy trzepaczką przez kilkanaście sekund, aż białko dobrze połączy się z żółtkiem i pojawi się piana
- do jajek z solą dodajemy cukier i chwilę mieszamy trzepaczką
- następnie dodajemy miód, skórkę z pomarańczy i wodę z kwiatów pomarańczy, mieszamy trzepaczką
- mąkę przesiewamy i stopniowo dodajemy do masy, mieszając szpatułką (do wyrównywania ciasta) lub zwykłą łyżką, do uzyskania gładkiej masy
- na końcu wlewamy do masy wystudzone rozpuszczone masło i mieszamy do uzyskania gładkiej masy
- rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni Celsjusza (bez termoobiegu, grzanie od góry i od dołu)
- przekładamy masę do zagłębień w blaszce do pieczenia magdalenek - na każde zagłębienie ok 2/3 łyżki ciasta (zagłębienie nie powinno być po brzegi wypełnione ciastem, bo ciasto będzie rosło)
- wstawiamy blachę wypełnioną ciastem i rozgrzanego piekarnika i pieczemy przez ok. 15minut, do zrumienienia brzegów
- po upieczeniu wyjmujemy z piekarnika i studzimy
Smacznego :)
muszę w końcu kupić takie foremki :)
OdpowiedzUsuńja magdalenki uwielbiam :) i żałuję, że nie mam takiej fajnej foremki, bo do tej pory piekłam je w mini papilotkach :)
OdpowiedzUsuńPolecam poszperanie w internecie, taką blachę można kupić w różnych rozmiarach, z różnych materiałów i w różnych cenach - myślę, że każdy może znaleźć coś dla siebie :) A magdalenki można robić w tak różnych odmianach, że blacha na pewno nie będzie leżała odłogiem (jak już odleży swoje, jak u mnie ;)
OdpowiedzUsuńBędę szczery. Zjadłbym wszystko o czym piszą na tym blogu:D
OdpowiedzUsuń