Gdy spytacie Włocha o to, czy zna tzw. włoską zupę weselną, najprawdopodobniej będzie zdziwiony - z tego, co wyczytałam w internecie, nie ma czegoś takiego jak tradycyjna zupa serwowana z okazji zaślubin we Włoszech. Być może w poszczególnych regionach tego kraju istnieją takie zupy, ale nie ma ogólnokrajowej zupy weselnej (jeśli się mylę, wyprowadźcie mnie z błędu - wiem tylko tyle, ile wyczytałam w internecie ;). Więc co z tą zupą? Jej nazwa ma związek z błędnym tłumaczeniem nazwy rodzaju włoskiej zupy, składającej się z zielonych warzyw, mięsa i bulionu. Ten rodzaj zupy z Italii nazywa się minestra maritata, co w wolnym tłumaczeniu oznacza "zupa z dobrze do siebie pasujących składników" :) Autorami błędnego tłumaczenia są podobno Amerykanie, którym słowo maritata skojarzyło się zapewne z angielskim married. A dowiedziałam się tego z tego źródła.
Nie ma jednego obowiązującego przepisu na minestra maritata, podobnie jak nie ma jednego przepisu na minestrone. Skład tych zup różni się w zależności od regionu Włoch, w którym są gotowane oraz od pory roku, czyli od tego, co gotująca je mamma ma akurat w zanadrzu :) Gotując moją minestra maritata korzystałam z przepisu Iny Garten, popularnej amerykańskiej autorki książek kulinarnych. Przepis ten można znaleźć np. tutaj. Albo poniżej, nieco zmodyfikowany przeze mnie.
Włoska zupa weselna, czyli źle przetłumaczona minestra maritata
Składniki (dla 6-8 osób):
PULPECIKI
- 1/2 kg mielonej piersi z indyka (najlepiej kupić pierś w całości i samodzielnie zemleć; ja często wrzucam mięso do blendera i w ten sposób je rozdrabniam)
- 2 czubate łyżki startego parmezanu
- 1 jajko
- 1 ząbek czosnku
- 2 czubate łyżki świeżej, posiekanej natki
- 1/2 łyżeczki suszonego oregano
- 1 łyżeczka suszonej bazylii
- 2 łyżki oliwy + dodatkowa oliwa do natłuszczenia blachy
- sól (nie za dużo, parmezan jest słony) i pieprz do smaku
- 2 duże marchewki
- 2 duże łodygi selera naciowego
- 2 duże garści świeżego szpinaku
- 1/3 opakowania makaronu gwiazdki (ok. 80g) [to nie muszą być gwiazdki, może być też inny drobny makaron; ja akurat miałam gwiazdki na stanie]
- 1,5 litra bulionu drobiowego (może być z kostki, ale dobrze, jeśli jest to kostka ekologiczna - do kupienia w sklepach z ekologiczną żywnością; widziałam je też w sieci delikatesów Bomi, na stoisku z produktami dla diabetyków)
- 1 mała cebulka (np. szalotka)
- sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
- piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni Celsjusza, bez termoobiegu
- jeśli mamy mięso w kawałku - mielimy je
- piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni Celsjusza, bez termoobiegu
- zmielone mięso mieszamy z drobno posiekanym czosnkiem, natką, suszonymi ziołami, startym parmezanem, jajkiem, oliwą, solą i pieprzem - wyrabiamy gładką masę
- blachę do pieczenia wykładamy folią aluminiową, folię natłuszczamy 1 łyżką oliwy
- przygotowywujemy sobie mają miseczkę z wodą, w której będziemy płukać ręce przy formowaniu pulpecików, żeby pulpeciki nie kleiły się nam do rąk w trakcie formowania
- formujemy małe pulpeciki, rozmiarów niewielkiego orzecha włoskiego
- pulpeciki układamy na blasze wyłożonej folią (może też być naczynie żaroodporne, którego nie wykładamy folią, a jedynie natłuszczamy)
- wstawiamy do piekarnika i pieczemy ok. 20min
- w międzyczasie drobno siekamy cebulę, marchew i selera kroimy na niewielkie kawałki
- w garnku na zupę rozgrzewamy 2 łyżki oliwy, wrzucamy cebulę, marchew i selera, a następnie podsmażamy na niedużym ogniu przez ok 10min
- gdy warzywa zmiękną, wlewamy bulion
- do gotującego się bulionu z warzywami wsypujemy makaron i gotujemy do miękkości (Ina Garten podpowiada, żeby zupę z makaronem gotować ok. 2min krócej niż gotowalibyśmy sam makaron zgodnie ze wskazówkami z opakowania)
- gdy pulpeciki są już gotowe, wrzucamy je do zupy
- gdy makaron jest miękki, wyłączamy "ogień" pod garnkiem i wrzucamy do zupy dwie garści świeżego szpinaku, mieszamy (szpinak ma tylko zmięknąć, nie powinien gotować się raczej z zupą, bo może stracić kolor)
- zupę doprawiamy solą i pieprzem i serwujemy
Zrobiłam raz, drugi, trzeci i powiem, że dopiero za czwartym zupa wyszła mi chyba taka jak powinna. Ale moi drodzy... Zrobiłam ją na przyjęcie imieninowe i mojej dumy i osobistego triumfu mogło spróbować 14 osób na raz. :) Wszyscy byli zachwyceni. A i muszę dodać, że wszyscy wzięli przepis ;) Dziękuję za inspirację.
OdpowiedzUsuńCiekawa propozycja
OdpowiedzUsuńBrzmi smakowicie, zrobię w weekend
OdpowiedzUsuń