sobota, 23 lutego 2013

Moja sałatka Cezar(a)

Istnieje wiele przepisów na sałatki, jednak chyba żadna z nich nie dorównuje sałatce Cezar(a), której nazwa pochodzi od imienia jej twórcy - włoskiego kucharza, Cezara Cardiniego, który wyjechał z ojczyzny, by gotować w restauracjach w USA i Meksyku. W oryginale składała się z sałaty rzymskiej, grzanek, parmezanu i specjalnego dressingu. Dziś istnieje wiele odmian tej sałatki, a najpopularniejsza jest bodajże ta z dodatkiem kawałków grillowanego lub smażonego mięsa z piersi kurczaka.

Kwintesencją tej sałatki jest dressing, składający się z soku z cytryny, oliwy z oliwek, żółtka, czosnku, sosu Worcestershire (nazywanego również sosem Worcester), musztardy i pieprzu (przepis na taki dressing znajdziecie np. tutaj -> sos Cezara). Bywa, że zamiast sosu Worcester dodaje się fileciki anchois, ale podobno Cezar Cardini nie był zwolennikiem tego dodatku, a zamiast anchois dodawał wspomniany sos Worcester. W mojej wersji tej sałatki jest anchois, nie ma surowego żółtka ani musztardy, jest za to gotowy majonez. Nie ma też sosu Worcester (bo jest anchois), co sprawia, że przygotowanie tego dressingu staje się prostsze, bo wydaje mi się, że anchois jest jednak łatwiej dostępne w polskich sklepach niż sos Worcester. Być może się mylę i być może pan Cardini przewraca się teraz w grobie, ale mi moja wersja smakuje i mam nadzieję, że posmakuje i Wam :)

Moja sałatka Cezar(a)

Składniki (na dwie duże porcje):
  • 1 pojedyncza pierś kurczaka
  • 1/2 sałaty rzymskiej (można ją dostać w dużych sieciach delikatesów lub dobrze zaopatrzonych supermarketach czy lokalnych warzywniakach, ja moją kupiłam w Almie)
  • 10-12 pomidorków koktajlowych (profanacja, wiem, ale moim zdaniem pasują i ożywiają całość kolorystycznie)
  • 2 garści pieczywa pokrojonego w kostkę (na powyższym zdjęciu jest chleb razowy, bo taki akurat miałam, ale równie dobre, a nawet lepsze będzie białe pieczywo - moją faworytką jest pszenna bagietka, którą można porwać na nieduże kawałki, nadając całości nieco niedbałego charakteru ;)
  • 2 czubate łyżki startego parmezanu (kupujemy w kawałku i ścieramy sami, gotowy starty parmezan nie nadaje się ani do tego dania, ani do żadnego innego, bo często ma bardzo niewiele wspólnego z parmezanem...)
  • 2 łyżeczki majonezu
  • 5 łyżek oliwy z oliwek (do smażenia i do dressingu)
  • 4 fileciki anchois
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 1 ząbek czosnku
  • sól i pieprz
Przygotowanie:
  1. sałatę rzymską dzielimy na liście, myjemy i suszymy, a następnie rozrywamy liście na mniejsze kawałki
  2. pierś z kurczaka myjemy, osuszamy ręcznikiem papierowym, oczyszczamy i kroimy na mniejsze kawałki (w kostkę, ukośnie, w plasterki - wedle uznania)
  3. mięso doprawiamy solą i pieprzem, a następnie wrzucamy na patelnię z rozgrzaną jedną łyżką oliwy i podsmażamy przez kilka minut, na złoty kolor (nie trzymamy mięsa na patelni za długo, żeby go nie wysuszyć)
  4. po usmażeniu przekładamy mięso na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym, żeby pozbyć się zbędnego tłuszczu
  5. ręcznikiem papierowym przecieramy patelnię, na której smażyliśmy kurczaka, wlewamy świeżą oliwę (2 łyżki), podgrzewamy i wrzucamy kawałki pieczywa - podsmażamy je do uzyskania złotego koloru
  6. usmażone grzanki zdejmujemy z patelni i odkładamy na bok
  7. pomidorki myjemy, osuszamy i kroimy (np. na pół)
  8. czosnek obieramy i bardzo drobno siekamy lub przepuszczaamy przez praskę do czosnku
  9. fileciki anchois wyławiamy ze słoiczka/puszki, osuszamy z nadmiaru oliwy/oleju i drobno siekamy, a następnie rozcieramy nożem lub łyżką na pastę, którą dodajemy do czosnku
  10. do czosnku i anchois dodajemy następnie pozostałe składniki dressingu: 2 łyżki oliwy, majonez i sok z cytryny, mieszamy i doprawiamy (głównie pieprzem, bo fileciki anchois są dość słone)
  11. kawałki sałaty rzymskiej wrzucamy do miski i polewamy je dressingiem, a następnie mieszamy dłońmi lub łyżkami do sałaty, aby kawałki liści dokładnie pokryły się dressingiem
  12. porcje sałaty z dressingiem układamy na talerzach, obkładamy je usmażonym kurczakiem, grzankami i pomidorkami, a na końcu posypujemy startym parmezanem
Smacznego :)

środa, 20 lutego 2013

Gulasz na piwie guinness

Mięso i alkohol to bardzo dobrana para, zarówno w konfiguracji "alkohol pity do dań mięsnych", jak i w formie "dań mięsnych z dodatkiem alkoholu". Jednym z najlepszych znanych mi połączeń jest wołowina po burgundzku, czyli duszona w czerwonym wytrwanym winie, najlepiej pochodzącym z Burgundii właśnie. To danie, które zawsze mi wychodzi i nie zdarzyło mi się, żeby komuś nie smakowało.

Inym fajnym połączeniem okazała się wołowina i piwo guinness. Guinness to ciemne piwo, bardzo popularne w Irlandii, w Polsce mniej. Można je kupić w sieciach delikatesów (Alma, Piotr i Paweł) lub w sklepach z alkoholem o szerokim wachlarzu oferowanych produktów, ew. w sklepach z importowanymi produktami, jak np. Kuchnie Świata. Piwo, które udało mi się dostać, było guinnessem marki Guinness, warzonym w browarze założonym przez Arthura Guinessa w Dublinie i działającym od ponad 250 lat. Udusiłam w piwie z dodatkiem buliony kawałki podsmażonego wcześniej mięsa z dodatkiem przypraw, cebuli, czosnku i marchewki. Wyszedł z tego gęsty, aromatyczny, pyszny gulasz. Przekonajcie się sami :)

Gulasz wołowy na guinnessie

Składniki (dla 4-5 osób):
  • 1 kg wołowiny (ja do gulaszu najczęściej dodaję udziec wołowy)
  • sól i pieprz do smaku
  • 2 łyżki mąki pszennej
  • oliwa z oliwek
  • 1 duża zwykła cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 marchewki
  • 2 łodygi selera naciowego
  • 1 łyżka przecieru pomidorowego
  • 1/2 łyżeczki suszonego tymianku lub kilka gałązek świeżego
  • 1/2 łyżeczki słodkiej papryki
  • 2 listki laurowe
  • 3-4 ziarenka ziela angielskiego
  • 0,33 piwa guiness
  • bulion wołowy lub warzywny
Przygotowanie:
  1. mięso myjemy, osuszamy (jeżeli nie osuszymy, nie brązowi się - jak ostrzega Julia Child :), obtaczamy w mące i podsmażamy na niewielkiej ilości oliwy ze wszystkich stron do zrumienienia (uwaga: nie należy zbytnio stłaczać kawałków mięsa na patelni; jeżeli wrzucimy za dużo kawałkó na raz, mięso udusi się w sosie własnym zamiast się usmażyć)
  2. po usmażeniu przekładamy mięso do dużego naczynia żaroodpornego z przykrywką
  3. cebulę i czosnek obieramy, drobno siekamy i podsmażamy na tej samej patelni, na której wcześniej smażyliśmy mięso
  4. usmażone warzywa dodajemy do mięsa
  5. następnie na patelnię po mięsie i warzywach wlewamy 1/3 butelki guinnessa i deglasujemy powierzchnię patelni przez chwilę
  6. przelewamy guinnessa do mięsa z warzywami
  7. marchew i selera myjemy, marchew obieramy, oba warzywa kroimy w dość grube plasterki (zbyt cienkie szybko się rozpadną w procesie duszenia) i dodajemy do naczynia żaroodpornego
  8. następnie dolewamy resztę guinnessa, łyżkę przecieru, przyprawy i zioła oraz bulion (tyle, aby cały płyn w naczyniu żaroodpornym przykrył mięso i warzywa)
  9. rozgrzewamy piekarnik do 220-240 stopni, przykrywamy naczynie żaroodporne przykrywką i wstawiamy je do rozgrzanego piekarnika
  10. gulasz zapiekamy przez 2-2,5-3 godz., w zależności od "zachowania mięsa" (jeśli będzie miękkie już po 2 godz., nie trzeba go dalej dusić; jednocześnie trzeba uważać, żeby za bardzo nie udusić mięsa, bo zamiast ładnych kostek uzyskamy rozpadające się bryły, a w sosie będą pływamy poodzielane włókna)
  11. co jakiś czas trzeba zaglądnąć do gulaszu i sprawdzić, czy nie wyparowało za dużo płynu (czy na wierzchu gulaszu nie ma przesuszonych kawałków mięsa, a płyn ich nie przykrywa) - jeżeli płynu jest za mało, dolewamy bulionu
  12. na końcu doprawiamy gulasz solą i pieprzem i serwujemy (można dodatkowo posypać świeżą natką), ze świeżym chrupiącym pieczywem lub z ziemniakami, a do tego prosta sałatka z miksu sałat lub rukoli z dressingiem z musztardy, octu balsamicznego, oliwy, soli i pieprzu
Smacznego :)

niedziela, 3 lutego 2013

Cynamonowe drożdżówki a la cinnabon

Cinnabon to marka chyba najbardziej rozpoznawalnych na świecie drożdzówek z cynamonem w kształcie ślimaczków, rodem z USA. W Polsce działa jeden punkt, w którym można ich spróbować, w katowickiej galerii Silesia City Center. Jak dotąd nie miałam okazji ich spróbować, Katowice są mi nie po drodze. Myślę, że Cinnabon prędzej otworzy swój punkt w Warszawie niż ja wybiorę się do Katowic ;) Aczkolwiek nie wiadomo, kiedy to warszawskie otwarcie miałoby nastąpić, bo władze spółki nie wspominały na razie o planach podboju stolicy. Przy okazji otwarcia katowickiego przybytku twierdziły, że rozważają wejście na rynek krakowski lub wrocławski. Na razie, prawie półtora roku po otwarciu punktu w Katowicach, ograniczają się do obecności w tym jednym mieście. Czyżby wyniki biznesowe nie były na tyle satysfakcjoinujące, żeby rozwinąć działalność w innych częściach Polski?

Abstrahując od strategii biznesowej marki Cinnabon, ich kultowe cynamonowe drożdzówki na zdjęciach wyglądają zachęcająco, a że nie zanosi się na to, żebym miała okazję spróbować oryginału, muszę zadowolić się podróbką, własnej roboty. Przygotowując te drożdżówki korzystałam z przepisu Kingi Paruzel, która zajęła II miejsce w pierwszej polskiej edycji konkursu MasterChef i która prowadzi bloga Ale Babka. Z przepisu Kingi przygotowałam ciasto i nadzienie (ale bez orzechów, bo taki miałam kaprys...) , nie robiłam polewy z serka mascarpone, ograniczyłam się do lukru. Polecam, szczególnie do kawy :)

Cynamonowe drożdżówki
[przed upieczeniem]

 
[po upieczeniu i polukrowaniu]
 
Składniki (u mnie 15 drożdzówek o grubości ok 1,5 cm):
 
CIASTO
  • 30g świeżych drożdży (lub 15g suszonych - moja sugestia, Kinga używa świeżych)
  • 3/4 szklanki mleka
  • 3 szklanki mąki pszennej (u mnie tortowa)
  • 5 łyżek białego cukru
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego lub 1 łyżeczka esencji waniliowej (dodałam od siebie)
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1 jajko + 1 żółtko (dodałam żółtko od siebie, do zlepienia brzegów ciastowych ślimaczków)
  • 70g masła
NADZIENIE
  • 2 łyżki mielonego cynamonu (u mnie 2 łyżki to było dokładnie 1 cała torebeczka mielonego cynamonu)
  • 75g miękkiego masła
  • 1/2 szklanki brązowego cukru
LUKIER
  • 3/4 szklanki cukru pudru
  • 5 łyżeczek zimnej wody
Przygotowanie:
  1. Drożdże kruszymy do miseczki, dodajemy 1 łyżkę białego cukru i rozcieramy do uzyskania masy o konsystencji jogurtu
  2. Lekko podgrzewamy mleko, powinno być ciepłe, nie gorące (ciepłe = jeśli włożycie do mleka palec, powinniście móg trzymać go w mleku przez dłuższą chwilę, bez uczucia parzenia)
  3. Dodajemy 1/2 szklanki ciepłego mleka do mieszanki drożdżowo-cukrowej, mieszamy, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 15 min w ciepłe miejsce, żeby drożdzę "ruszyły"
  4. W międzyczasie rozpuszczamy masło na patelni i zdejmujemy z ognia, żeby nieco ostygło
  5. Przesiewamy do miski mąkę, dodajemy resztę (4 łyżki) cukru, sól i cukier waniliowy (jeśli używamy cukru, jeśli esencji to dodajemy ją później, do jajka)
  6. Gdy drożdże podrosną, dodajemy zaczyn do mąki, a następnie jajko wymieszane z esencją (jeśli używamy esencji) oraz rozpuszczone, resztę mleka (1/4 szklanki) i nieco przestudzone masło
  7. Mieszamy wszystkie składniki, a następnie wyrabiamy ciasto na blacie/stolnicy przez chwilę, do uzyskania elastycznego, odstającego od ręki ciasta
  8. Wyrobione ciasto przekładamy do miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia, na ok. 1 godzinę
  9. W międzyczasie przygotowujemy nadzienie: wcześniej wyjęte z lodówki, miękkie masło mieszamy z mielonym cynamonem i cukrem
  10. Wyrośnięte ciasto wyjmujemy z miski na blat/stolnicę oprószoną mąką, chwilę wyrabiamy, a następnie rozwałkowujemy na czwadratowy placek (u Kingi o boku ok. 30cm, u mnie 50cm)
  11. Na rozwałkowanym cieście rozsmarowuję nadzienie, zostawiając ok. 1/2 cm ciasta bez nadzienia wzdłuż jednego brzegu  - teę wolną od nadzienia przestrzeń smarujemy rozkłóconym żółtkiem
  12. Ciasto zwijamy w roladę, zaczynając od brzegu przeciwległego brzegowi posmarowanemu żółtkiem
  13. Dociskamy lekko brzeg posmarowany żółtkiem do rolady, żeby dobrze się przykleił
  14. Roladę kroimy na plastry (u Kingi o grubości ok. 2 cm, u mnie 1,5 cm) i układamy je przekrojem do dołuy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia lub wysmarowanej tłuszczem
  15. Blachę z surowymi drożdżówkami przykrywamy ściereczką i odstawiamy na ok. 1 godz. do wyrośnięcia
  16. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni Celsjusza, grzanie od góry i od dołu, bez termoobiegu
  17. Po wyrośnięciu drożdżówek, wstawiamy blachę do piekarnika i pieczemy przez ok. 25-30 min (Kinga piecze ok. 35, ale jej drożdżówki są grubsze)
  18. Gdy drożdżówki się pieką, przygotowujemy lukier: mieszamy cukier puder z wodą do uzyskania gładkiej, lejącej się masy
  19. Po upieczeniu drożdzówek, jeszcze ciepłe smarujemy/polewamy cukrem
Smacznego :)