Wczoraj wieczorem podjęłam kolejną w mojej „karierze” kulinarnej próbę upieczenia niesłodkich muffinów. Tym razem zmotywował mnie do tego P., który siedzi obok mnie w pracy i który za każdym razem, gdy przynosiłam słodkie muffiny, sugerował, że mogłabym upiec muffiny z salami. Nie wiem, dlaczego upodobał sobie akurat salami, ale po zrealizowaniu tego pomysłu muszę przyznać, że to był dobry pomysł.
Niesłodkie muffiny piekłam jak dotąd kilka razy – niestety nigdy nie byłam do końca zadowolona z efektu. Zwykle wyglądało to tak, że znajdowałam kolejny przepis w internecie, stwierdzając, że spróbuję i że tym razem na pewno wyjdą dobre. Figa. Wychodziły mdłe, niezależnie od tego, jak bardzo aromatyczne dodatki dodawałam. A były to np. dojrzały ser cheddar, feta, boczek, czerwona papryka, sczypiorek, itd. Zaczęłam podejrzewać, że ciasto muffinowe w trakcie pieczenia w jakiś tajemniczy sposób pochłania i niweluje te aromaty, a w efekcie muffiny smakują jakby to ciasto było bez dodatków. Tym razem było inaczej. Zmotywowana przez P. podjęłam wyzwanie ;) (może jak dotąd właśnie tego elementu wyzwania mi brakowało ;) Kto jak nie ja upiecze dobre niesłodkie muffiny, hę?!
Poszperałam trochę w internecie i postanowiłam zaufać przepisowi na muffiny z oliwkami, rozmarynem i parmezanem z portalu gazeta.pl. To miała być baza. A do tego to wymarzone przez P. salami (użyłam włoskiego), zwinięte w rulonik i wetknięte w muffina przed wstawieniem do piekarnika. Było też kilka muffinów w wersji wege, bo wśród degustatorów są też osoby nie jedzące lub nie przepadające za mięsem.
Dziś w pracy urządziłam małą degustację, P. zdawał się być usatysfakcjonowany, inni degustatorzy również docenili mój wyrób (rozumiem, że stwierdzenie „Muffiny czad – czy codziennie będziesz piekła?” to komplement ;). Mi też w zasadzie smakowały, aczkolwiek przepis będzie jeszcze dopracowywany (=wpróbowywany z innymi dodatkami, żeby - tak jak w przypadku muffinów z owocami - opracować przepis bazowy i robić wariacje na jego temat).
Udanych wypieków :)
P.S. Przy okazji chciałabym zapowiedzieć, że w kolejnym wpisie niejako oddam głos mojej przyjaciółce A., skrywającej się pod pseudonimem Szalony Muffinowy Demiurg, do której udaję się dziś na pourlopową kolację. Piszę to celowo, żeby A. wiedziała, że się nie wykręci. A jeżeli będzie próbowała, z premedytacją opiszę jej porażkę :P Nie ma to jak przyjaciele, zawsze postawią człowieka do pionu ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz