sobota, 17 września 2011

Subiektywnie o: Taverna Patris

Taverna Patris to grecka tawerna mieszcząca się w raczej nie najpiękniejszej lokalizacji (przy ruchliwej ulicy Wał Miedzeszyński w Warszawie), w dodatku ze złą sławą (w poprzedniej knajpie, która funkcjonowała w tym miejscu, w 2001 roku zamordowano byłego ministra sportu, Jacka Dębskiego – to ta sprawa z Haliną G., pseudonim „Inka”). Niemniej jednak ciepły wystrój tej knajpki oraz panująca w niej przyjazna atmosfera sprawiają, że myśli skupiają się na tym, co jest wewnątrz budynku (a głównie na stole), a nie na tym, co dzieje się na zewnątrz czy co stało się w tym miejscu 10 lat temu.

Nazwa tego miejsca pochodzi od nazwiska właścicieli, którzy mają greckie korzenie. Wnętrze jest proste, ściany są jasne, meble kolorowe, jest dużo światła i przestrzeni oraz fajny kącik dla dzieci (nie, nie próbowałam w nim usiąść ;).

W menu królują greckie przysmaki: tzatziki (znane zdaje się wszystkim), dolmadakia (idea podobna do polskich gołąbków, ale zamiast liści kapusty są liście winogrona, a w środku kasza perłowa i wołowina), horiatiki (sałatka wiejska, znana jako sałatka grecka), moussaka (słynna grecka zapiekanka) czy baklava (tak, to nie tylko bliskowschodni, ale także grecki deser). W karcie, obok jej prostoty i koncentracji na greckich daniach (nie ma ani caprese, ani carpaccio, ani tatara ;), bardzo podobało mi się to, że przy każdym daniu znalazła się adnotacja, jakie wino restauracja poleca do tego akurat dania. W żadnym innym miejscu się z tym nie spotkałam, a uważam, że to bardzo dobry pomysł. Dla mnie taka rekomendacja w menu jest dużo lepszym rozwiązaniem, niż słuchanie wywodów kelnera, który wygląda i zachowuje się jakby połknął szczotkę, a zaraz po niej zjadł wszystkie rozumy ;) Albo kelnera, który nauczył się na pamięć kilku frazesów o kilku winach i próbuje je sobie przypomnieć przy stole, męcząc się i dukając. Choć znam podstawowe zasady doboru win do potraw, nie jestem ekspertem, byłam więc wdzięczna autorowi karty za podpowiedź :) [zdjęcia były robione aparatem z telefonu komórkowego, więc z góry przepraszam za słabą jakość]


Do Taverny Patris szłam z założeniem, że chcę spróbować greckich klasyków w ich wykonaniu. Mój Wybranek nigdy nie okazywał zbytniego zamiłowania do kuchni greckiej, ale mimo to ochoczo zarezerwował stolik, gdy pewnego niedzielnego wieczoru zasugerowałam, że może zjedlibyśmy kolację w Patris. Zanim przyjaźnie nastawiona kelnerka w wielkich okularach przyniosła zamówione dania, zaserwowała nam „poczekajkę”, która była po prostu rewelacyjna. Była to grecka pasta fava, zrobiona z fasoli i suszonych pomidorów, posypana świeżym koprem. Do tego – jak poinformowała nas kelnerka – serwowany jest chleb wypiekany na miejscu. Tym razem chleba zabrakło, ale dostaliśmy wypiekaną na miejscu pitę i nie narzekaliśmy. To była jedna z najlepszych „poczekajek”, jakie kiedykolwiek jadłam. Przymierzam się do odwzorowania jej w domu :)


Na przystawkę zamówiłam horiatiki czyli sałatkę z pokrojonej papryki, pomidora, ogórka i oliwek, które skropiono grecką oliwą z oliwek (czytałam kiedyś, że w zasadzie wszystkie greckie oliwy są dobre, bo trudno je zepsuć) i przykryto dużym plastrem sera feta. Zaskoczeniem była dla mnie obecność w sałatce kaparów – nigdy nie jadłam tej sałatki z ich dodatkiem, komponowały się jednak dobrze z pozostałymi składnikami.


Wybranek postawił na dolmadakia czyli gołąbki z liści winogron, nadziewane kaszą perłową i wołowiną, zaserwowane z tzatziki. Uznał, że gołąbki były raczej mdłe, ale z tzatziki smakowały ok.


Moim daniem głównym była moussaka, czyli zapiekanka z wołowiny i bakłażana pod beszamelem. Dostałam ogromną porcję zapiekanki, po której miałam ochotę popaść w ogólny błogostan i uciąć sobie drzemkę, choćby i w kąciku dla dzieci (tam było najbardziej kameralnie ;).


Wybranek zamówił tourtę, czyli duszoną jagnięcinę zapiekaną w cieście francuskim, ale niestety „wyszła”, więc poprosił o paidakia, czyli grillowane kotleciki jagnięce, które chwalił, gdy już zostały mu zaserwowane. Popijaliśmy czerwone, wytrawne wino domowe (pod taką nazwą figuruje w karcie) – jak tawerna to tawerna, nie ma co się snobować. Wino zostało nam zaserwowane w zabawnych karafkach z gliny, dawało kopa ;)


Po krótkich rozważaniach, czy wziąć deser czy nie (byliśmy najedzeni), zdecydowaliśmy się na baklavę (ja) oraz mus czekoladowy z daktylami - sokolata me hurmes (Wybranek).


Wybranek sam jest mistrzem musu czekoladowego (przy najbliższej okazji zaprezentuję jego musowe dokonania na blogu :) i najwyraźniej postanowił porównać Patrisowy wyrób ze swoim. Wynik: 1:0 dla Wybranka ;) Mój deser był ok, ale coś było nie tak z lodami, które zaserwowano do baklavy, miały taką konsystencję, jakby się rozmroziły, a potem zostały ponownie zamrożone (niezdrowe), więc je zostawiłam. Baklavę zjadłam całą, „do ulania”, jak mówi E., moja koleżanka z pracy ;)

Na osobny paragraf zasługuje obsługa. Daj Boże więcej takich kelnerek i kelnerów :) Obsługująca nas pani w wielkich okularach była uśmiechnięta i wyluzowana, a jednocześnie rzeczowo odpowiadała na nasze pytania i sprawnie przynosiła dania/wynosiła naczynia. Zupełnie nas rozwaliła, uczestnicząc w takiej oto scence rodzajowej:
Klient: Czy macie państwo może papierosy w sprzedaży?
Kelnerka: Nie, ale mogę pana poczęstować moimi. Mam malboraski.

Ile razy byliście świadkami takiego proklienckiego podejścia? :) Ja nigdy wcześniej. Szacun.

Cena dania głównego 30-50 zł. Polecam Patris na posiłki w rodzinnym gronie lub biesiadowanie z przyjaciółmi. Myślę, że jeszcze tu wrócę :) A postanowiłam napisać o tej knajpce akurat dziś, bo mamy weekend czyli czas sprzyjający spotkaniom z rodziną i przyjaciółmi. Może tym razem w Patris? :) Więcej informacji można znaleźć na ich stronie internetowej:  http://www.tawernapatris.pl/

1 komentarz:

  1. Pani kelnerka jest tam najlepsza ! A swoją drogą to prowadzi ona swoją stronę o gotowaniu ;) Zero spinki , za to dużo humoru i smaczne żarełko ;)
    https://www.facebook.com/fotogotowanie?fref=ts

    p.s. mus chałwowy jest najlepszy!

    OdpowiedzUsuń