niedziela, 11 września 2011

Jak u A.

Zgodnie z zapowiedzią, tym razem oddaję głos A., u której w ubiegłym tygodniu byłam na pysznej i bardzo obfitej (a jak! ;) kolacji. Wybrałam się do A., mieszkanki Kabat, na rowerze, bijąc swój rekord życiowy jeżeli chodzi o czas przejazdu ok. 11-kilometrowej trasy ze Starego Mokotowa na Kabaty (przy jednym z naszych wcześniejszych spotkań zrugałam A. i M., która również należy do naszej bandy drombo, za spóźnianie się na spotkania i teraz muszę się pilnować, żeby nie było, że innych rugam, a sama się spóźniam ;), dojechałam w 40 min, w balerinach i sukience. Pomysł z przejażdżką rowerową miał związek z nadzieją na spalenie choć kilku kalorii przed wieczornym obżarstwem. Z powrotem rower prowadziłam ;)
Wygłodniałej cyklistce (ja), salserce (B.) i chórzystce gospel (wspomniana M.) A. zaserwowała grzanki z marynowanym serem kozim podane z sałatką z pomidorków według przepisu Nigelli Lawson, zupę kurkowo-porową oraz bób z marchewką i bryndzą. A deser zrobiłyśmy sobie same, tj. B. i M. go ulepiły, bo ja przecież musiałam to wszystko udokumentować ;) Ale po kolei.

Antipasto*: Grzanki z marynowanym serem kozim
(marynowany ser według przepisu z magazynu Kuchnia, wydanie 01.2011)
 
Składniki (dla 6 osób):
  • 6 plastrów rolady koziej (o konsystencji twardszego sera białego/fety; bez skórki pleśniowej; np. marki Soignon)
  • 1/3-1/2 pęczka tymianku - posiekanego (zdaniem A. mogą być też inne zioła np. oregano świeże)
  • 20-30 ziarenek czerwonego pieprzu - zmiażdżonych
  • Oliwa z oliwek (na oko 1 szklanka)
  • 3 listki laurowe (A. nie poczuła, żeby jakoś mega wpłynęły na smak, ale są w przepisie)
  • 6 kromek razowego pieczywa
Przygotowanie:
  1. Ser kroimy na grube plastry (ok. 1cm). Plastry sera obtaczamy w tymianku i pieprzu, układamy w hermetycznym pojemniczku lub w słoiku, dodajemy liście laurowe i zalewamy oliwą, w takiej ilości, żeby cały ser był zanurzony w oliwie.
  2. Marynujemy ser w tej zalweie co najmniej 24 godziny w temperaturze pokojowej.
  3. Chleb lekko grillujemy/podpiekamy w piekarniku (trzeba uważać, żeby zbytnio nie spiec grzanek, bo będziemy je jeszcze zapiekać z serem). Gdy nieco "przeschnie" na wierzchu, układamy na każdej kromce po plastrze sera i podpiekamy jeszcze chwilę tak, by ser lekko się rozpuścił (ale nie całkiem; nie chodzi o to, żeby na wierzchu zrobiła się skorupa, ale żeby lekko zmiękł)
  4. Grzanki dla przełamania ciężkości sera w oliwie można podać z jakąś lekką sałatka - np. na bazie "pomidorków przyrumienionych przy świetle księżyca" :) (oryg. moonblush tomatoes; przepis według Nigelli Lawson poniżej)
Sałatka z "pomidorkami przyrumienionymi przy świetle księżyca" (oryg. moonblush tomatoes)
(przepis na podobną sałatkę - tylko z większą ilością składników, m.in twarożkiem kozim - znajduje się w książce Nigelli Lawson pt. "Nigella Ekspresowo")

Składniki (dla 4-6 osób; jako niewielki dodatek do grzanek):
  • 1/2-2/3 opakowania roszponki
  • listki mięty oberwane z 1 pęczka
  • 25 pomidorków koktajlowych przygotowanych wg. przepisu Nigelli Lawson na Moonblush Tomatoes (ich przygotowanie polega w skrócie na tym, że nagrzewamy piekarnik, wkładamy do niego pomidorki, wieczorem włączamy piekarnik, a pomidorki leżą sobie i podpiekają się w stygnącym piekarniku przez całą noc; dokładny przepis można znaleźć tutaj)
Przygotowanie:
  • Pomidorki przygotowywujemy według przepisu dzień wcześniej wieczorem
  • Mieszamy roszponkę z pociętymi niedbale na duże kawałki listkami mięty oraz pomidorkami.
  • Ponieważ pomidorki były doprawiane i miały sporo soku A. nie dodawała już dressingu do sałatki. Za dressing posłużył doprawiony według przepisu Nigelli sok z pomidorków z odrobiną oliwy.
Primo piatto*: Zupa kurkowo-porowa
(przepis pochodzi z magazynu Kuchnia, wydanie 08.2011)
A. stwierdziła, że nie ma sensu przepisywać przepisu (ten z Kuchni, opublikowany na portalu palcelizac.pl jest wystarczająco wyczerpujący ;) - można go znaleźć tutaj. Dla zachęty dodaję zdjęcie tej zupy w wykonaniu A. :)
 
Komentarz A.: Możesz dodać moją profanatorską opinię, że mi bardziej smakuje krem zrobiony z zupy grzybowej Hortexu, która przyrządzam na łyżeczce masła i rosołku ;) - trudno mi się odnieść do tego komentarza, bo A. nigdy mi tej hortexowej zupy nie zaserwowała; niemniej jednak ta kurkowo-porowa była bardzo dobra :)

Secondo piatto*: Młody bób z marchewką i bryndzą
(przepis pochodzi z czasopisma Kuchnia, wydanie 07.2010)
 
Składniki (na jakieś 2-3 osoby, jak podaje A.):
  • 1 pęczek młodej marchewki
  • 100 g zielonego groszku w strączkach (ew. wyłuskanych młodych ziaren)
  • 200 g zblanszowanego i obranego młodego bobu
  • 100 g bryndzy
  • 3 łyżki masła (A. wzięła trochę mniej - muszę ją w końcu przekonać, że never too much butter ;)
  • 1 łyżka miodu
  • 1 pęczek natki
  • skórka z 1 cytryny
  • 2 ząbki czosnku
  • cukier, sól, pieprz
Uwaga od A.: warzywa użyte do sałatki nie były młode (mamy prawie połowę września, groszek był mrożony); opis przygotowania dotyczy warzyw, z których korzystałą A., w przypadku młodych trzeba postępować nieco ostrożniej z gotowaniem.

Przygotowanie:
  1. Marchewki obrać, wypłukać, jeśli są duże - przekroić w poprzek i pokroić na ćwiartki. Gotować max. 10 min - tak żeby były jędrne i chrupiące (al dente ;), a nie ugotowane jak w zupie. Do wody, w której marchewka się gotuje, dobrze dodać łyżkę masła i łyżeczkę cukru oraz trochę soli - dobrze jej to zrobi :)
  2. 2-3 minuty przed wyjęciem marchewki z wody dorzucamy do niej groszek. Ponieważ groszek A. był mrożony, zaczekała aż woda ponownie się zagotuje i tym samym zakończyła proces gotowania warzyw :)
  3. Gotujemy bób - A. nie podała, jak długo, bo jako doświadczona kucharząca robi to na oko ;) (trzeba sprawdzać, próbować i uważać żeby nie był rozgotowany). A do wody do gotowania bobu oprócz soli dodaje zawsze kilka gałązek świeżego kopru, bo bardziej jej wtedy smakuje.
  4. Warzywa studzimy (można je przygotować dzień wcześniej i trzymać w lodówce; po wyjęciu, żeby nie były lodowate, można przelać je mocno ciepłą wodą)
  5. Na patelni rozgrzewamy pozostałe masło i rozpuszczamy miód - wrzucamy na to marchewkę i chwilę ją smażymy, następnie dorzucamy groszek i bób, startą skórkę z cytryny, grubo posiekany czosnek i całą natkę, krótko mieszamy i wykładamy na talerze wraz z sosem.
  6. Posypujemy wszytko pokruszoną bryndzą i świeżo zmielonym pieprzem.
Komentarz A. (ma wprawę w komentowaniu, swojego czasu była analitykiem jednego z domów maklerskich ;): Myślę, że urok tej sałatki polega na tym, że sos na warzywach nie jest rozprowadzony równomiernie i jednolicie. W związku z tym "zaskakuje" smakiem w czasie jedzenia - chwilami jest bardziej cytrynowa, czasem silniej wyczuwa się czosnek i słodycz, a jeśli trafimy na bryndzę, dominuje smak słony. Zgadzam się :)
 
Kolacji towarzyszyła konsumpcja białego wytrawnego wina (Riesling).

Deser (dolce*): Lemon crud czyli kruche babeczki z cytrynowym wypełnieniem i owocami
A.: Napisz, że już byłyśmy pijane i nie pamiętamy jak to się robiło ;)
(przepis można znaleźć tutaj)
Zjawiłyśmy się u A. wieczorem dnia roboczego, a ona dokonała heroicznego wyczynu, przygotowując taką złożoną kolację, w tym kruche ciasto i wypełnienie do babeczek. Nie udało jej się jednak upiec tych babeczek przed naszym przyjściem (najazdem? ;), więc dziewczyny (B. i M.) zakasały rękawy i wzięły się do roboty (będąc zajęta przygotowywaniem fotograficznej dokumentacji wieczoru, nie mogłam do nich dołączyć...).
 
 

Jak tylko foremki zostały wyklejone ciastem, A. wypełniła je cytrynową masą i zapiekła. Potem postawiła przed nami upieczone babeczki i misę owoców (maliny, borówki), żeby każda z nas mogła sama wybrać, które owoce woli i ile chce ich mieć na swojej porcji :)
 

W imieniu wszystkich biesiadników dziękuję A. za pyszną kolację w miłym gronie. Jednocześnie chciałabym zachęcić innych moich znajomych, którzy lubią gotować, do zapraszania mnie na posiłki ;) Chętnie zrelacjonuję inne kolacyjki, obiadki, lunczyki czy śniadanka :)


*A. jest jedną z największych znanych mi maniaczek Włoch, stąd takie określenia :)

3 komentarze:

  1. To ja przede wszsytkim dziękuję! Bardzo chętnie zorganizuję jeszcze jakiś branczyk czy obiadek;) Super foty w ogóle! To ten Twój kulinarny aparat, tak?;)

    Pozdrawiam,

    Sz.Muff.Dem

    OdpowiedzUsuń
  2. Sz.Muff.Dem brzmi prawie jak Prof.Dr Hab. Hm:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam Cię za słowo! :) Aparat zwykły :)

    OdpowiedzUsuń