Kontynuując kilkuletnią już tradycję, w Sylwestra zostaliśmy z Wybrankiem w domu, oddając się naszej ulubionej formie spędzania czasu, a więc leżąc na sofie i jedząc. Częścią tej tradycji jest gotowanie na sylwestrową kolację tzw. kluchów. Jest to kategoria raczej pojemna, w której znalazły się zarówno pierożki z ciasta ryżowego gotowane na parze, jak i chinkali czy pyzy ;-) "Coś mącznego i przygotowanego z wykorzystaniem wody" to chyba najlepsza definicja tej kategorii.
W tym roku padło na parzeńce, które dla mnie mają szczególne znaczenie, bo pierwszy raz jadłam je u mojej Babci, mamy mojego Taty. Gdy byłam dzieckiem, a potem nastolatką, Babcia dużo eksperymentowała w kuchni i przeważnie były to eksperymenty udane. Któregoś dnia zaserwowała nam bułeczki gotowane na parze z sosem mięsno-pomidorowym (a la bolońskim). Pamiętam, że bardzo mi smak i wygląd tego dania zaimponowały, to było coś innego, nietypowego (w moim rodzinnym mieście ani w moim regionie nie było to typowe danie), ciekawego i pysznego. Na jakiś czas parzeńce stały się przebojem babcinego menu, aż do momentu pojawienia się innego nowego dania. Później jadałam je sporadycznie, jedynie w restauracjach, przy okazji wizyt w częściach Polski, gdzie jest to element lokalnej tradycji kulinarnej.
W sumie nie wiem, skąd wziął się pomysł, żeby zrobić parzeńce w tym roku na Sylwestra, ale cieszę się, że się pojawił, a jeszcze bardziej - że został zrealizowany. Jest przy tym daniu trochę pracy, ale jeśli macie robota kuchennego, który wymiesza i wyrobi za Was ciasto, nie jest to jakoś strasznie męczący proces. Najwięcej czasu, jak przystało na przepisy z użyciem drożdży, zajmuje proces wyrastania ciasta. Korzystaliśmy z przepisu na buchty z książki pt. "Ślónsko kuchnia dla Hanysów i Goroli" autorstwa Jaoanny Furgalińskiej, którą dostałam w prezencie pożegnalnym od koleżanki i kolegi z katowickiego oddziału firmy, z którą kilka miesięcy temu zakończyłam współpracę (pozdrawiam serdecznie Ewę i Marcina, jeśli kiedykolwiek to przeczytają :-)
Parzeńce
Składniki (z takiej ilości wyszło nam 10 parzeńców wielkości pączka, optymalna porcja dla 1 osoby to 2 sztuki naszym zdaniem):
- 500g mąki pszennej + 3-4 łyżki
- 1 łyżeczka soli
- 3 łyżki stołowe masła
- 1 szklanka mleka krowiego
- 30g drożdży (ja korzystałam ze świeżych, nie wiem niestety, jak sprawdzają się suszone)
- 1 łyżka cukru
- 2 jajka
Przygotowanie:
- Mąkę pszenną łączymy z solą i odstawiamy (w oryginalnym przepisie jest wskazówka, żeby mąkę przesiać przez sito, ale ja z lenistwa nigdy tego nie robię i jeszcze nigdy nie miało to negatywnego wpływu na przygotowywane danie, więc z automatu nie przesiewam ;-)
- Masło rozpuszczamy na malej patelni/rondelku i odstawiamy do wystygnięcia
- Mleko wlewamy do garnuszka i dosypujemy cukier, podgrzewamy (powinno być ciepłe, ale nie gorące), a następnie wkruszamy drożdże i dodajemy 2 łyżki, a następnie dobrze mieszamy, żeby wszystkie składniki się połączyły, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na 10-15 min
- Po upływie tego czasu rozczyn łączymy z mąką i solą oraz z jajkami i mieszamy do uzyskania jednolitej masy
- Na koniec dolewamy wystudzone masło i wyrabiamy dalej (ja korzystałam z robota kuchennego z hakiem do wyrabiania ciasta drożdżowego)
- Tak przygotowane ciasto, najlepiej w tym samym naczyniu, w którym było wyrabiane, odstawiamy w ciepłe miejsce na 1-1.5h do wyrośnięcia (powinno podwoić objętość), przykryte ściereczką
- Po podwojeniu objętości jeszcze chwilę wrabiany ciasto i dosypujemy mąki, jeśli jest zbyt lepkie (powinno być trochę lepkie, ale jednocześnie powinno w miarę łatwo odejść od haka/ręki)
- Po wyrobieniu przekładamy ciasto na oprószoną mąką stolnicę i dzielimy na równe części
- Z każdej z tych części formujemy kulkę wielkości niedużego pączka, odkładamy na oprószoną stolnicę, a gdy już wszystkie kulki są gotowe, przykrywamy je ściereczką i zostawiamy na 10 min do wyrośnięcia
- W międzyczasie gotujemy wodę i przygotowujemy stanowisko do gotowania na parze - ja korzystałam ze zwykłego dużego gara, do którego wstawiliśmy takie ustrojstwo do gotowania na parze
- Na to ustrojstwo wykładaliśmy po 4 parzeńce i gotowaliśmy je pod przykrywką ok 10 minut, powtarzając do ugotowania wszystkich sztuk
- Ugotowane parzeńce wykładaliśmy na talerz, polewaliśmy sosem i zajadaliśmy, a w Nowy Rok było dojadanie (parzeńce można przechowywać w lodówce, trzeba tylko zabezpieczyć je przed wysychaniem - odgrzewaliśmy owinięte folią aluminioną, w niewysokiej temperaturze w piekarniku)
Sos mięsny zrobiliśmy wcześniej, to był sos w stylu bolońskim, który często gotuje mój Wybranek, a więc z mielonego mięsa (70% wołowina, 30% cielęcina), odrobiny (ok 100g) pancetty lub wędzonego boczku, bardzo drobno posiekanej machewki, cebuli, korzenia pietruszki i selera naciowego, passaty, czerwonego wytrawnego wina (1 lampka) i przypraw (dodał tym razem ziele angielskie i liście laurowe, bo zależało mi na nieco bardziej swojskim niż włoskim smaku). Myślę, że inne mięsne sosy/gulasze też będą dobrze do parzeńców pasowały, np. taki w węgierskim stylu albo taki z marchewką i pieczarkami. Sosem pokrywamy gotowe parzeńce, posypujemy posiekaną świeżą natką lub bazylią i serwujemy. Można do tego zrobić jakąś prostą sałatkę z miksu sałat z dressingiem np. miodowo-musztardowym albo po prostu podać ogórki konserwowe.
Smacznego :-)