W owym czasie byliśmy pod dużym wpływem kuchni włoskiej, zgłębiając jej tajniki przy lekturze książki "Kulinaria Italia", wydanej przez wydawnictwo Oleksiejuk. Z tej właśnie książki pochodził przepis na panna cottę i na makaron (który później jeszcze wiele razy sobie gotowaliśmy, z tym, że korzystaliśmy już z gotowego makaronu), które zaserwował mi Wybranek. To skarbnica wiedzy o kuchni różnych regionów Włoch, ale niestety bywa nieprecyzyjna, jeżeli chodzi o ilość składników potrzebnych do przygotowania niektórych dań. Dlatego też zrezygnowałam z żelatyny w płatkach, zastępując ją sypką żelatyną, a do śmietanki zaczęłam dodawać mleko. To deser całoroczny, ale w lecie szczególnie dobrze się sprawdza, bo pasują do niego sosy ze świeżych letnich owoców.
Przygotowanie jest proste, ale deser ten nie należy do szybkich, ponieważ po ugotowaniu (panna cotta = gotowana śmietana) musi przez kilka godzin tężeć w lodówce. Najlepiej więc zrobić go wieczorem przed dniem, w którym planujemy zaserwować panna cottę, żeby ta śmietankowa galaretka dobrze zastygła. Polecam ten deser na lato jako alternatywę dla lodów, koniecznie w towarzystwie sezonowych owoców :)
Panna cotta z sosem malinowym
Składniki (na 6 porcji, każda po ok 150ml):
PANNA COTTA
- 500ml śmietanki kremówki
- 250ml mleka (najlepiej tłustego)
- 5 łyżeczek żelatyny
- 3 łyżki wody
- 1 laska wanilii
- 100g cukru
- 500g malin
- 2 łyżki cukru pudru
- laskę wanilii przekrajamy wzdłuż na pół, wyskrobujemy ziarenka ziarenka i połówki laski wrzucamy do garnka, dodajemy śmietankę, mleko i cukier
- podgrzewamy na niewielkim ogniu, aż rozpuści się cukier, a cała mieszanina zacznie się gotować
- w międzyczasie rozpuszczamy żelatynę w wodzie i odstawiamy na 5 min, żeby wchłonęła płyn (powstanie z tego zwarta, galaretowata bryła, ale się nie przejmujcie)
- gdy mleczno-śmietankowa mieszanina się zagotuje, zdejmujemy ją z ognia, dodajemy rozpuszczoną żelatynę i energicznie mieszamy, aby żelatyna rozpuściła się w mieszaninie (najlepiej sprawdza się taka trzepaczka) - ważne jest to, żeby nie zostały żadne grudki żelatyny
- masę przelewamy do przygotowanych wcześniej filiżanek/miseczek/pucharków lub specjalnych pojemników do przygotowywania galaretek i puddingów (ostatnio stałam się właścicielką zestawu takich pojemników, całkiem nieźle się sprawdzają - można je obejrzeć/kupić np. tu)
- zostawiamy do wystudzenia w temperaturze pokojowej wystudzone panna cotty przykrywamy folią aluminiową (lub jakąś inną przykrywką) i wstawiamy do lodówki do stężenia i schłodzenia (na min. 3-4h, a najlepiej na całą noc/cały dzień, w zależności od tego, kiedy zabraliśmy się do przygotowania tego deseru)
- przed podaniem wyjmujemy z lodówki, na chwilę zanużamy pojemniki w gorącej wodzie (dzięki temu łatwiej będzie wydobyć śmietankową galaretkę z pojemnika, w którym zastygła), ale tylko na chwilkę, bo jeżeli deser będzie miał kontakt z gorącą woda zbyt długo, po prostu się rozpuści
- podajemy z sosem z sezonowych owoców, np. z malin (maliny blendujemy razem z cukrem; uzyskany sos możemy dodatkowo przetrzeć przez sitko, żeby pozbyć się nasionek), udekorowane listkiem mięty
klasyka, pyszna.
OdpowiedzUsuńświetne, napewno wypróbuje !
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie : http://pieknawkuchni.blogspot.com/
Kiedyś udało mi się zrobić pannacottę, ale wymagało to strasznie dużo pracy.
OdpowiedzUsuń