O tym, że niekoniecznie jest to "drożdżówka jakich wiele", przekonałam się dopiero jako trzydziestokilkuletnia studentka studiów podyplomowych z zakresu kultury kulinarnej. Zastanawiając się nad wyborem tematyki pracy dyplomowej, postanowiłam zająć się zgłębianiem kultury kulinarnej moich rodzinnych stron, a konkretnie miasteczka Rozwadów (obecnie dzielnica miasta Stalowa Wola), gdzie 75% populacji stanowiła przed II wojną światową ludność żydowska (jak podaje ks. Wilhelm Gaj-Piotrowski w opracowaniu "Kultura materialna ludu z okolic Rozwadowa. Część I"). Przy okazji zbierania informacji do pracy dyplomowej sporo nauczyłam się o historii i kulturze Żydów zamieszkujących niegdyś te okolice, w tym o produktach takich jak chałka. Tradycyjnie jest to pieczywo wypiekane na szabas i inne religijne święta, składające się najczęściej z mąki pszennej, jajek, drożdży, wody, cukru i soli.
Jako że w mojej świadomości chałka przez wiele lat funkcjonowała jako "drożdżówka", intrygujące było dla mnie serwowanie jej w towarzystwie szakszuki czy innych wytrwanych dań, czego doświadczyłam w trakcie podróży do Izraela i lekcji gotowania u Orly Ziv, a później przy innych okazjach związanych ze zgłębianiem kultury kulinarnej Żydów (np. w trakcie warsztatów poświęconych kuchni Żydów aszkenazyjskich w trakcie Festiwalu Singera w Warszawie w 2018 roku). Minęło sporo czasu, zanim sama zdecydowałam się upiec moją pierwszą chałkę. Myślę, że po tym doświadczeniu nie ma już powrotu do "przedchałkowych czasów" - tego się nie da "od-upiec".
Z dużym prawdopodobieństwem chałka dołączy do grona moich ulubionych wypieków i będzie gościła na moim stole przy mniejszych i większych okazjach.
Z całego serca polecam Wam chałkę z przepisu pochodzącego z książki "Cook in Israel" Orly Ziv, który nieco zmodyfikowałam. W oryginale wśród składników był olej, ale dla mnie drożdżowe wypieki po prostu muszą być na maśle, więc olej zastąpiłam roztopionym masłem. A zamiast mieszać wszystkie składniki od razu, zrobiłam najpierw, w osobnym naczyniu, drożdżowy zaczyn, podgrzewając nieco wodę. Moje doświadczenia z innymi drożdżowymi wypiekami wskazują, że wodę można próbować zastąpić mlekiem, żeby wypiek był jeszcze lepszy, ale ten eksperyment jest jeszcze przede mną.
Chałka z tego przepisu moim zdaniem nie była słodka, natomiast Wybranek uważa, że słodycz była wyczuwalna. A więc każdy musi ocenić zgodnie z własnym cukro-sumieniem ;-) Z ilością cukru można eksperymentować, podobnie jak z dodatkiem kruszonki, którą na chałce pamiętam z dzieciństwa.
Chałka z przepisu Orly Ziv
Składniki (na 2 duże chałki, dla 6-8 osób):
- 800g białej mąki pszennej (tzw. luksusowej lub innej bardzo drobno zmielonej, jak przystało na wypiek na specjalne okazje :-)
- 320g wody (Orly podaje w gramach, więc ja również, ale jeśli pamiętacie z lekcji chemii, jak przeliczyć gramy na mililitry, zachęcam ;-)
- 30g świeżych drożdży (lub 15g suszonych)
- 80g białego cukru
- 3 jajka (2 do ciasta, 1 do posmarowania)
- 1 płaska łyżeczka soli (zapewne to jest tajemnica "niesłodkości" w moim odczuciu)
- 60g masła (w oryginale jest 60 oleju)
- kilka łyżeczek ziaren sezamu do posypania
Przygotowanie:
- jajka i drożdże wyjmujemy z lodówki na tyle wcześnie, żeby zdążyły się ocieplić (ciasto drożdżowe nie lubi zimnych składników)
- masło rozpuszczamy w rondelku i odstawiamy do wystudzenia (ale nie do lodówki, nie ma stężeć ;-)
- wodę podgrzewamy do letniej temperatury, dodajemy do niej 1 łyżkę cukru i wkruszamy drożdże, mieszamy, żeby cukier i drożdże się rozpuściły, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na 10-15 minut, żeby drożdże "ruszyły"
- do misy robota kuchennego (gorąco polecam mieszanie i wyrabianie ciasta drożdżowego z wykorzystaniem robota - mniej pracy i brudzenia) wsypujemy mąkę, sól i pozostałą część cukru, mieszamy
- do suchych składników dodajemy drożdżowy rozczyn, 2 jajka i roztopione masło, a następnie (z wykorzystaniem haka do wyrabiania ciasta drożdżowego) mieszamy/wyrabiamy gładkie, trochę lepkie i wilgotne ciasto
- tak przygotowane ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (powinno podwoić objętość; u mnie zajęło to ok 45 minut, w trakcie których przykryta misa z ciastem przebywała w piekarniku z nastawionym programem 'podgrzewanie naczyń' i temperaturze 35 stopni Celsjusza)
- wyrośnięte ciasto wyrabiamy przez chwilę w robocie kuchennym (lub ręcznie), dosypując odrobinę mąki (Orly pisze, żeby nie dosypywać, ale moje po prostu było zbyt lepiące, żeby nadawało się do ulepienia z niego chałki, więc dosypałam ze 2 garści mąki)
- wyrobione ciasto dzielimy na 6 równych części (zachęcam do zważenia ich, wtedy wiadomo, że są raczej równe), z każdej formujemy wałek
- blachę do pieczenia wykładamy papierem do pieczenia, bierzemy 3 wałki z ciasta, łączymy je końcami i zaplatamy warkocz (tradycyjna sztuka wyplatania chałki jest nieco bardziej skomplikowana, nie udało mi się jej opanować w trakcie wspominanych wcześniej warsztatów z kultury kulinarnej Żydów aszkenazyjskich, więc zrobiłam zwykły warkocz)
- to samo robimy z pozostałymi 3 wałkami (były na tyle duże, że musiałam zaplatać je na dwóch osobnych blachach)
- tak przygotowane surowe chałki przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na kolejnych 10 minut do wyrośnięcia
- wyrośnięte chałki smarujemy rozkłóconym jajkiem, posypujemy sezamem i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni Celsjusza (grzanie od góry i od dołu, bez termoobiegu) na 10 minut
- po upływie 10 minut zmniejszamy temperature do 170 stopni Celsjusza i pieczemy przez kolejnych 10 minut do uzyskania złotego koloru
- upieczone chałki studzimy przed podaniem
Smacznego :-)
Domowej chałki nigdy nie robiłam, pora to zmienić
OdpowiedzUsuńZaczęłam niedawno robić sama chałkę, super mi wychodzi
OdpowiedzUsuń